Ukraińska dziennikarka odpowiedzialna za incydent z rosyjskim ambasadorem uciekła z Warszawy

Iryna Zemlyana trafiła na czołówki gdy oblała czerwoną farbą ambasadora Rosji w Polsce

Iryna Zemlyana, ukraińska dziennikarka i aktywistka, która oblała czerwoną substancję ambasadora Rosji w Polsce, zdecydowała się wyjechać z Warszawy po groźbach ze strony rosyjskich trolli.

9 maja ambasador Rosji w Polsce Siergiej Andriejew przybył na Cmentarz Mauzoleum Żołnierzy Radzieckich, by złożyć tam kwiaty. W czasie wizyty doszło do incydentu: drogę zastąpiła mu grupa manifestantów z Ukrainy, którzy w geście protestu przeciwko wojnie oblewali się sztuczną krwią. W pewnym momencie czerwona ciecz zbryzgała także twarz i garnitur rosyjskiego ambasadora.

Czerwona farba trafiła w rosyjskiego ambasadora w Polsce

Do oblania ambasadora przez przypadek czerwoną substancją przyznała się ukraińska dziennikarka i aktywistka, Iryna Zemlyana.

– To był przypadek, nie zrobiłam nic złego. Oblałam siebie sztuczną krwią na znak protestu, a on po prostu stał zbyt blisko, więc poleciało też na niego – wyjaśniała dzień po zdarzeniu w rozmowie z portalem Wirtualnemedia.pl dziennikarka. – Rosjanie powinni wiedzieć, że gdziekolwiek pójdą, będą na nich czekać Ukraińcy. Przy okazji protestu z ambasadorem Rosji chcieliśmy pokazać światu krew Ukraińców, których teraz Rosja zabija na Ukrainie – dodawała w odpowiedzi na pytania o kulisy zajścia.

Wydarzenie odnotowało wiele mediów także poza Polską. Sama Zemlyana zaczęła dostawać przykre wiadomości, a nawet pogróżki od Rosjan. Portalowi Wirtualnemedia.pl mówiła, że „grożą jej setki Rosjan na wszystkich portalach społecznościowych”.

Iryna Zemlyana wyjeżdża

Iryna Zemlyana w poniedziałek popołudniu poinformowała, że w konsekwencji fali hejtu musiała wyjechać z Warszawy. „W pierwszych godzinach po akcji (na cmentarzu – przyp. red.) wszystkie moje dane trafiły do rosyjskich kanałów na Telegramie. Wzywano, aby mnie zniszczyć; trafiłam do rosyjskiej „bazy zbrodniarzy wojennych”. 25 tysięcy botów napisało na Instagramie w kilka godzin. – podała na Facebooku dziennikarka. Dodała też, że dostaje groźby śmierci okaleczenia, zgwałcenia. Anonimowe wiadomości idą w setki, wszystkie groźby zgłasza polskim organom ścigania. Kobieta wyjechała pod ochroną z Warszawy.

„Na prośbę odpowiedzialnych za moje bezpieczeństwo nie mogę powiedzieć więcej na ten temat. Nigdy nie myślałam, że będę musiała uciekać dwa razy” – napisała Iryna Zemlyana.

Iryna Zemlyana do lutego br. pracowała w kijowskim Instytucie Masowej Informacji. Teraz – jak pisze „Gazeta Wyborcza” – przebywa w Polsce i stąd wspiera innych dziennikarzy, którzy zostali i pracują w Ukrainie.