Kontakty Czesława Michniewicza z „Fryzjerem”, mobbing w redakcji „Newsweeka”, bicie i więżenie dzieci w ośrodku w Jordanowie – te tematy trafiały na czołówki portali informacyjnych w ostatnich dniach. Łączy je osoba autora Szymona Jadczaka (w jednym przypadku jako współautora). – Jest przede wszystkim cholernie pracowitym dziennikarzem, a równocześnie absolutnym pasjonatem tego zawodu – ocenia Janusz Schwertner z Onetu.
„Piekło u zakonnic. Bicie, wiązanie, zamykanie w klatce. Horror dzieci w DPS pod Krakowem”, „Czesław Michniewicz, Lech Poznań i ustawione mecze w tle. 27 godzin rozmów z szefem piłkarskiej mafii” i „»Płakałam, miałam ataki paniki«. Ujawniamy zarzuty podwładnych wobec Tomasza Lisa. Dlaczego zwolniono naczelnego »Newsweeka«?” – to tytuły kolejnych tekstów Szymona Jadczaka, które ukazywały się w portalu Wirtualna Polska odpowiednio 13 czerwca, 20 czerwca oraz 24 czerwca br.
Kilka miesięcy wcześniej w lutym tego roku Szymon Jadczak na pierwszej konferencji prasowej nowego trenera polskiej reprezentacji piłkarskiej Czesława Michniewicza pyta o częste kontakty telefoniczne z Ryszardem Forbrichem, ps. Fryzjer, skazanym na więzienie za kierowanie grupą przestępczą ustawiającą wyniki meczów.
Michniewicz mówił, że nie zrobił nic złego oraz sugeruje, że pytaniami Jadczaka powinna zająć się prokuratura. „To nie ja powinienem być tu oskarżony, tylko pan” – twierdził. Szef Polskiego Związku Piłki Nożnej Cezary Kulesza apelował do dziennikarzy, żeby „nie kopali się po kostkach”, bo celem nadrzędnym jest awans na mistrzostwa świata.
20 czerwca ukazuje się tekst Jadczaka o ustawionych przez Forbricha meczach. Dziennikarz pisze, że z analizy 60 tys. stron akt sądowych wynika, że przez dwa lata (2003-2005) Michniewicz kontaktował się z Forbrichem 591 razy – „Bywały dni, gdy dzwonili do siebie ponad 20 razy. W sumie przegadali ponad 27 godzin”. Kilka dni temu selekcjoner zapowiedział, że oskarży Jadczaka o zniesławienie. Jego pełnomocnik mec. Piotr Kruszyński (w przeszłości bronił „Fryzjera”) stwierdził w rozmowie z „Faktem”, że „same bilingi rozmów nie mogą świadczyć o przestępstwie”.
„Liczba adwokatów, którzy zaoferowali mi wsparcie w procesie z Czesławem Michniewiczem i jego prawnikiem, który wcześniej bronił szefa piłkarskiej mafii, jest budująca. Gdybym chciał im wszystkim osobiście podziękować, gadałbym przez telefon co najmniej 27 godzin” – napisał na Twitterze Jadczak.
30 czerwca Michniewicz wycofał się jednak z zamiaru oskarżenia dziennikarza. „Dziś najważniejszym celem są mistrzostwa świata w Katarze, które rozpoczną się już za pięć miesięcy. Mam świadomość, że reprezentacja Polski potrzebuje spokoju, aby dobrze przygotować się do turnieju. W tym okresie – w którym piłka znów powinna łączyć wszystkich Polaków, a nie dzielić – muszę być myślami z kadrą, a nie na sali sądowej” – napisał na Instagramie. „Po turnieju będę walczył o swoje dobre imię” – dodał.
Cofnijmy się znów o kilkanaście dni. 13 czerwca na WP ukazuje się tekst Jadczaka i Dariusza Farona o sytuacji w Domu Pomocy Społecznej w Jordanowie pod Krakowem, gdzie od lat prowadzące ośrodek siostry prezentki miały znęcać się nad podopiecznymi z niepełnosprawnością intelektualną. Według informacji WP, w DPS miało dochodzić do przemocy fizycznej (wiązanie do łóżek, zamykanie w klatce, bicie mopem) oraz werbalnej. Po publikacji tekstu wojewoda zlecił kontrolę ośrodka, sprawie przygląda się Rzecznik Praw Obywatelskich, dwóm prezentkom postawiono zarzuty, same siostry zakonnice zgodziły się zaś, by placówkę przejął inny podmiot.
