W piątkowe popołudnia Mariusz Szmidka, redaktor naczelny wydawanego w Gdańsku tygodnika „Zawsze Pomorze”, jego zastępczyni oraz dyrektor artystyczny wcielają się w nową rolę – kolporterów swojej gazety. Szmidka, jadąc z Gdańska do Kartuz, gdzie mieszka, podrzuca egzemplarze do odbiorców, których ma po drodze (samorządy, firmy, indywidualni klienci). Jego zastępczyni objeżdża Kociewie, a dyrektor artystyczny Trójmiasto. W ten sposób rozprowadzają ok. 600 egzemplarzy z 7-tys. nakładu.
Pieniędzy Ruch nie potrzebuje
Ruch odmówił im kolportażu. Argumenty? Że tytuł nie rokuje optymalnej sprzedaży w ich sieci. Że cena (5,39 zł za egzemplarz) jest bardzo wysoka. Inni, jak Kolporter, Garmond Press (zaopatruje Żabki i poczty), Lagardère Travel Retail (Inmedio), nie mieli podobnych zastrzeżeń. Bo jak tu mieć, skoro dystrybutor otrzymuje pokaźny procent (40–50) od każdego sprzedanego egzemplarza? Ciężar ryzyka więc jest po stronie wydawcy. – To działanie na szkodę spółki Ruch – komentuje odmowę dystrybucji Szmidka. – Nie myślałem, że coś takiego może mieć miejsce. Dla nas to o tyle utrudnienie, że na Pomorzu Ruch ma dogodniejszą sieć punktów sprzedaży niż Kolporter i prenumeratę na lepszych warunkach.
Jednak właścicielowi Ruchu, państwowemu koncernowi Orlen, który nabył tę spółkę jesienią 2020 r., takie postępowanie, choć naruszające rynkowe zasady gry, summa summarum może się opłacać. Bo Orlen pod wodzą Daniela Obajtka w 2021 r. sfinalizował „repolonizację” grupy Polska Press. Spełnił w ten sposób nieskrywane marzenie Jarosława Kaczyńskiego. Wykupił z wrażych rąk niemieckiego wydawcy 20 dzienników regionalnych, blisko 150 tygodników lokalnych i pół tysiąca serwisów internetowych (głównie naszemiasto.pl i portale poszczególnych tytułów). Media niezależne zinterpretowały to jako pójście w ślady węgierskiego premiera Viktora Orbána. Tam jest orbanizacja mediów, u nas orlenizacja. Dała ona paliwowemu gigantowi i jego mocodawcom dominującą pozycję, niemalże monopol na rynku prasy regionalnej. Pozycję wzmocnioną przez posiadanie własnego dystrybutora (czyli Ruchu), sześciu drukarń oraz domu mediowego.
Uciekinierzy z Obajtkowa
Odmowę przyjęcia przez Ruch tytułu „Zawsze Pomorze” trudno uznać za czysty przypadek. Chodzi o nowy tygodnik, który pojawił się na rynku 1 grudnia 2021 r. jako portal, a dwa dni później w wersji papierowej. Pracują w nim emigranci z „Dziennika Bałtyckiego”, jednego z ważniejszych tytułów spółki Polska Press. Nowa gazeta trafiająca do sprzedaży w piątki jest konkurencją dla wydania „Dziennika Bałtyckiego” oferującego magazyn „Rejsy”.
Wykupowi Polska Press towarzyszyły rzecz jasna zapewnienia, że żadna próba politycznego podporządkowania mediów nie wchodzi w rachubę. Daniel Obajtek twierdził, że to posunięcie czysto biznesowe. Ale chyba tylko wyjątkowo naiwni w to uwierzyli. Za zmianą właściciela poszły zmiany kadrowe – mianowanie redaktorem naczelnym całej grupy Doroty Kani, jednoznacznie zdefiniowanej politycznie, rozstania z naczelnymi poszczególnych tytułów, zaciąg ludzi o poglądach bliskich opcji rządzącej.
