W ostatnich dniach Dominik Panek, dziennikarz Polskiego Radia i autor bloga „Piłkarska Mafia”, stał się jednym z najczęściej cytowanych dziennikarzy w Polsce. Powodem jest nominacja Czesława Michniewicza na trenera reprezentacji Polski w piłce nożnej. Michniewicz w latach 2004-2006 aż 711 razy rozmawiał z Ryszardem F., ps. „Fryzjer”, jedną z najważniejszych figur w świecie tzw. piłkarskiej mafii.
Jak się Pan czuje, będąc w centrum dyskusji o wyborze Czesława Michniewicza na trenera Reprezentacji Polski?
Wolałbym, żeby całego zamieszania, które się ostatnio wokół mnie wytworzyło, nie było. Wolałbym, żeby człowiek, który został dzisiaj selekcjonerem, po prostu nim nie został. Wolałbym spokojnie robić to, co robię – po cichu, bez uczestniczenia w całej tej awanturze, której od dwóch dni jestem częścią. Oczywiście częściowo jestem za nią odpowiedzialny, bo to ja przypomniałem o tych 711 połączeniach, które wykonał trener reprezentacji do „Fryzjera”, chociaż nie jestem jedynym dziennikarzem mówiącym o tej sytuacji.
Zdumiało mnie – mimo wszystko – zainteresowanie tym tematem. Liczba osób, które mnie obserwują na Twitterze wzrosła w ostatnich dniach o kilka tysięcy i nadal idzie w górę. Z jednej strony cieszy mnie to, że blog znowu się czyta, a ludzie poznają te informacje, które gromadziłem od kilkunastu lat, ale z drugiej: wolałbym, żeby w ogóle nie doszło do takiej sytuacji.
Dlaczego w ogóle zdecydował się Pan na tworzenie bloga Piłkarska Mafia?
Decyzja, abym założył bloga, została podjęta w 2008 roku. Wtedy zajmowałem się sprawą korupcji w sporcie, jako dziennikarz Radia Wrocław. Zdobywałem mnóstwo materiałów, które nie mieściły się po prostu na antenie. Nie byłem w stanie omówić wszystkiego, co udało mi się odnaleźć i co wiedziałem. Postanowiłem to gromadzić, zarówno dla siebie – jako prywatne archiwum – ale też oczywiście dla ludzi. Ponieważ to jest kawał mrocznej historii polskiego futbolu – tej najgorszej.
Prawdą jest, że te informacje są ciężkie w odbiorze. Czasami trudno je czytać, ponieważ część z nich to materiały źródłowe, które nie podlegały żadnej obróbce. Są to np. wystąpienia sądowe prokuratora czy oskarżonych. Znajdują się tam wyjaśnienia oskarżonych i świadków, przepisane w taki sposób, aby ludzie mogli się z nimi zapoznać bezpośrednio i sami wyrobić sobie opinię. Abym ja jako dziennikarz nie sugerował niczego czytelnikowi. To miały być czyste informacje. Ponieważ jestem z wykształcenia historykiem i pracowałem wiele razy na źródłach, rozumiem ich istotę.
Przyznaję oczywiście, że zdarzało mi się od czasu do czasu pod wpływem emocji komentować na blogu pewne sprawy. Jednak w sytuacji, gdy nominowano na kapitana reprezentacji Łukasza P. – oskarżonego wówczas o kupienie meczu – czy zatrudniono w roli trenera bramkarzy Andrzeja W., reagowałem emocjonalnie na decyzje, które w mojej opinii były skandaliczne.
Andrzej Strejlau stwierdził, że środowisko wie o ludziach funkcjonujących w piłce, którzy brali udział w procederze, ale którym odpuszczono, mówiąc o świadkach koronnych…
Świadków koronnych nie mogło być w tej sprawie, ponieważ ustawa z 2003 roku nie przewidywała takiej instytucji w sprawie korupcji w sporcie. Dopiero po latach ta ustawa się zmieniła. Mogli być oczywiście świadkowie incognito, ale nie spotkałem się z takimi w aktach spraw. Być może oni byli, ale wiem na pewno, że nie był nim Czesław Michniewicz. Nie ma żadnego zapisu, w którym mówiłby coś więcej poza tym, co jest zamieszczone na moim blogu.
KAP