Pekin zażarł

Dziennikarzom na igrzyskach poszło lepiej niż sportowcom

Sportowych sukcesów mało, transmisji i nowych technologii dużo, emocji jeszcze więcej

Wygląda na to, że spośród Polaków na igrzyskach w Pekinie najlepiej poszło dziennikarzom.

„Tylko u nas! Prawdziwy sport od kulis! Tak swój start na dużej skoczni przeżywał po drugim skoku Kamil Stoch” – krzyczał tweet TVP Sport z 13 lutego, po tym jak nasz zawodnik zajął czwarte miejsce. I tam krótkie wideo, jak Stoch – najpewniej nie wiedząc, że jest filmowany – załamany chował twarz w dłoniach, gdy zrozumiał, że nie wywalczył medalu. „Wstydzilibyście się”, „Zero szacunku z waszej strony” – ocenili kibice, którzy uznali, że to wchodzenie z butami w prywatność mistrza.

Te obrazy i dyskusja, jaka się pod nimi rozwinęła, są niczym symbol pekińskich igrzysk: sportowych sukcesów mało, transmisji i nowych technologii dużo, emocji jeszcze więcej.

CHIŃSKIE ODLEGŁOŚCI

Polacy wywalczyli tylko jeden medal na zimowych igrzyskach olimpijskich w Pekinie, które zakończyły się 20 lutego. A mimo to kibice w kraju chłonęli relacje z olimpijskich obiektów na ekranach telewizyjnych i komputerowych. Euforyczna radość całej kadry skoczków po tym, jak Dawid Kubacki nieoczekiwanie wywalczył olimpijski brąz na normalnej skoczni. Grymasy zawodu na twarzach biało-czerwonych, którzy albo otarli się o podium (łyżwiarski sprinter Piotr Michalski), albo nie zakwalifikowali się do finałów, jak Natalia Maliszewska, która wypadła z toru w ćwierćfinale shorttracku. I te łzy sportowego niespełnienia w oczach Kamila Stocha, gdy na dużej skoczni zaprzepaścił szansę na medal.

Redakcjom telewizyjnym i internetowym relacjonującym igrzyska poszło lepiej niż sportowcom, choć rozczarowań też nie uniknęły. Z obecności dziennikarzy na igrzyskach musiał zrezygnować sportowy serwis Gazeta.pl.

– W związku ze skomplikowaną sytuacją logistyczną i obostrzeniami, które panują w Chinach, zdecydowaliśmy się anulować wyjazd naszych dwóch wysłanników – mówi Łukasz Cegliński, redaktor naczelny Sport.pl. Jedynym bowiem sposobem dotarcia do Pekinu było skorzystanie z czarteru Polskiego Komitetu Olimpijskiego wylatującego dziewięć dni przed igrzyskami. To jednak wiązałoby się z dodatkowymi kosztami, m.in. zakwaterowania dziennikarzy. Ostatecznie ekipa pracowała w komplecie z kraju.

***

To tylko fragment tekstu. Pochodzi on z najnowszego numeru „Press”.