„Dziennik Bałtycki” sprzed Orlenu był politycznie wyważony, umiarkowany, można powiedzieć: pluralistyczny. W zespole funkcjonowali dziennikarze o różnych poglądach i sympatiach. Może dlatego, gdy mianowano nowego naczelnego Artura Kiełbasińskiego, dotychczasowy naczelny Mariusz Szmidka otrzymał propozycję objęcia posady zastępcy. – Od razu odrzuciłem tę ofertę, mając świadomość, że tytuł będzie sterowany politycznie – stwierdza Szmidka. – Jest oczywiste, że wejście polityki do mediów pozbawia je funkcji kontrolnej. Bo jak gazeta ma kontrolować władzę, która poprzez spółkę państwową jest właścicielem i wydawcą tej gazety?
Zrobił rozeznanie w kręgach biznesu. Okazało się, że są wśród przedsiębiorców z Pomorza, z Kaszub tacy, którzy cenią niezależność mediów na tyle, by wesprzeć finansowo nową inicjatywę wydawniczą. Powstała Fundacja A1 Press Dziennikarze dla Pomorza, która jest wydawcą „Zawsze Pomorze”. I choć od lat wieszczy się śmierć gazetom papierowym, fundatorzy, prócz wersji elektronicznej chcieli szelestu kartek i zapachu świeżej farby.
Ogłoszenie sprzeczne z linią
Za Szmidką sukcesywnie podążyła spora część dawnego zespołu „DzB” (19 osób). – Odeszłam, bo chciałam – mówi Ryszarda Wojciechowska. – Od lat zajmowałam się polityką. Kiedy przejął nas Orlen, zdawałam sobie sprawę, że szybko skończy się mój wpływ na wybór rozmówców i tematów rozmów. Nowy naczelny przyszedł z Radia Gdańsk. Wiedziałam, jak tam wygląda tematyka polityczna.
Wspomina, jak podczas redakcyjnego kolegium padła z ust Kiełbasińskiego zawoalowana sugestia, żeby nie relacjonować koncertu na 20-lecie TVN24 zorganizowanego w Operze Leśnej w Sopocie, a jeżeli relacjonować, to napisać o samej muzyce. Zapytała, czy ma ogłuchnąć, jeżeli słowem najczęściej padającym ze sceny będzie „wolność”. I usłyszała: tak, ma ogłuchnąć. Nie ogłuchła, zrelacjonowała, co słyszała, i – o dziwo – poszło bez jakichkolwiek ingerencji. To wyglądało na przeciąganie liny. Sprawdzanie, kto jak zareaguje na sugestie czy dyspozycje. Taka miękka perswazja.
Choć nie zawsze. Dariusz Szreter bardzo szybko usłyszał, że naczelny musi mu zdjąć felieton, bo jest jednostronny i niektórzy odbierają go jako świadomą prowokację. To było po publikacji, w której obśmiał deklarację Kaczyńskiego, że będzie walczyć z nepotyzmem w szeregach PiS. – Gdy nowy naczelny zlikwidował mój felieton, poczułem, że odebrano mi dziennikarskie prawo do zabierania głosu w debacie publicznej – mówi Szreter.
Był szefem działu publicystyki. Konsultował z Kiełbasińskim tematy. W wyniku tych konsultacji zestaw rozmówców i paleta ich poglądów się zawężała. Przy kontrowersyjnych tematach Szreter proponował dwugłos i to na ogół przechodziło. – Dla mnie była to niekomfortowa sytuacja – ocenia. – Czułem się trochę wyzuty z funkcji, którą pełniłem. Rozumiem, że jest właściciel, wyznacza naczelnego, który ma jakąś politykę, lecz nie chcę w tym uczestniczyć.
