W LUTYM „GAZETA WYBORCZA” ZROBIŁA COŚ, NA CO AUTORZY ZEWNĘTRZNI CZEKALI OD PONAD TRZECH LAT. W porozumieniu ze związkami zawodowymi – NSZZ „Solidarność” oraz środowiskową komisją dziennikarzy przy Inicjatywie Pracowniczej – stworzono kodeks regulujący współpracę z freelancerami.
Według obowiązujących od marca zasad autorzy otrzymają honorarium po przyjęciu tekstu, a nie jak dotychczas – po jego publikacji. W zamówieniu określone mają być również parametry dotyczące tekstu, widełki płacowe i przewidziane koszty dodatkowe, np. wydatki na wyjazd w teren lub zakup książki. – Wielu naszych wieloletnich współpracowników ma już wypracowane zasady komunikacji z redaktorami – przekonuje wicenaczelny „Gazety Wyborczej” Mikołaj Chrzan. – Ale chcieliśmy opublikować kodeks dla młodego pokolenia, które lubi wiedzieć, na czym stoi – podkreśla i zaznacza: – Liczę teraz na współpracowników. Że będą naciskali na redaktorów, by stosowali się do kodeksu – dodaje wicenaczelny „GW”, pełniący funkcję pełnomocnika ds. współpracy z autorami zewnętrznymi. Jak mówi, w ciągu trzech miesięcy od wprowadzenia kodeksu nie wpłynęła do niego ani jedna skarga na jego nieprzestrzeganie.
WYŻSZA STAWKA DLA NAJLEPSZYCH
Bartosz Józefiak, członek komisji środowiskowej i freelancer współpracujący m.in. z tytułami Agory, ma na temat kodeksu mieszane odczucia: – Myślałem, że po jego wprowadzeniu coś się zmieni, ale znów tygodniami czekałem na przelew za jeden z tekstów. Pewnie gdybym naciskał na redaktora, dostałbym pieniądze szybciej. Ale chodzi właśnie o to, żebyśmy nie musieli już tego robić – tłumaczy Józefiak. Dziennikarz chwali jednocześnie „Wyborczą”, że w ogóle stworzyła taki kodeks.
– Negocjując z redaktorami, mamy się na czym oprzeć – mówi Józefiak, dla którego wprowadzone przez „GW” zasady są kolejnym krokiem w dyskusji zapoczątkowanej przez freelancerów w 2018 roku. Na fali reakcji na facebookowy wpis Ewy Kalety, krytykującej niekorzystne dla reporterów warunki współpracy z redakcjami, wolni strzelcy przygotowali wówczas tzw. kodeks dobrych praktyk. Od wydawców oczekiwali ustalania stawek przed rozpoczęciem pracy nad tekstem, lepszej komunikacji, wypłacania zaliczek i zwracania kosztów podróży. Na wysłane do redakcji listy z postulatami odpowiedzieli głównie mniejsi wydawcy, jak „Pismo”, „Dwutygodnik”, „Przekrój”, Krytyka Polityczna i „Zwierciadło”. Oprócz „Gazety Wyborczej” do tej pory zasady współpracy z autorami zewnętrznymi przedstawił również koncern Ringier Axel Springer Polska. W lutym 2019 roku ogłosił, że honoraria za tekst będą wypłacane w ciągu 21 dni od przyjęcia ich do publikacji i zaakceptowania rachunku.
Jak podkreśla dziś w rozmowie z „Press” szef działu Wiadomości Onetu Piotr Kozanecki, standardem w tej redakcji jest ustalanie stawki z autorem jeszcze przed napisaniem tekstu. Podobną politykę stosują wydawcy Magazynu Spider’s Web+ i serwisu OKO.press, dodając, że finalna wysokość honorarium może nawet wzrosnąć, jeśli autor dostarczy wyjątkowo dobry materiał. Sylwia Czubkowska, redaktorka naczelna magazynu Spider’s Web+, tłumaczy, że za teksty reportażowe i śledcze jest w stanie zapłacić nawet wielokrotność stawki bazowej, która wynosi 800 zł na rękę. Premiować za jakość chce również Michał Danielewski, wicenaczelny OKO.press: – Płacimy od objętości tekstu, ale jesteśmy gotowi płacić więcej za reportaże i inne teksty wymagające dużego nakładu pracy.
Jak z kolei mówi Mikołaj Chrzan z „Wyborczej”, o wysokości wierszówki decyduje objętość tekstu, czas poświęcony na jego przygotowanie, dział, w którym jest publikowany, ale i to, jaką markę ma autor.
ZŁOTE STRZAŁY
Co jeszcze zmieniło się we współpracy z wydawcami i czy freelancerzy czują się bardziej doceniani niż pięć lat temu?
Bartosz Józefiak uważa, że nie do końca. Dziennikarz nie kryje, że jest rozczarowany realiami panującymi w mediach drukowanych. – Miałem nadzieję, że po tylu latach walki rynek wreszcie się ucywilizuje. Ale w dalszym ciągu dostajemy sygnały od freelancerów, że redakcje nie publikują zamówionych tekstów, nie płacą i nie odpowiadają nawet na maile. Sam zmęczony jestem przetrzymywaniem moich tekstów i niekiedy niskimi stawkami. Choć pracuję jako freelancer od sześciu lat, zdarza się, że dostanę propozycję, by napisać artykuł za 700 złotych. Przy dzisiejszej inflacji taka stawka jest żenująca – ocenia dziennikarz, który najwięcej zarabia na reportażach wcieleniowych do „Dużego Formatu”, gdzie za tekst może dostać od 2 do 4 tys. zł. Za materiały zrealizowane w terenie, już po wybuchu wojny w Ukrainie, od niektórych redakcji dostał nawet 1,5–2 tys. zł na rękę.
Zaznacza jednak, że takie złote strzały nie zdarzają się często. Aby osiągnąć większą stabilność finansową, dziennikarz zaczął współpracę z telewizją TVN, robi podcastowe zlecenia dla Audioteki i pracuje jako fikser dla odwiedzających Polskę zagranicznych dziennikarzy.
– Będę powoli odchodził od branży pisanej. Szkoda mi nerwów – deklaruje Józefiak, którego – pomimo dywersyfikacji zleceń – wciąż nie stać na założenie firmy i odprowadzanie składek na ubezpieczenia społeczne. Dziennikarz opłaca sobie jedynie składkę zdrowotną.
***
To tylko fragment tekstu Marty Zdzieborskiej.