Szef radiokomitetu w Łodzi

Wszystkie wojny prezesa Radia Łódź

Zamiast rozwijać radio, wolą cieszyć się dobrymi posadami. I choć nie znają się na mediach, to wiernie służą partii matce.

Gdy w 2016 roku – po wygranych wyborach – Prawo i Sprawiedliwość ponownie przejmowało władzę w mediach publicznych, pracownicy Radia Łódź nie mieli powodów do obaw. Prezesem rozgłośni został znów Dariusz Szewczyk, który kierował stacją w czasach tzw. pierwszego PiS. Szewczyk co prawda był kojarzony z Prawem i Sprawiedliwością, ale przez większość pracowników radia jest do dziś dobrze wspominany. – Gospodarz w starym rozumieniu tego słowa – opowiada jeden z byłych pracowników Radia Łódź.

Dziennikarze radia przyznają, że Szewczyk nie wpływał mocno na polityczną linię radia, do studia byli zapraszani goście o różnych poglądach, a dyskusje przebiegały zwykle w spokojnej, merytorycznej atmosferze. – Cechą łódzkiej publicystyki radiowej było wyważenie. Tutaj nikt nie skakał sobie do gardeł – mówi dr Krzysztof Grzegorzewski, obecnie medioznawca z Uniwersytetu Łódzkiego, który pierwsze dziennikarskie szlify zdobywał właśnie w Radiu Łódź. Pracownicy przyznają, że PiS oczywiście odciskał piętno na radiu, ale przechylenie polityczne było niewielkie i dla większości akceptowalne.

To, co dla jednych jest w „miarę poprawne”, dla innych już trudno akceptowalne. W łódzkim urzędzie miasta nie widzą większej różnicy między tym, co dzieje się dziś, a czasem, gdy rozgłośnią kierował Szewczyk i starają się omijać stację szerokim łukiem. – Od dawna nie korzystamy z zaproszeń do audycji, które z założenia służą tylko temu, by działania władz miasta pokazać z negatywnej strony – mówi Marcin Masłowski, rzecznik prasowy prezydent Łodzi.

Jeśli w stacji były jakieś spory, to nie z powodu polityki, ale za sprawą sposobu zarządzania ówczesnego dyrektora programu Marcina Wąsiewicza (obecnego dyrektora radiowej Trójki), z którym – jak wspominają dziennikarze – bardzo trudno się współpracowało. Opowiadają, że Wąsiewicz nie panował nad swoimi emocjami, a radiem zarządzał za pomocą wiadomości mailowych. Z Wąsiewiczem chcieliśmy porozmawiać. Najpierw nie wykluczał rozmowy, ale później odpisał, żeby pytania przesłać mailem. Tak zrobiliśmy, ale my jego maila nie doczekaliśmy się.

RADIOWE TRZĘSIENIE ZIEMI

Wszystko w Radiu Łódź zmieniło się pod koniec kwietnia 2021 roku. Rada Mediów Narodowych na wniosek Joanny Lichockiej dokonała nagłej zmiany na stanowisku prezesa radia. Oficjalnym powodem odwołania Dariusza Szewczyka było akceptowanie przez niego angażowania się dziennikarzy radia w prowadzenie programów w mediach komercyjnych. Z naszych informacji wynika, że dotyczyło to jednej dziennikarki, która łączyła pracę w radiu i prywatnej telewizji Toya, gdzie prowadziła program o zdrowiu – na co jednak miała zgodę szefostwa. Wszyscy w radiu wiedzieli, że był to pretekst, a naprawdę chodziło o politykę. Według obserwatorów łódzkiej sceny politycznej wyrzucenia prezesa Szewczyka miał chcieć Grzegorz Schreiber, marszałek województwa łódzkiego. – To jest pochodna konfliktu między Schreiberem a Markiem Suskim. Schreiber w ramach umacniania swojej władzy pragnął mieć też wpływ na radio – mówi opozycyjny poseł znający kulisy sprawy. A za byłym prezesem Szewczykiem stał właśnie Marek Suski z PiS, wiceprzewodniczący sejmowej Komisji Kultury i Środków Przekazu. Jednak Joanna Lichocka, związana z ziemią łódzką, bo startująca do Sejmu z okręgu sieradzkiego, jak królika z kapelusza wyciągnęła Arkadiusza Paluszkiewicza, którego pod koniec kwietnia powołano na nowego prezesa stacji.