Pod koniec sierpnia 2021 r. złożył wypowiedzenie. A w październiku redaktor naczelny „DzB”, w odróżnieniu od innych tytułów wybrzeżowych, odmówił publikacji płatnego ogłoszenia w formie wywiadu z Mieczysławem Strukiem, marszałkiem województwa pomorskiego. Struk odnosił się w nim do wyroku Trybunału Konstytucyjnego orzekającego wyższość prawa krajowego nad unijnym. Uprzedzał o ewentualnych skutkach wyjścia Polski z UE. Kierownictwo „DzB” uznało ogłoszenie marszałka za sprzeczne z linią programową gazety. Teraz już tylko czekać, kiedy „DzB” odmówi publikacji nekrologów zmarłych, których poglądy były sprzeczne z jego linią programową.
Dystrybutor jako cenzor
„Zrobimy wszystko, by mieszkańcy Pomorza mieli alternatywę i dostęp do obiektywnej, wiarygodnej, rzetelnej informacji. Bez propagandy i faworyzowania kogokolwiek” – deklarował Mariusz Szmidka 3 grudnia 2021 r. we wstępniaku pierwszego numeru „Zawsze Pomorze”. Powstanie tego tygodnika i jego perypetie z Ruchem mogą się wydawać sprawą błahą, niegodną uwagi, zwłaszcza w czasach, kiedy tak wiele się dzieje zarówno w wymiarze międzynarodowym, jak i krajowym. A jednak sam Orlen chwalił się wcześniej, że przejęcie Polska Press otwiera mu dostęp do ponad 17 mln internautów. To już nie błahostka. Można im sączyć do woli rządową propagandę. Na tym tle „Zawsze Pomorze”, wyważone, niepchające się na pierwszą linię politycznego frontu, to małe miki. A jednak potentat rzuca mu kłody pod nogi, by utrudnić dostęp do czytelnika.
To namacalny dowód, że obawy przed partyjno-rządowym monopolem medialnym nie były tworem bujnej wyobraźni tych, którzy, jak Adam Bodnar, wtedy rzecznik praw obywatelskich, przestrzegali przed koncentracją różnych ogniw w jednych rękach. Bodnar wskazywał, że zakup Polska Press przez Orlen grozi monopolem informacyjnym, że spółka będzie miała wpływ na druk konkurencyjnych tytułów prasowych (sześć drukarń) oraz kontrolę nad znaczną częścią rynku kolportażu prasy (Ruch). Gdyby w Polsce wszystko działało jak należy, te zagrożenia powinien dostrzec, i to bez pomocy RPO, Tomasz Chróstny, prezes UOKiK. Ale takie czasy – trudno liczyć na bezstronność i asertywność pisowskiego nominata. Chróstny uwagi Bodnara zignorował.
Perypetie „Zawsze Pomorze” pokazują, że cenzura w tym wypadku przeniosła się z poziomu redakcji na poziom dystrybucji. A kto wie, czy orlenowskie drukarnie nie zaczną odmawiać druku tytułów, które nie znalazły uznania prezesa koncernu albo tego najważniejszego. Redaktor naczelny „Zawsze Pomorze” nie ma wątpliwości – gdyby pozwali Ruch do sądu, wygraliby sprawę. Ale kiedy? Za dwa lata, jak dobrze pójdzie. A oni muszą dotrzeć do czytelników dziś.
I dobrze, że przynajmniej czytelników nie da się kupić hurtem w pakiecie. Okres, kiedy Orlen przejmował Polska Press, zaowocował odpływem klientów. Od sierpnia 2020 r. do sierpnia 2021 prawie wszystkie nabyte dzienniki regionalne zanotowały spadki sprzedaży, a największe „Gazeta Lubuska” (o 23,82 proc.) i „Dziennik Bałtycki” (21,89 proc.). Tygodnikowi „Zawsze Pomorze” sprzedaż rośnie. Pomalutku, nieoszałamiająco, ale jednak. Mimo przeszkód.