Sjoerd den Daas z holenderskiej stacji publicznej prowadził relację sprzed stadionu w Pekinie, gdzie rozpoczynała się ceremonia. Nagle w kadrze pojawił się mężczyzna, który okazał się ochroniarzem, i zaczął krzyczeć po chińsku. Prowadząca z holenderskiego studia próbowała dowiedzieć się, o co chodzi, ale nie miała szans, reporter został bowiem siłą odciągnięty od stanowiska.
Coraz powszechniejsza praktyka
– Jesteśmy stąd wyciągani. Właśnie zostaliśmy wyrzuceni z tego obszaru, więc obawiam się, że będziemy musieli wrócić do tej rozmowy później – zdążył jeszcze powiedzieć reporter. W międzyczasie pojawił się drugi ochroniarz, który zajął się operatorem.
„Nasz korespondent Sjoerd den Daas został odciągnięty od kamery przez ochroniarzy w trakcie programu na żywo. Niestety taka praktyka staje się coraz powszechniejsza w Chinach. Nic się mu nie stało, a kilka minut później dokończył swoją relację” – napisała później stacja na Twitterze.
Nie wiadomo dokładnie, dlaczego doszło do incydentu. Redaktor naczelny NOS Marcel Gelauff powiedział, że to nagranie doskonale oddaje stosunek chińskich władz do zagranicznych mediów.
„Utrudnia nam się pracę”
Den Daas przekazał, że nie po raz pierwszy przydarzyła mu się podobna sytuacja. „W ostatnich tygodniach, podobnie jak zagranicznym kolegom, kilkakrotnie utrudniano nam pracę. Bywaliśmy też zatrzymywani przez policję podczas prób realizowania tematów związanych z igrzyskami” – napisał na Twitterze.
W Stanach Zjednoczonych, gdzie widownia telewizyjna jest największa, sieć NBC odnotowała ok. 14 mln oglądających ceremonię otwarcia. O połowę mniej, niż cztery lata temu otwarcie zimowych igrzysk w Pjongczangu.