Zmarła Maria Pańczyk-Pozdziej, Wielka Ślązaczka, senator RP kilku kadencji, redaktor Radia Katowice, twórczyni konkursu „Po naszymu czyli po śląsku”. W lipcu skończyłaby 80 lat. Prof. Jan Miodek napisał o Niej: „czuje Śląsk i tak nim żyje, że nawet śni po śląsku”. Była śląską wojowniczką, rodem z Tarnowskich Gór. Nieustannie przypominała, że nie ma jednej tożsamości śląskiej, że wielu Ślązaków odwróciło się od Polski, ale większość przy Polsce…
Ślązakom pomogła uwierzyć w siebie
Zrobiła dla Śląska naprawdę wiele. Stworzyła najwspanialszy konkurs promujący śląską godkę: „Po naszymu czyli po śląsku”. Przetrwał blisko 30, a wzięło w nim udział ponad 2 tysiące uczestników, także z amerykańskiej Polonii. Dwukrotnie, w 1998 i 2004 roku, konkurs był zorganizowany w Teksasie wśród tamtejszych potomków śląskich osadników.
Nie było gwary w jej domu – ojciec był nauczycielem, absolwentem polskiego gimnazjum w Wągrowcu w Wielkopolsce, dokąd został wysłany przez Komisariat Plebiscytowy jako bardzo zdolny uczeń. Nie było gwary w jej szkole podstawowej, a tym bardziej w liceum pedagogicznym. Z gwarą zetknęła się w dzieciństwie, gdy wyjeżdżała do dziadków na opolską wieś, ale przede wszystkim podczas konkursu „Po naszymu czyli po śląsku”. To podczas tych zmagań Ślązacy na nowo uwierzyli w siebie, w swoją tożsamość i siłę.
Bolały Marię Pańczyk nieprawdziwe zarzuty, że jest wrogiem Ślązaków, irytowały zarzuty o polonocentryzm. Wtedy przypominała, że jej ojciec Ślązak musiał nosić całą okupację znaczek: „P”, bo przyznał, że jest Polakiem. – A ja mam teraz o tym zapomnieć? Mam zrezygnować ze swojego myślenia o Polsce i o tym, że wywodzę się z takiego domu? – pytała. – Nie postponuję tych, którzy śląskość afirmują paradując w koszulkach z napisem: „Oberschlesien”, ale żądam, by nikt nie uczył mnie śląskości, bo korzeniami w niej tkwię.
Do końca martwił ją los śląskiej mowy. – Jeśli zajmą się nią ludzie, którzy mają na względzie wyłącznie chęć zachowania urody, różnorodności tej naszej mowy najpierwszej, to z pewnością będą dążyli do tego, żeby usankcjonowaniem śląszczyzny zajęły się osoby kompetentne, a więc językoznawcy, dialektolodzy, folkloryści – przekonywała. Ale też powtarzała, że Ślązak nie musi umieć godać, bo to nie jest warunek sine qua non bycia Ślązakiem. Decyduje o tym przede wszystkim sama deklaracja zainteresowanego, a poza tym wychowanie, tradycje wyniesione z domu i chęć zachowania kulturowego dziedzictwa. Godanie może być, ale nie musi.
Moje radio
Mimo upływu lat i choroby wciąż myślała o kolejnych audycjach w Radiu Katowice. Rozgłośni pozostawała wierna od 1971 roku. Gdy zaczynała, wciąż mieszkała w Tarnowskich Górach i do pracy dojeżdżała pociągiem o godzinie 4.20, tym samym, którym jechali górnicy na pierwszą zmianę.
Była niezwykle pracowita, a wczesne wstawanie w niej pozostało. Wtedy pisanie felietonów, także do „Dziennika Zachodniego”, scenariuszy wychodziło jej najsprawniej. Była autorką cyklu programów „Sobota w Bytkowie”, które emitowała w latach 1993-1999 Telewizja Katowice. Na swoim koncie ma kilka książek: „Pośpiewomy po naszymu”, „Po naszymu czyli po śląsku”, „Godomy, rządzymy, rozprawiomy”, a także zbioru felietonów: „Zapisane w eterze. Mój Śląsk, moja Polska, moje radio”.
Do polityki weszła niemal z marszu. Od razu zdobyła miejsce w sejmiku śląskim (lata 2002-2005), a potem, począwszy od 2005 roku, czterokrotnie wywalczyła mandat senatora. W kadencji: 2011–2015 pełniła funkcję wicemarszałek Senatu RP.
Odebrała wiele odznaczeń i wyróżnień, w tym Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski. W ubiegłym roku Rada Języka Polskiego przyznała jej tytuł Ambasadora Polszczyzny Regionalnej.
Ciężko chorowała, cierpiała, ale znosiła ten swój los z niezwykłą godnością. – Musi dokuczać, bo to taka paskudna choroba. Pewnie lepiej nie będzie – mówiła ze spokojem. Nie oczekiwała współczucia czy rozczulania się nad nią. – Powiedz lepiej, co sądzisz o decyzji premiera? I co tam w redakcji… – dociekała. Świat polityki nie przestawał ją interesować, ale też irytować.
Była niezwykle wrażliwa na ludzką krzywdę, troskliwym okiem patrzyła zawsze na swoją czelodkę, laureatów konkursu „Po naszymu czyli po śląsku”. Oni tę jej serdeczność odwzajemniali.
Jakieś dziesięć lat temu miała poważne kłopoty z kręgosłupem. Z tą swoją obojętnością na własny los mówiła, że lekarze zalecają operację.
– To dlaczego się nie decydujesz? – pytałam.
– Gdybym wiedziała, ile jeszcze pożyję, to bym się zdecydowała – odpowiedziała bez emocji. Bo przecież Ślązacy się śmierci nie dziwią.
Już dawno przygotowała list, kogo należy powiadomić o Jej śmierci, jak ma wyglądać jej pogrzeb.
Zmarła 12 maja 2022 roku. Zostanie pochowana w przyszłym tygodniu w Tarnowskich Górach.