Kilka dni później zaś na łamach portalu zostaje opublikowany artykuł Jadczaka, w którym pracownicy „Newsweeka” opowiadali o tym, jak redaktor naczelny Tomasz Lis miał ich poniżać, wyśmiewać oraz molestować. Lis zaprzeczył zarzutom. Miesiąc wcześniej Ringier Axel Springer Polska pożegnał się z nim, ale nie podał powodów rozstania.
„Polsce potrzebne jest dziennikarstwo śledcze”
Redaktor naczelny „Rzeczpospolitej” Bogusław Chrabota krytykuje fakt, że tekst o Lisie oparto na anonimowych wypowiedziach. – Jeżeli Jadczak rzeczywiście dysponuje oświadczeniami, głosami, dokumentami, powinien je w tekście ujawnić, a nie posługiwać się anonimowymi wypowiedziami. To podniosłoby wartość tekstu o Tomaszu Lisie. Reportaż o Jordanowie był bardzo dobrze udokumentowany i bardzo wiarygodny, stawiam mu wysoką notę. Jadczak to wybijająca się i ciekawa postać, zdolny i rozpędzony już dziennikarz śledczy. Polsce potrzebne jest dziennikarstwo śledcze. Moja sugestia jest tylko taka, że jeśli rzeczywiście pójdzie dalej w tę stronę, to jego teksty inicjujące temat powinny być równie dobrze udokumentowane i fakt udokumentowania powinien być w tekście – jak w tym o Jordanowie – mówi Chrabota.
Anonimowe źródła nie przeszkadzają natomiast wicenaczelnemu „Gazety Wyborczej” Romanowi Imielskiemu. – Są sytuacje, w których osoby nie chcą mówić. Ja mam do Szymona zaufanie, nie widzę w tym żadnego problemu. Sami pisaliśmy wielokrotnie chociażby o sprawie me too i posługiwaliśmy się tam anonimowymi źródłami. Uważam Jadczaka za świetnego autora, który nie boi się podejmować ważnych tematów – podkreśla w rozmowie z Wirtualnemedia.pl.
Imielski jest natomiast oburzony faktem zapowiedzianego przez trenera piłkarzy oskarżenia Jadczaka o zniesławienie. – To jest skandal. Nie widziałbym problemu z przeszłością Michniewicza, gdyby publicznie przyznał, że robił rzeczy, których nie powinien robić. A on idzie w zaparte i stoi za nim duża część dziennikarskiego środowiska – uważa wicenaczelny „Gazety Wyborczej” Roman Imielski. – Szymon wykonał kawał dobrej roboty, chapeau bas. A sam pomysł prywatnego aktu oskarżenia to strzał w stopę, Michniewicz ewentualnie powinien dochodzić tego na stopie pozwu cywilnego. Do tego dochodzi zatrudnienie jako pełnomocnika prof. Kruszyńskiego, który bronił słynnego „Fryzjera” – dodaje.
– Szymon jest przede wszystkim cholernie pracowitym dziennikarzem, a równocześnie absolutnym pasjonatem tego zawodu. Kocha to, co robi, a gdy dodatkowo może liczyć na pełne wsparcie i zaufanie szefów – a sądzę, że tak właśnie jest – jeszcze bardziej rozwija skrzydła. Ma świetny okres – ocenia Janusz Schwertner, dziennikarz Onetu. – Na pewno jest w gronie faworytów do tytułu Dziennikarza Roku. Myślę, że będzie rywalizował m.in. z polskimi korespondentami, którzy relacjonują wojnę w Ukrainie, w tym z Marcinem Wyrwałem – dodaje.