– Protestowałem, bo nie widziałem żadnych powodów do zmiany, zwłaszcza na człowieka, który zupełnie nie zna się na mediach – opowiada Robert Kwiatkowski, członek RMN z rekomendacji Lewicy. Wtóruje mu Juliusz Braun, który w radzie zasiada z rekomendacji Platformy Obywatelskiej. – Zmiana została przeprowadzona sprzecznie z dobrymi obyczajami. Zrobiono to nagle, więc członkowie rady, którzy nie byli o tym uprzedzeni, nie mieli nawet czasu na głębsze zastanowienie się nad tą kandydaturą.

O braku kompetencji Paluszkiewicza do zarządzania radiem wprost mówiła nawet Joanna Lichocka. „Liczę, że nowy prezes, który nie ma doświadczenia w zarządzaniu mediami, oprze się na fachowcach, którym powierzy kierowanie redakcją” – stwierdziła pod koniec kwietnia w rozmowie „Presserwisem”.

CZŁOWIEK ZNIKĄD

Arkadiusz Paluszkiewicz został prezesem łódzkiej rozgłośni, media znał, bo płacił za nie, będąc prezesem Towarzystwa Budownictwa Społecznego. Ma 61 lat, mieszka w Zduńskiej Woli, z wykształcenia jest prawnikiem. Jego żona jest nauczycielką w miejscowej szkole. Od czerwca 2017 do marca 2020 roku Paluszkiewicz był dyrektorem Izby Administracji Skarbowej w Łodzi, a wcześniej m.in. prezesem Towarzystwa Budownictwa Społecznego „Złotnicki” w Zduńskiej Woli. Według naszych rozmówców nigdzie nie zagrzał miejsca na dłużej. – Ten pan przez półtora roku przed przyjściem do Radia Łódź nie miał pracy – opowiada mi łódzki dziennikarz.

– Po raz pierwszy został wyciągnięty przez kolegów z PiS-u z niebytu do TBS-u w czasach, gdy Prawo i Sprawiedliwość rządziło w mieście – dodaje inny lokalny dziennikarz, pracujący dla tytułów Polska Press. Podkreśla, że już za czasów pracy w TBS Paluszkiewicz był przekonany o swojej wartości, a po prawdzie: mocno zadufany w sobie. Gdy w 2016 roku rozpoczynał pracę w Towarzystwie Budownictwa Społecznego, tak mówił dla sieradzkiego radia Nasze.fm o swoim doświadczeniu zawodowym: „Dotychczas kierowałem pewnymi zespołami ludzkimi, kierowałem pewnymi firmami i to doświadczenie zdobyte w tamtych firmach (…) mi w tym wszystkim pomaga”. Słowem jednak nie wspomniał, gdzie dokładnie pracował.

W TBS utrzymał się osiem miesięcy. Odwołano go, jak podano w oświadczeniu urzędu miasta, w związku z „łączeniem funkcji w miejskiej spółce z prowadzeniem własnej działalności gospodarczej oraz brakiem efektów w realizacji budowy lokali komunalnych w Zduńskiej Woli”. – Nic nie powiem, jeśli pan chce pytać o niego, to niech pan pyta gdzie indziej, a nie u mnie – uciął rozmowę Adam Buchowicz, p.o. zastępca dyrektora ds. zarządzania nieruchomościami w TBS w Zduńskiej Woli.

Dobrego wrażenia Paluszkiewicz nie zrobił też w Izbie Administracji Skarbowej w Łodzi. – Wszedł tam w konflikt z ludźmi i szybko mieli go dosyć – mówi lokalny dziennikarz.

W Izbie Administracji Skarbowej oficjalnie nie znają powodów odwołania Paluszkiewicza ze stanowiska. – Był powołany i odwołany przez ministerstwo. Nie znamy powodów – wyjaśnia Agnieszka Majchrzak, rzeczniczka prasowa izby. Gdy powoływano Paluszkiewicza, ministrem finansów był Mateusz Morawiecki, gdy go odwoływano – Tadeusz Kościński.

