Prof. A. Chwalba: historia w konflikcie rosyjsko-ukraińskim odgrywa dużą rolę

Kijów pogrążony w mroku

W konflikcie rosyjsko-ukraińskim historia odgrywa niebagatelną rolę. Jest wręcz przesądzająca, czego nie widać na ekranach telewizorów czy komputerów – mówi PAP historyk prof. Andrzej Chwalba. Rozmowa została przeprowadzona w piątek 25 lutego.

Polska Agencja Prasowa: W czwartek nad ranem Rosja zaatakowała Ukrainę. Jakie są historyczne korzenie roszczeń Rosji kierowanych w stronę Ukrainy?

Prof. Andrzej Chwalba: Te korzenie sięgają daleko w głąb dziejów, a co najmniej do XV czy XVI stulecia, aczkolwiek wtedy jeszcze nie było Rosji, tylko Carstwo Moskiewskie. Carowie, a wcześniej wielcy książęta moskiewscy uważali, że Opatrzność dała im prawo do podporządkowywania sobie kolejnych ziem ruskich. Czyniąc tak musieli znaleźć się w konflikcie z Wielkim Księstwem Litewskim, które zamieszkiwali prawosławni Rusini. W drugiej połowie XVI w. musiało to doprowadzić do wojen z Rzecząpospolitą polsko-litewską, trwających prawie do końca XVII w.

Zakończyły się one sukcesem Moskwy, która przejęła dzisiejszą wschodnią część Ukrainy oraz Kijów. Pozostałą część ziem ruskich Rosja przejęła w następstwie rozbiorów. Całe terytorium dzisiejszej Białorusi i 5/6 Ukrainy współczesnej, od 1795 r. kontrolowała Rosja. Jej politycy uważali wszystkie ziemie ruskie za rosyjskie. Stanowisko to w XIX w. „dokumentowali” dworscy historycy, a upowszechniali publicyści. Zupełnie nie dostrzegali, albo nie chcieli dostrzec, że kilkuwiekowa obecność Rusinów na Litwie, w Koronie Polskiej i Rzeczypospolitej zmieniła ich kulturę. Życie pod wspólnym dachem Rzeczypospolitej otwarło Rusinów na kulturę polską i łacińskiego Zachodu, na prądy tolerancyjne i wolnościowe. Możemy to dostrzec w bardzo licznych aspektach i wielu obszarach. Tym samym coraz bardziej oddalali się od mentalności Rosjan. Czyli przez stulecia mieszkańcy dzisiejszej Ukrainy i Białorusi wytworzyli kulturę inną niż rosyjska, bliższą tradycji Zachodu niż Wschodu, który pełną garścią sięgał z dziedzictwa mongolskiego.

Już w końcu XIX w. rosyjscy politycy zarzucali Polakom współsprawstwo w narodzinach kultury białoruskiej i ukraińskiej. Zresztą m.in. z tego powodu do dzisiaj wynika niechęć kremlowskich polityków do Polski. Ale jednocześnie często ci sami politycy zaprzeczają, że w ogóle istnieją odrębne narody jak białoruski czy ukraiński.

W XIX w., kiedy powstawały w Europie nowoczesne narody, narodziły się również ukraiński oraz, choć z pewnym opóźnieniem, białoruski. W wieku XIX i XX, najpierw Ukraińcy, a później i Białorusini stworzyli swój własny język literacki i mieli własnych twórców pielęgnujących oryginalną tożsamość i kulturową odrębność. Zatem ani Białorusini, ani Ukraińcy nigdy nie byli Rosjanami, co nie przeszkadzało Rosjanom twierdzić, że jest inaczej. Rosjanie dowodzili i podobnie dzisiaj twierdzą, że wielki ocean rosyjski, kiedyś ruski, składa się trzech głównych rzek. Jedna nazywa się Wielką Rusią, druga Małą Rusią (Ukraina), a trzecia Białą Rusią. Takie zdanie mieli nie tylko sowieccy politycy i dzisiaj kremlowscy, ale i wielcy rosyjscy pisarze na czele z Aleksandrem Sołżenicynem.

Pod tym względem widzimy ciągłość dziedzictwa historycznego, co miało zapewnić Rosji wielkomocarstwowy status. Józef Piłsudski słusznie uważał, że Rosja bez Ukrainy i jej zasobów oraz dostępu do Morza Czarnego nigdy nie będzie silna i imperialna, stąd też wynikał jego pomysł, niekoniecznie szczęśliwy, wyprawy na Kijów. Ale z drugiej strony barykady identyczną opinię miał Lenin.

Kiedy dzisiaj rozmawiamy, właśnie ważą się losy Kijowa.

I tu właśnie dochodzimy do sedna sprawy. Kijów dla Rosjan był i jest świętym miastem. Sercem Rosji. Miejscem jej faktycznych narodzin. Narodzin rosyjskiego prawosławia, które świadczy o rosyjskiej odrębności od świata. Z takim postrzeganiem Kijowa zetknęły się wojska polskie i ukraińskie wkraczające do niego w maju 1920 r. Zajęcie tego miasta oznaczało wzmożenie patriotyczne w bolszewickiej Rosji oraz ułatwiło Leninowi mobilizację przeciwko białopolakom, czyli wojskom polskim i Ukraińcom, a zatem wojskom Semena Petlury. Nawet „biali” zaciągali się wtedy do czerwonych wojsk Lenina i Trockiego.

