W maju minęła 33. rocznica ukazania się polskim rynku „Gazety Wyborczej”. Przez trzy dekady tytuł przeszedł poważną ewolucję, od zdecydowanego lidera opinii, do obecnego uczestnika zażartej walki o czytelnika w mocno konkurencyjnym segmencie krajowych mediów. – „Gazeta Wyborcza” miała znaczący wpływ na rodzenie się demokracji w Polsce, nadal oferuje istotne treści, i z powodzeniem przechodzi cyfrową transformację. Ale dziennik czasami przypomina zakurzoną kanapę, która po prostu wymaga odświeżenia i gruntownego remontu – oceniają dziennikarze i medioznawcy w rozmowach z Wirtualnemedia.pl.
Na początku maja minęły 33 lata od momentu, gdy w kioskach ukazała się „Gazeta Wyborcza”. Z kolei 16 maja w sprzedaży pojawi się dziesięciotysięczny numer dziennika.
„Czwarta władza” i kuźnia dziennikarzy
„Gazeta Wyborcza” powstała w 1989 r., w wyniku ustaleń Okrągłego Stołu i początkowo była oficjalnym organem prasowym Komitetu Obywatelskiego „Solidarność”. Pierwszy numer dziennika pojawił się w sprzedaży 8 maja 1989 r. w nakładzie 150 tys. egzemplarzy. Redaktorem naczelnym GW został Adam Michnik, który pozostaje na tym stanowisku (z przerwami) do dzisiaj.
Trudno opisać w całości historię ponad trzech dekad jednego z najważniejszych tytułów w polskiej prasie. Można zwrócić jednak uwagę na kilka istotnych wątków, które miały wpływ na rozwój dziennika.
„Gazeta Wyborcza” od początku swojego funkcjonowania była zorientowana politycznie, choć barwy tego zaangażowania ulegały przez lata modyfikacjom. Nie zmienia to jednak faktu, że gazeta miała spory wpływ na kształtowanie się demokracji w Polsce, wpisując się w definicję „czwartej władzy”, która patrzy na ręce politykom i zwraca uwagę na istotne kwestie społeczne.
Przykładem może być kilka istotnych afer ujawnionych przez „GW” na przestrzeni lat. W 2002 r. na łamach „GW” ukazał się tekst „Ustawa za łapówkę, czyli przychodzi Rywin do Michnika”. Stał się on początkiem tzw. afery Rywina, której wynikiem było powołanie sejmowej komisji śledczej i w dalszej perspektywie upadek lewicowego rządu Leszka Millera. W tym samym roku artykuł w „GW ujawnił aferę „łowców skór”, opowiadając o procederze zabijania pacjentów przez pracowników pogotowia ratunkowego. Z kolei w 2″006 r. materiał „Praca za seks w Samoobronie” ujawniła nieetyczny proceder w partii kierowanej przez nieżyjącego już dzisiaj Andrzeja Leppera.
Przez lata „Gazeta Wyborcza” dorobiła się własnych kanonów rzetelnego dziennikarstwa i wypracowała warsztat, na którym wychowało się wielu dziennikarzy. Wśród byłych już dzisiaj członków zespołu „GW „są takie nazwiska, jak Wojciech Jagielski, Robert Leszczyński, Cezary Łazarewicz, Marek Magierowski, Piotr Najsztub, Ernest Skalski, Bartosz Węglarczyk czy Jacek Żakowski.
Odejść z redakcji „Gazety Wyborczej” nie brakowało także ostatnio. Z „GW” został zwolniony w listopadzie ub.r. Jerzy Wójcik, wieloletni redaktor i wydawca w dzienniku, z kolei w kwietniu br., po 30 latach obecności na łamach „GW” redakcję opuścił Konstanty Gebert (ps. Dawid Warszawski), w związku z określeniem żołnierzy pułku Azow mianem „neonazistów”.
Od papieru do sieci
Przez długi okres „Gazeta Wyborcza” była liderem sprzedaży na polskim rynku prasy. W 1989 r. nakład dziennika oscylował wokół miliona egzemplarzy, w późniejszych latach jednak ulegał on zmniejszeniu. W 1999 r. sprzedaż gazety znajdowała się na poziomie 443 tys. sztuk, zaś w 2003 r. „GW” straciła pod tym względem pozycję lidera na rynku na rzecz dziennika „Fakt”.
