Książka „Znikająca Polska” ukazała się w listopadzie ub.r. Dziennikarz opisał w niej problem bezrobocia i upadającego przemysłu. Unikał odniesień do lokalnej polityki. Zamiast nich pojawiły się historie robotników upadających fabryk. Po premierze Witwicki wziął tydzień urlopu i ruszył do rodzinnego miasta na promocję książki. Twierdzi, że lokalni dziennikarze umawiali się na wywiady, a potem je odwoływali albo nie publikowali przeprowadzonych rozmów. Ludzie, którzy początkowo byli zafascynowali lekturą przestali odbierać telefony. Dziennikarz Polsatu i Interii prowadził też wykłady na lokalnej uczelni. Witwicki twierdzi, że żona prezydenta Włocławka miała mu ubliżać przy studentach. Później przerwano jego wykład, a uczelnia wcześniej zainteresowana współpracą, miała zmienić zdanie.
Później w Piśmie Samorządu Terytorialnego „Wspólnota” dziennikarza Polsatu skrytykował sam prezydent Włocławka Marek Wojtkowski. – W 1998 roku Włocławek wiele stracił z powodu pozbawienia go statusu miasta wojewódzkiego, co spowodowało problemy społeczne i gospodarcze, ale nie można zakwalifikować go jako miasta upadającego. Ta opinia jest dla mnie tym bardziej przykra, że książkę napisał autor pochodzący z Włocławka. Doprawdy nie wiem, co chciał przez to osiągnąć – stwierdził samorządowiec.
„W mediach lokalnych jest problem z wolnością słowa”
W długim wpisie na portalu społecznościowym Facebook Witwicki stwierdził, że o „słabościach mediów lokalnych nie mówi się za wiele”. Dziennikarz opisał w nim swoje problemy po krytyce włodarza Włocławka. Twierdzi, że wpłynęło to pozytywnie na miejscową prasę. – Po tym, jak pojawił się mój post niektóre rozmowy zostały opublikowane i dostałem kilka zaproszeń od lokalnym mediów. Panu prezydentowi udało się zrobić promocje mojej książki – mówi portalowi Wirtualnemedia.pl Witwicki.
Wcześniej dziennikarze lokalni obawiali się publikacji wywiadów na temat tej książki? – Myślę, ze tak bali się krytyki, ze nawet nie zrozumieli czego ona dotyczy – odpowiada Witwicki. Zdaniem redaktora naczelnego portalu Interia.pl jest kłopot z wolnością słowa w mediach lokalnych. Z czego on wynika? Z uzależnienia finansowego wielu tytułów prasowych, stacji radiowych czy telewizji od samorządowców? – Jest problem. W mniejszych miejscowościach sieć układów i powiązań, który wpływa na jakość publikacji – ocenia Witwicki.
Dziennikarz Polsatu zapewnia, że jego intencją nie jest stygmatyzowanie konkretnych mediów, ani dziennikarzy w nich pracujących. – Mam świetną pracę w Interii i Polsacie. Zajęcia z dziennikarstwa już zacząłem prowadzić na SWPS. Książka dalej cieszy się dużym zainteresowaniem, bo napisały o niej ogólnopolskie media. Proszę sobie jednak wyobrazić, że to wszystko spada na lokalnego dziennikarza, który chce uczciwie opisać swoje miasto. Nie da się. I tak to właśnie wygląda w Polsce lokalnej. Wiem, bo się nią interesuje i sporo rozmawiam z dziennikarzami. Oni tych mechanizmów nie opiszą, bo boją się o pracę i przyszłość. Wywiad z prezydentem Wojtkowskim nosił tytuł: Włocławek, to nie jest „polskie Detroit”. To nawiązanie do hasła promującego moją książkę. Tydzień później kibice Anwilu Włocławek wnieśli na trybuny wielki transparent „Polskie Detroit” – zauważył w swoim facebookowym wpisie Witwicki.