Wokół Paluszkiewicza spokojnie nie było także wcześniej. Gdy w 1999 roku likwidowano Urząd Kontroli Skarbowej w Sieradzu, Arkadiusz Paluszkiewicz był tam inspektorem. W związku z likwidacją jednostki zaproponowano mu przeniesienie do innego urzędu. Ostatecznie został bez pracy, bo uchylał się od spotkań w sprawie przeniesienia. „W rozmowie telefonicznej w dniu 25 lutego br. z małżonką Pana Paluszkiewicza, na jej wniosek, Pełnomocnik przełożył spotkanie na 26 lutego br. Pan Paluszkiewicz nie przybył na spotkanie” – można przeczytać na archiwalnych stronach Senatu z 1999 roku.

– Zwykły urzędnik, ale oddany partii. Mierny, ale wierny – podsumowuje łódzki dziennikarz Polska Press. Ta wierność popłaca rodzinnie, bo córka Paluszkiewicza niedawno awansowała w Urzędzie Marszałkowskim w Łodzi, obejmując stanowisko zastępcy dyrektora Departamentu Kultury i Edukacji.

Po zajęciu fotela prezesa radia Paluszkiewicz na kilka miesięcy zaszył się w swoim gabinecie. Pracownicy go nie widywali. – Nigdy nie przyszedł do nas do redakcji, żeby zobaczyć, jak pracujemy – relacjonuje jeden z dziennikarzy. Większość pracowników poznała go dopiero na wrześniowym spotkaniu integracyjnym. W newsroomie pojawił się raz, gdy żegnano wiceszefa redakcji informacji, internetu i projektów audiowizualnych Tomasza Lasotę, który odchodził z rozgłośni.

Dziennikarze chcieli wtedy zapytać prezesa o sprawy radia. Odpowiedział, że to nie jest czas na rozmowy, ale jego gabinet jest zawsze dla nich otwarty. Problem w tym, że – jak tłumaczą pracownicy radia – nie da się tam wejść, bo jest strzeżony lepiej niż warowna twierdza. – Prezes zamyka się u siebie i nie wychodzi stamtąd przez osiem godzin. Pracowników wzywa tylko telefonicznie. Jeśli próbowaliśmy się z nim spotkać, to stale był zajęty – opowiada jeden z dziennikarzy radia.

REDAKTORKA Z „MOTELU”

Na wrześniowym spotkaniu integracyjnym pracownicy chcieli spytać prezesa m.in. o mianowanie na redaktorkę naczelną radia Lidii Lasoty, znanej głównie z występów w „Motelu Polska” w TVP 1, w którym działacze PiS udawali bezstronnych obserwatorów i komentowali m.in. wystąpienia polityków opozycji. Program był nadawany od września 2020 roku do czerwca 2021 roku. Jego gospodarzem był Jacek Łęski, znany m.in. z magazynu „Alarm!” w TVP 1 i „W tyle wizji” w TVP Info. Program był krytycznie oceniany m.in. za stronniczość i wychwalanie partii rządzącej. Roman Imielski, wicenaczelny „Gazety Wyborczej”, w listopadzie 2020 roku tak ocenił na Twitterze tę produkcję: „TVP od dawna kopiuje wzorce kremlowskich telewizji – tam zatrudnianie aktorów albo podstawionych osób jako »zwykłych« ludzi to normalka”. Z kolei pod koniec 2020 roku Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji otrzymała skargi na dwa odcinki programu, w których miano przedstawiać m.in. treści homofobiczne. Rada oczywiście nie dostrzegła naruszenia przepisów.

Lidia Lasota, występująca w „Motelu Polska”, a obecnie redaktorka naczelna Radia Łódź, była autorką programu katolickiego dla dzieci i rodziców „Ziarno” w TVP 1. Była też współpracownicą posła PiS Roberta Telusa.

„Mogą nienawidzić Kaczyńskiego, nie lubić, nie zgadzać się z nim, ale szachownica należy do niego i on zawsze jest dwa ruchy na tej całej szachownicy przed tą Platformą i przed tym całym Budką. Okiwał ich, znowu ich ograł” – mówiła Lasota w maju 2021 roku w „Motelu Polska”, gdy komentowała głosowanie w sprawie Funduszu Odbudowy. Z kolei w listopadzie 2020 roku klaskała i uśmiechała się na wizji, gdy w programie pokazano przemówienie prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego mówiącego do opozycji w Sejmie: „zdejmijcie te błyskawice esesmańskie” (symbol Strajku Kobiet – przyp. red.).