W obliczu spadającej popularności dziennika w druku GW, należąca już wówczas do koncernu medialnego Agora rozpoczęła proces cyfrowej transformacji. W 2001 r. uruchomiono serwis internetowy z treściami z „Gazety Wyborczej” oraz bieżącymi informacjami.
Z kolei w 2014 r. „GW”, jako pierwszy tytuł prasowy w Polsce zdecydowała się na wprowadzenie paywalla, a większość treści online w serwisie stała się dostępna tylko dla użytkowników płacących abonament.
Ruch wydawcy, choć początkowo budził wątpliwości na rynku, okazał się przykładem udanej „ucieczki do przodu”. Liczba subskrybentów w kolejnych latach systematycznie rosła, obecnie zaś (wg danych na koniec 2021 r.) przekracza ona 286 tys. To wielokrotnie więcej niż sprzedaż „GW” w wydaniu papierowym, która wynosi prawie 60 tys. egzemplarzy.
Monopol na wiedzę?
Po trzech dekadach powstają pytania o rolę „Gazety Wyborczej” w historii polskiego rynku prasowego i jej ewolucję. A także o to, na jakim etapie marszu jest obecnie dziennik, i w jakim kierunku zmierza?
Wojciech Bartkowiak, dyrektor wydawniczy „Gazety Wyborczej” i członek zarządu Agory w rozmowie z nami podkreśla znaczenie wartości, którym dziennik jego zdaniem jest wierny od momentu swojego powstania, aż do dzisiaj.
– Jaka jest dziś „Wyborcza”? Jestem przekonany, że w swoim DNA cały czas taka sama – nadal najważniejszymi wartościami są dla nas prawda, niezależność, demokracja, Europa, obrona słabszych i mniejszości – wymienia Wojciech Bartkowiak. – Natomiast pod względem wydawniczym to rozwinięty, różnorodny i odnoszący sukcesy projekt, w którym olbrzymią rolę odgrywa serwis Wyborcza.pl, będący w trójce liderów subskrypcyjnych, obok Netfliksa i Spotify.
Menedżer „GW” podkreśla, że dziennik na swoich łamach – tradycyjnych i cyfrowych – pisze o tym, co najważniejsze oraz wyjaśnia i analizuje to, co się dzieje wokół nas.
– Publikujemy znakomite reportaże oraz dostarczamy rozrywki na wysokim poziomie – twierdzi Bartkowiak. – Jesteśmy jedyną redakcją w kraju, która z taką uwagą i od tak dawna prezentuje informacje o świecie, regionie, kraju i małych ojczyznach. Zawsze naszym celem było być blisko czytelników, a teraz jesteśmy nawet bliżej – dzięki internetowi, mediom społecznościowym, spotkaniom online, ale także nowym serwisom lokalnym, które z sukcesem rozwijamy. Niezmiennie „Wyborcza” poważnie traktuje swoją misję związaną z patrzeniem władzy na ręce oraz demaskowaniem błędów, oszustw i manipulacji rządzących – dziś ma na tym polu chyba najwięcej pracy od początku swego istnienia. Myśląc o dalszym rozwoju „Wyborczej”, niezmiennie dbamy o jakość treści i oferowanych usług – to nasz priorytet. Stawiamy mocno na cyfryzację, subskrypcje i nowoczesne technologie, choć papierowe wydania nadal są dla nas ważne i poświęcamy im wiele uwagi.
Bogusław Chrabota, redaktor naczelny „Rzeczpospolitej” nie kryje swojego szacunku dla „GW”, choć jednocześnie dostrzega w jej wizerunku pewne rysy.
– Dla mnie „GW” to najważniejsza gazeta trzydziestolecia – przyznaje Bogusław Chrabota. – Była od początku gazetą par excellence polityczną. Zawsze agitowała do jakichś wyborów. W 1989 roku to były wybory parlamentarne, ale potem zawsze wybór podpowiadany przez ekipę „GW” znaczył co innego. W tym sensie była i wciąż jest gazetą zaangażowaną. Walczącą. To jej uroda.