– Kiedyś spotkałem go w czytelni sądowej, Szymon wykonuje dobrą dziennikarską robotę, jaką każdy dziennikarz wykonywać powinien: wychodzi z redakcji, przegląda i analizuje akta sądowe – mówi Bertold Kittel, dziennikarz śledczy TVN. – Wiem, że wielu ludzi w tej branży uważa, że jeżeli jakaś sprawa przejdzie przez prokuraturę i sądy, to nie warto w niej grzebać. A zawsze warto sięgać do źródeł i Szymon pokazuje, że tutaj rzetelna dziennikarska praca procentuje – dodaje.
– W sprawie Lisa istotne jest, że ten temat wybrzmiał. Ja osobiście czułem deficyt informacji, tym bardziej zaskakujący, że dotyczył prasowej redakcji, której praca polega na ujawnianiu pewnych kwestii. A w tym przypadku słyszeliśmy tylko niepotwierdzone plotki. Dobrze, że ktoś posunął tę sprawę do przodu. Dziennikarz jest od tego, by zweryfikować daną sprawę, u Szymona wszystko jest zweryfikowane – podkreśla Kittel. I dodaje, że „anonimowe kontakty dziennikarzy to esencja tego zawodu”. – Po to one są, by dziennikarze mogli łatwiej poruszać się w sytuacji, w której świadkowie mogą być zastraszani czy bać się zemsty – tłumaczy Kittel.
Kim jest Szymon Jadczak?
Szymon Jadczak pracę w mediach zaczął w radomskim oddziale „Gazety Wyborczej”, brał udział w przygotowywaniu m.in. głośnego tekstu o seksaferze w Samoobronie. Był też związany z portalem Interia.
W 2008 roku przeszedł do TVN, zajmował się tam dziennikarstwem śledczym (najpierw w redakcji „Uwagi”, od 2017 roku w „Superwizjerze”). W 2016, a następnie w 2018 roku nominowany był do nagrody MediaTOR. Pod koniec pracy w TVN przygotowywał materiały dla portalu TVN24.pl. Odszedł z firmy w lutym ub.r.
„Trochę przykro, że na końcu mojej przygody z TVN24 okazało się, że człowiek to tylko pozycja w Excelu, a niektórzy wciąż nie mogą pogodzić się, albo może nie wiedzą, że pańszczyznę w Polsce zniesiono już dość dawno, bo w 1864 roku. Ale nie ma co roztrząsać, warto pamiętać tylko to, co dobre. Do zobaczenia w lepszych czasach” – napisał wtedy do koleżanek i kolegów z redakcji, którą opuszczał.
Wiosną 2021 roku dołączył do Wirtualnej Polski. Razem z nim pracę w portalu zaczęli wówczas Patryk Słowik i Dariusz Faron – wszyscy trzej mieli przede wszystkim pisać do weekendowego WP Magazynu.
Głośne materiały Szymona Jadczaka
W 2019 roku Jadczak opisał w książce „Wisła w ogniu. Jak bandyci ukradli Wisłę Kraków” relacje klubu i jego ówczesnego kierownictwa ze środowiskiem kiboli zamieszanych w przestępstwa. Wcześniej dziennikarz przygotował szeroko komentowany reportaż o tej sprawie, wyemitowany jesienią 2018 roku w „Superwizjerze”.
Natomiast w maju 2020 roku dziennikarz ujawnił, że Poczta Polska wydała prawie 80 mln zł na przygotowania do korespondencyjnych wyborów prezydenckich, które ostatecznie się nie odbyły.
Już w Wirtualnej Polsce opisał zarzuty wobec ówczesnego wiceministra sportu Łukasza Mejzy, jakie wytaczali jego wspólnicy. W tekście (współautorem był Mateusz Ratajczak) relacjonowano, że polityk miał handlować maseczkami bez atestów, jego firma miała długi, a Mejza miał powoływać się na wpływy w firmie LUG Light Factory, która zaprzeczała, żeby miała z nim jakiekolwiek związki. Mejza zapowiedział kroki prawne wobec autorów, a potem podał się do dymisji.
Według wyników badania Mediapanel w maju br. Wp.pl (Grupa Wirtualna Polska) w kategorii informacji i publicystyki ogólnokrajowej (czyli bez treści regionalnych i o pogodzie) odwiedziło 10,71 mln użytkowników, czyli 35,81 proc. zasięgu. Każdy spędził tam średnio 51 minut i 21 sekund.