Atak na Kijów nastąpił nie tylko dlatego, że mieści się tam centrum państwa ukraińskiego, ale również z tego powodu, że zgodnie z wiekową tradycją to w Kijowie zaczęła się historia Rusi i Rosji, kontynuowana później w Moskwie. W Kijowie Rosja miała jakoby rozpocząć swoją wspaniałą drogę ku wielkości. Można powiedzieć, że Kijów był i jest mitem założycielskim Rosji. Nie ma wielkiej Rosji bez Kijowa. A Rosja inną być nie potrafi i nie chce. Jak nie będzie wielka i imperialna, to przestanie nią być.

Bardzo żałuję, że w debacie publicznej kwestia ta, w istocie fundamentalna, prawie nie istnieje. A przecież wizją rosyjskiego Kijowa żywi się dzisiaj tzw. przeciętny Rosjanin, popierając Putina. Historia w tym konflikcie odgrywa niebagatelną rolę. Jest wręcz przesądzająca, czego nie widać na ekranach telewizorów czy komputerów.

W debacie pojawiają się także opinie, że Putin chce doprowadzić do odbudowy Związku Sowieckiego, że dokonuje „zbierania ziem ruskich”…

Z pewnością tak, ale i o coś więcej chodzi, o Europę, która winna być zależna od Moskwy. Przejęcie Ukrainy oznacza też poprawę samopoczucia mieszkańców państwa rosyjskiego. Umacnia ich dumę i daje przyzwolenie do dalszych działań zmierzających do destabilizacji Europy, osłabienia NATO i Unii Europejskiej.

Uzasadnienie ekspansji, choć w naszej perspektywie jest fałszywe i bałamutne, ewidentnie ma korzenie historyczne. Proszę zwrócić uwagę na to, jak histeryczna była reakcja Rosjan i Putina na wieść o tym, że Konstantynopol zalegalizował istnienie odrębnej, ukraińskiej cerkwi prawosławnej w Kijowie. Obawiając się skutków tej decyzji, Putin inwestuje w te cerkwie, które dalej podlegają kontroli państwa rosyjskiego i patriarchatu moskiewskiego, a tamtejsi popi przekonują Ukraińców, że Rosja jest ich matką. Istnienie odrębnej Cerkwi ukraińskiej jest kolejnym dowodem na odrębność Ukrainy i Ukraińców. To musi boleć gospodarza Kremla.

Jaka, w pana profesora ocenie, maluje się przed Ukrainą przyszłość?

Historyk z definicji zajmuje się przeszłością, korzysta ze źródeł i w oparciu o to próbuje odpowiedzieć na pytania związane z przeszłością. Jednak historyk korzystając z wiedzy historycznej, może też domniemywać o przyszłości. Jeśli Rosja wygra militarnie, co nie jest wcale takie pewne, jej celem będzie kontrolowanie państwa ukraińskiego. Zapewne Putinowi nie chodzi jednak o to, aby włączyć Ukrainę, tak jak w czasach sowieckich, do Rosji, ponieważ tego by Rosja nie udźwignęła, oznaczałoby to totalne zderzenie z Ukraińcami, tylko o stworzenie zwasalizowanej Ukrainy, tak jak Białorusi. Około 20 proc. członków Rady Najwyższej Ukrainy to przedstawiciele prorosyjskiego stronnictwa. Jest więc baza, na której może budować czy snuć optymistyczne wizje. Kilka dni temu Putin powiedział, że uznaje tzw. republiki ludowe w granicach obwodów ługańskiego i donieckiego, co oznacza, że do tych „republik” przyłączy kontrolowane przez Ukrainę zachodnie rubieże obu obwodów. Niemniej przebieg wojny może zweryfikować wstępne plany, które zresztą nie są nam w istocie znane.

Ale jeśli Rosja nawet wygra militarnie, to i tak poniesie klęskę polityczną, kulturową, wizerunkową, ekonomiczną. Wizerunkową już poniosła. Cena, jaką zapłacą Rosja, Rosjanie i osobiście Putin, będzie niewspółmiernie wysoka, o wiele wyższa, jak sądzę, niż wartość przejętej ewentualnie Ukrainy. Oczywiście natychmiast rodzi się pytanie, czy klęska Rosji będzie czymś trwałym, przecież ma tak wielu przyjaciół biznesowych i politycznych w Europie i świecie, ale to już zupełnie inna kwestia.

Putin stale zaskakuje, nawet wróżbitów. Co do snucia wizji przyszłości musimy zatem poczekać, ponieważ gospodarz Kremla dalej chce pisać swoją historię Europy i świata. Na szczęście nie ma na to monopolu, ponieważ piszą ją również inni, którzy próbują mu w tym przeszkodzić.

Rozmowa z prof. Andrzejem Chwalbą została przeprowadzona w piątek 25 lutego w godzinach popołudniowych.