Zdaniem naczelnego „Rzeczpospolitej” inną zasługą „GW” jest to, że wychowała całe pokolenie dziennikarzy. – I to dziennikarzy najwyższej próby, bowiem – mimo zmian barw klubowych – w każdym z tytułów, w których pracują, stanowią elitę zawodową – zaznacza Chrabota. – Pracowałem z nimi w wielu mediach i zawsze ten sznyt, gen „GW” (w dobrym tego słowa znaczeniu) był widoczny. Myślę też, że 33 lata „GW” to osobisty sukces Adama Michnika, który przez wszystkie te lata był liderem gazety. Jej symbolem i gwarantem zachowania linii. Choć ta przez lata się zmieniała.
Czym dziś jest „GW”? Według naszego rozmówcy to wciąż ten sam tytuł, choć z dużo bardziej ograniczonym kręgiem odbiorców.
– Czasem irytuje bezkompromisową, ślepawą lewicowością, czasem dopieka zajadłym feminizmem, nie mniej „GW” jest jakaś, co więcej, jest gorąca, ważna – podkreśla Chrabota. – Co mnie zawsze irytowało w „GW” i wciąż irytuje? Tylko jedno. Przekonanie niektórych z dziennikarzy „GW”, że jako elita elit zawsze wszystko wiedzą najlepiej i zawsze górują nad innymi (w ich przekonaniu bandą nieuków, oportunistów i kretynów) wewnętrzną racją moralną. No, nie zawsze tak jest. Jeśli jednak ten rodzaj samopoczucia warunkuje przetrwanie „GW” przez kolejne dziesięciolecia, to się na to – choć z lekkim przekąsem – godzę.
Rządy Excela i zakurzona kanapa
Ewa Wanat, dziennikarka, była redaktorka naczelna TOK FM, która obecnie mieszka w Berlinie, także dostrzega znaczenie GW na polskim rynku prasowym, jednocześnie jednak zarzuca wydawcy przywiązywanie coraz większej wagi do wyników biznesowych, co odbija się niekorzystnie na jakości dziennika.
– Gazeta powstała jako organ opozycji demokratycznej, antykomunistycznej i miała pomóc jej wygrać wybory. I pomogła – przyznaje Ewa Wanat. – Czyli ma ogromny wkład w polską demokrację. Ale ta geneza, niezwykła jak na medium, dziś jest raczej obciążeniem. Z drugiej strony obciążeniem jest to, że jej wydawca jest spółką giełdową, a jej akcjonariuszy interesuje głównie zysk. Z obu tych obciążeń wynikają różne problemy. Np. ten żenujący konflikt w zeszłym roku, przeciąganie liny, publiczne obrzucanie się nawzajem coraz bardziej emocjonalnymi listami. No i jak to w kapitalizmie – wygrała kasa, Exel.
Według naszej rozmówczyni, „GW” jest niewątpliwie najważniejszym polskim dziennikiem. – Za nią długo nie ma nic, czytam ją co dzień, ale widzę jak negatywnie odbiło się na niej pozbywanie się doświadczonych świetnych dziennikarek, dziennikarzy, redaktorek i redaktorów – podkreśla Wanat. – Pracowali od początku, dostawali podwyżki, aż excel przestał się zgadzać, więc zaczęły się zwolnienia, na ich miejsce zatrudniano młodych, pewnie za jedną czwartą ich pensji, dorzucono roboty pozostałym i to niestety w wielu miejscach widać. Nadal jest tam dużo świetnych dziennikarek i dziennikarzy, ale często widać, że redaktorka czy redaktor przyjmujący tekst albo zawalony robotą, albo niezbyt kompetentny. Tu też excel wygrał z jakością. Ale wciąż są tam nazwiska, dla których ją czytam i dopóki nie stanie się gazetą.pl będę czytać nadal (bo ja już tylko w internecie).
Cezary Łazarewicz, dziennikarz i publicysta, który przed laty pracował w „Gazecie Wyborczej”, w rozmowie z nami wraca uwagę na to, że dziennik jest wciąż ważny na polskim rynku prasowym, ale cierpi na syndrom dojrzałego wieku. Dlatego wymaga zastrzyku świeżości.
– Kiedy w 1991 roku rozpoczynałem pracę w koszalińskim oddziale „Gazety Wyborczej”, była ona największym niezależnym dziennikiem od Władywostoku do Renu. A wkrótce miała pół miliona sprzedaży, korespondentów w największych państwach świata, prestiż, uwielbienie i pieniądze – wspomina Cezary Łazarewicz. – Kształtowała postawy, obalała ministrów i rządy i dostarczała informacji. Była potęgą finansową i medialną. Każdy, kto chciał być dziennikarzem, marzył o pracy w „GW”, bo to była najlepsza szkoła dziennikarska.
