W Ringier Axel Springer Polska jest to zapisane w regulaminie pracy: dziennikarze mogą świadczyć pracę zdalną z dowolnego kraju Unii Europejskiej do 30 dni w roku.
W większości innych wydawnictw umowa jest raczej na gębę. Jeśli oddajesz porządne materiały na czas i nie masz obowiązków, które wymagają obecności w redakcji – niewielu obchodzi miejsce, z którego pracujesz. Pandemiczne doświadczenie codziennej pracy z domu ośmieliło i pracowników, i pracodawców – skoro był obowiązek pracy z domu na Ursynowie, to dlaczego nie może być możliwości takiej samej pracy z Kanady albo Turcji?
Z LEKKĄ DOZĄ NIEPOKOJU
Pracownicy mówią zgodnie jak grecki chór: da się tak pracować bez szkody dla jakości pracy. Szefowie są bardziej wstrzemięźliwi, ale ostatecznie i oni godzą się z faktem, że świat jest mały.
Cezary Łasiczka, etatowy dziennikarz, prowadzący na żywo program „OFF Czarek” w radiu Tok FM, obrał kierunek na Kanadę – w zimnym styczniu 2021 roku.
– Najpierw – przyznaję, że z lekką dozą niepokoju o efekt końcowy – realizowałem wywiady zdalnie z różnych miejsc w Polsce. Z Krakowa, Poznania, Wrocławia – mówi Łasiczka. – A że apetyt rośnie w miarę jedzenia, pewnego dnia obudziłem się z myślą, że sprawdzę uroki takiej pracy zza wielkiej wody. Pomyślałem, dlaczego nie polecieć do Toronto, które swego czasu mnie tak zachwyciło?
Owszem, pracodawca miał wątpliwości. – Byłby bardzo nierozsądnym pracodawcą, gdyby – biorąc pod uwagę rodzaj mojej pracy – ich nie miał – przyznaje Cezary Łasiczka. – Ale im dłużej studziłem swój pomysł nadawania z Toronto, tym bardziej mnie pociągał.
Dziennikarz na bieżąco śledził informacje dotyczące pandemii, dowiadując się o kolejnych pozamykanych krajach, obostrzeniach, wielodniowej i kosztownej kwarantannie. Ale ceny biletów lotniczych spadały, ludzie siedzieli w domach, samoloty latały puste. W końcu – po uzyskaniu zgody redakcji – do jednego z nich wsiadł Łasiczka.
– Życie i praca w dwóch strefach czasowych były niełatwym i wyczerpującym zadaniem – przyznaje. – Ale do czasu, gdy mój organizm uznał, że to normalne, paliwo do pracy czerpałem z odpowiedzialności za moich wiernych słuchaczy oraz kredytu zaufania, którym obdarzył mnie pracodawca. Mój program rozpoczyna się o godzinie 10 rano czasu polskiego, a w lokalnej strefie czasowej była dopiero 4 rano. Kiedy mieszkańcy Toronto wstawali do pracy, ja już byłem po robocie i resztę dnia mogłem poświęcić na zwiedzanie, czytanie, przygotowywanie materiałów do kolejnych programów – opowiada Łasiczka.
Mariusz Kowalczyk, od dwóch lat dziennikarz „Newsweek Polska”, o tym, że nie ma problemu z pracą z zagranicy, przekonał się, gdy redakcja wysłała go do Ukrainy. – Można tak pracować, nawet spoza Unii Europejskiej – przekonuje. – Drugi raz działałem tak już pod koniec pandemii. Skorzystałem z możliwości pracy zdalnej z dowolnego kraju UE, jaką daje RASP. Pod koniec kwietnia 2022 roku pojechałem więc do Hiszpanii, nad Morze Śródziemne, do miejscowości Torrevieja koło Alicante – opowiada.
Pisał teksty zarówno do internetowego, jak i papierowego wydania. – Przez Messengera przeprowadziłem na przykład duży wywiad z profesor Agnieszką Legucką z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. Pisałem też tekst o propagandzie w Telewizji Polskiej, więc musiałem w Hiszpanii śledzić polskie programy. Było to absurdalne doświadczenie, bo TVP Info oglądałem na plaży, na smartfonie. Trochę się obawiałem, że jeśli pojawią się tam nasi rodacy, to wezmą mnie za fanatyka partyjno-rządowej propagandy – śmieje się dziennikarz „Newsweeka”.
***
To tylko fragment tekstu Katarzyny Pachelskiej. Pochodzi on z najnowszego numeru „Press”.