Dzieci z domu dziecka w Mariupolu nie będą mogły na razie opuszczać Kazimierza Dolnego – postanowił sąd rodzinny w Puławach. Ponad 60 sierot ewakuowanych z frontowego miasta na południowym wschodzie Ukrainy przebywa w Domu Dziennikarza Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.
„Opieka nad dziećmi się poprawi”
Lubelska reporterka „Tok FM” Anna Gmiterek-Zabłocka ustaliła, że w Domu Dziennikarza wizytację przeprowadził kurator sądowy. I wkrótce potem zapadła decyzja o zakazie wyjazdu.
Wyznaczono również dwoje przedstawicieli, którzy wspólnie mają sprawować reprezentację małoletnich. To urzędniczka z Kazimierza Dolnego i dyrektorka ukraińskiego domu dziecka, która niedawno do Kazimierza dojechała z Mariupola. Sąd uznał, że wszelkie decyzje w sprawie dzieci muszą podejmować wspólnie.
– Jak usłyszałam w sądzie, ma to przeciwdziałać wszelkim nieprawidłowościom w opiece nad dziećmi. W tej chwili wiem, że szukają wolontariuszy z wykształceniem pedagogicznym. Opieka nad dziećmi się poprawi – mówi Anna Gmiterek-Zabłocka.
Kontrowersyjny pastor z USA
Dlaczego sąd podjął taką decyzję? Dzieci przebywały do tej pory pod opieką amerykańskich wolontariuszy z organizacji zajmującej się adopcjami międzynarodowymi. Ci twierdzili, że w przypadku części ich podopiecznych trwają już procedury adopcyjne. Dzieci miały trafić do amerykańskich rodzin o ukraińskich korzeniach.
Grupie wolontariuszy przewodzi pastor Matt Shea, były wojskowy, znany w USA ze swoich kontrowersyjnych wypowiedzi, nawoływania do przemocy i braku kontroli nad swoimi emocjami. Jak pisały amerykańskie media, miał m.in. maltretować swoją byłą żonę i zachowywać się agresywnie wobec policjantów. Teraz podobno sam miał wszcząć procedury adopcyjne wobec kilkorga dzieci z Mariupola.
– Potwierdził to Daniel Walters, dziennikarz śledczy z miasta Spokane, który opisywaniem pastora Shea zajmuje się od 10 lat – zauważa Gmiterek-Zabłocka.