Co się zmieniło? Zdaniem naszego rozmówcy internet i upadek papierowych mediów sprawił, że „GW” jest dziś jednym z wielu źródeł informacji, ale nie najważniejszym, a sama Gazeta.pl jest jednym z wielu przedsięwzięć biznesowych prowadzonych przez spółkę Agora, i też chyba nie najważniejszych dla zarządu.
– Kiedyś „GW” była miejscem nowych form dziennikarskich, świeżej formy i języka, redagowana przez młodych, dla młodych – ocenia Łazarewicz. – A dziś jest jak, trochę, zakurzona kanapa, której przydałaby się renowacja i odświeżenie, poszukiwanie nowych tematów, mniej bieżącej polityki i opinii, więcej informacji, reportażu, eseju, oryginalnych tekstów śledczych.
Przyszłość to internet, a nie papier. I tam, według Łazarewicza, „GW” razi sobie dobrze, najlepiej na rynku prasy. – Ale by przetrwać potrzebuje też oddzielić się od finansowego molocha którym jest dziś Agora i mieć niezależność zarządzania. Jest jeszcze kwestia spuścizny i wymiany pokoleniowej, która w ciągu kilku lat musi nastąpić. Potrzeba tam młodych ludzi, nowych pomysłów i poweru, które pociągną gazetę na kolejne lata. Trzymam kciuki, bo to wciąż moja gazeta, od której zaczynam dzień. Z tą różnicą, że nie muszę biegać do kiosku, a wystarczy otworzyć komputer – zaznacza dziennikarz.
Trzy płaszczyzny
Prof. Stanisław Mocek, medioznawca, rektor Collegium Civitas rysuje dla nas obraz „Gazety Wyborczej” w kilku różnych wymiarach.
– Myślę, że ewolucję „Gazety Wyborczej” należy rozpatrywać na trzech płaszczyznach: politycznej, biznesowej i społecznej. W kategoriach politycznych „GW” przeszła długą drogę, od rodzaju politycznej, wyborczej właśnie ulotki opatrzonej (do pewnego momentu) znaczkiem Solidarności, aż po dziennik, który zwłaszcza na początku miał wyraźne oblicze liberalne, a z czasem, wskutek przeobrażeń na lewicy, stał się tytułem de facto liberalno – lewicowym.
Według naukowca oczywiście w trakcie tych ponad trzech dekad polityczny charakter gazety ulegał rozmaitym fluktuacjom, jednak trzon pozostał w miarę jednorodny.
– Trzeba pamiętać, że GW funkcjonuje na polskim rynku prasowym, który jest w znacznym stopniu „upolityczniony” w sensie zaangażowania po określonej stronie sceny politycznej – podkreśla Mocek. – Większość znaczących tytułów opowiada się za konkretną opcją polityczną lub ideą, i „GW” nie jest pod względem wyjątkiem.
Na płaszczyźnie biznesowej „Gazeta Wyborcza” przeszła zmianę, którą wymuszał zmieniający się (szczególnie w ostatnich latach) segment prasowy.
– Dziennik stanowi obecnie cześć koncernu medialnego Agora, i musi walczyć nie tylko o serca czytelników, ale także o korzystne wyniki finansowe – przyznaje Mocek. – A to w pewnym momencie stało się trudniejsze w kontekście słabnącej sprzedaży wydań drukowanych, czy też faktu, że po ostatniej zmianie władzy dziennik utracił między innymi przychody reklamowe z firm państwowych. W tej sytuacji szefostwo „GW” podjęło słuszną biznesowo decyzję o transformacji cyfrowej i postawienie na płatne treści w internecie. Choć początkowo w branży nie wróżono tej koncepcji powodzenia, to dziennik może mówić o sukcesie, bowiem obecnie jest na polskim rynku liderem pod względem liczby cyfrowych subskrybentów.
Według rektora Collegium Civitas, także w perspektywie społecznej „GW” przeszła zmiany. – Obecnie mamy do czynienia już z drugim lub nawet trzecim pokoleniem, które funkcjonuje z tym tytułem. Dzisiejsi odbiorcy gazety to w dużej części ludzie lepiej wykształceni, często mieszkający w dużych miastach, którzy przywykli do konsumpcji treści w formie cyfrowej. Dlatego w mojej ocenie, choć trudno dokładnie przewidzieć kierunek, w jakim pójdzie „GW”, to obecny wektor obrany przez kierownictwo dziennika wydaje się właściwy i obiecujący – zaznacza Mocek.
