Prawdopodobnie kiedyś trzeba to było zrobić, choćby po to, żeby skończyć już te ciągłe rozważania i dyskusje. Dziś zatem wskaźniki PBC dotyczące sprzedaży prasy są prostsze, nowocześniejsze i bardziej światowe. Ale nie sposób oprzeć się wrażeniu, że przy okazji próbowano stłuc termometr, by gorączki (w prasie) nie było.
Być może najpierw warto poczynić pewne zastrzeżenie: doskonale rozumiem troski wydawców i redaktorów, martwię się słabą sprzedażą prasy razem z nimi, przez lata wyniki ZKDP czy PBC spędzały mi sen z powiek, nie mogłem pogodzić się ze słabym PR-em prasy, byłem wśród tych, którzy gardłowali, że sami sobie robimy krzywdę, nie dostrzegając odpowiednio sukcesów w dziedzinie e-wydań.
Ale to nie znaczy, że potrafię teraz wytłumaczyć, dlaczego:
1. Raportowanie sprzedaży dzienników odbywa się raz na kwartał, a nie co miesiąc. Rzecz jasna, rozumiem wydawcę i naczelnego, którzy wolą nie co miesiąc, a zaledwie co trzy przeczytać, że spada im minus 9 albo minus 17. Nie muszą odpowiadać na nerwowe pytania zespołu, tłumaczyć się przed właścicielem. Ale doprawdy niepublikowanie danych nie oznacza, że wszystko pójdzie lepiej – oznacza jedynie, że nie chcemy informować rynku i czytelników, co się dzieje (również, co się dzieje dobrego).
2. Nie podaje się nakładu. Być może stoją za tym jakieś sensowne powody, jednak z lotu ptaka widać, że brakuje jednego istotnego parametru, który – bez konieczności zagłębiania się w szczegółowe dane – mówi nam o nasyceniu rynku i efektywności działań wydawcy.
3. Cenę, powyżej której raportuje się sprzedaż egzemplarza, obniżono do 20 procent ceny okładkowej (z 40 procent). Być może jest to związane z punktem drugim. Tak czy owak kreatywna sprzedaż zacznie się na całego. O czym nikt się nie dowie – pewne informacje można było dotąd wyciągnąć z nakładów. Obniżenie progu do 20 procent oznacza, że gazety leżące na uczelniach, w hotelach, co lepszych biurach (sprzedawane za bezcen w ramach większej umowy, często poniżej kosztów produkcji) zaliczane będą do sprzedaży tak samo, jak świadomy wybór czytelnika, który w saloniku prasowym czy na stacji benzynowej skuszony dobry tytułem i zdjęciem bierze egzemplarz z półki, podchodzi do kasy i płaci regularną cenę.
4. Nie spróbowano ustalić algorytmu, który da nam zbliżone pojęcie o dynamice sprzedaży rok do roku. Rzecz jasna, wydawcy na własny użytek sobie porównają, ale rynek przez rok nie będzie miał pojęcia, o tym, czy w dłuższej perspektywie trendy się pogłębiają czy wyhamowują.
A zatem uproszczenie wskaźników to świetna wiadomość, ale zbyt łatwo się zorientować, że nie tylko o to tutaj chodziło.
Marek Twaróg, Press.pl