Kolekcja magazynów i właściwy kurs
Zdaniem prof. Wiesława Godzica, medioznawcy i wykładowcy SWPS, GW nie grozi kataklizm, choć tytuł może przejść rozmaite przeobrażenia.
– „GW” to ewenement, zjawisko trwałe, a nie krzykliwy fenomenom – ocenia zwięźle Wiesław Godzic. – Z tych słów należy się wytłumaczyć, jeśli nie jest się zagorzałym fanem, nieznoszącym krytyki. „GW” nie zginie, bo silna jest swoją grupą odbiorczą. Przecież czytelnicy nie znikną nagle. Chyba, że suma nawet małych wpadek pogrąży tytuł! Wprawdzie spóźniła się na cyfrowe rozdanie, ale podniosła się i ma pierwsze miejsce na tym obszarze. Co rusz wygrywa sądowe zaczepki.
Ekspert zaznacza przy tym, że trudno żyć liderowi – nie tylko kolega bywa wrogiem. – Potrzebna jest (GW – przyp. red.). Stanie się kolekcją magazynów wszelkiej maści – jeśli już się nią nie stała – zaznacza Godzic. – Łyżka dziegciu polega na tym, że w wydaniu papierowym czytam tytuły, informacje, które już poznałem w różnych wersjach elektronicznych. Marzy mi się popołudniówka internetowa gazeta. Jeśli tylko to pozostało, zróbcie to, macie moc….
Dr Krzysztof Kuźmicz, medioznawca z Akademii Leona Koźmińskiego obszernie wyjaśnia znaczenie i ewolucję GW, oraz prognozuje kierunki rozwoju dziennika.
– „Gazeta Wyborcza” od początku istnienia była medium, które stanowiło istotny przyczółek w budowie wolnego i rzetelnego dziennikarstwa w Polsce – przyznaje Krzysztof Kuźmicz. – Od wiosny 1989 roku jej pracownicy obserwowali i opisywali zmieniająca się rzeczywistość polityczną, a także społeczno-gospodarczą, dostarczali informacji, wciągali w dyskurs kolejne pokolenia Polaków. Przez 33 lata funkcjonowania „Gazety Wyborczej” rynek prasy ulegał przeobrażeniom, towarzyszyły temu liczne kryzysy, pojawiały się nowe wyzwania. Interesująca z tego punktu widzenia wydaje się perspektywa transformacji cyfrowej prasy.
Według medioznawcy na przykładzie „GW” obserwować możemy złożone procesy rywalizacji na rynku mediów (uwzględniając szerszą perspektywę działań konkurencyjnych o charakterze intermedialnym, wykraczającym poza rynek prasy), do których zaliczamy m.in. intensywny rozwój usług cyfrowych, przeniesienie znacznej części „papierowej” obecności prasy w cyberprzestrzeń, uwzględnienie w swych działaniach strategicznych wyzwań i szans płynących z konwergencji medialnej, podążanie za trendami rewolucji cyfrowej, a w efekcie nie tracenie z pola widzenia zmieniających się preferencji czytelników ery cyfrowej.
– Przywołane powyżej przemiany, które znacząco odcisnęły swe piętno w krajobrazie mediów, nie zmieniły istoty prasy, której rola i znaczenie w komunikacji społecznej, informowaniu i budowaniu dialogu władzy i obywateli pozostały niezmienne – ocenia Kuźmicz. – Określając kierunek, w którym zmierza „Gazeta Wyborcza”, możemy z jednej strony zauważyć konsekwencje w działaniu, która manifestowana jest w nieustannym zaangażowaniu w budowanie demokracji, monitorowaniu poczynań osób i instytucji sprawujących władzę, informowaniu o kluczowych wydarzeniach regionalnych i globalnych, a także podkreślaniu znaczenia niezależnych mediów we współczesnym świecie.
Według eksperta z drugiej strony GW, będąc dziennikiem należącym do dużego przedsiębiorstwa medialnego (Agora), w swej strategii rozwoju uwzględniać będzie wyzwania rynkowe, dostosowując modele dystrybucji oraz ofertę do zmieniających się oczekiwań odbiorców przekazów medialnych i uwarunkowań technologicznych.