Ujawnienie przez Onet informacji o politykach, którzy się zaszczepili (choć publicznie ich ugrupowanie podaje w wątpliwość sens szczepień), i tych, którzy nie poddali się szczepieniom przeciw koronawirusowi (choć należą do partii rządzącej, która apeluje o szczepienie się), zdaniem ekspertów jest uzasadnione przez prawo obywatela do wiedzy na temat jego reprezentantów.
Onet.pl w środę opublikował tekst „Szczepionkowi hipokryci wśród polityków. Ujawniamy, kto ukrywa, że się nie szczepił” Kamila Dziubki. Ujawniono w nim, że część polityków PiS jest niezaszczepiona (w tym niektórzy wiceministrowie) – także prezes TVP Jacek Kurski. Z drugiej strony szczepionki przyjęli niektórzy politycy Konfederacji, której posłowie publicznie sprzeciwiają się restrykcjom.
Redaktor naczelny Onetu Bartosz Węglarczyk w osobnym tekście uzasadniał, że opinia publiczna ma prawo wiedzieć i o obłudnych politykach, którzy zniechęcają publicznie do szczepień, a sami się szczepią, i o tych, którzy czynią odwrotnie. „My mamy obowiązek o tym pisać” – podkreślił.
Również w środę Wirtualna Polska opublikowała tekst Szymona Jadczaka „Dziura w systemie. Mogliśmy sprawdzić, którzy politycy nie zaszczepili się na COVID-19”. Dziennikarz pisze, że dzięki luce w systemie można było potwierdzić, że niezaszczepionych jest kilkudziesięciu posłów, senatorów i europosłów, a także troje członków rządu. WP nie podała jednak żadnych personaliów. „Oczywiście w żaden sposób nie możemy udostępnić danych, które uzyskaliśmy z rządowego systemu. Są to wrażliwe dane medyczne, zdajemy sobie sprawę z konsekwencji ich ujawnienia. Dlatego zdecydowaliśmy się jedynie w ogólny sposób napisać to, co udało nam się ustalić” – zaznaczył Jadczak.
Rolą mediów jest informowanie
Czy interes publiczny uzasadnia ujawnienie danych na temat szczepień polityków? – Media zawsze są zobowiązane informować, taka jest ich rola. Szczególnie, gdy chodzi o życie lub śmierć. Politycy rządzą, więc nie są jak inni obywatele. Oni dają przykład i powinni kierować się opiniami uznanych autorytetów medycznych. Ludzie powinni wiedzieć, kto ich reprezentuje – mówi prof. Jacek Dąbała, medioznawca i audytor jakości mediów.
Wątpliwości nie ma też medioznawca dr hab. Jacek Wasilewski. – Dane wrażliwe, które dotyczą zdrowia, powinny być niejawne. To ogólna zasada. Ale jesteśmy w sytuacji zagrożenia, jeśli spojrzeć na rozwój pandemii i wzrost zgonów. W związku z tą sytuacją możemy wprowadzić pewne środki przeciwdziałania, jeżeli ci, którzy nas reprezentują, są na to gotowi. I postawa, czy ktoś jest za szczepieniem, czy nie, jest istotna – podkreśla Wasilewski.
– W polskim sejmie trwa feeria alternatywnej medycyny, karnawał bałamutnych przesłanek o ignorancji. Wyborcy mają prawo wiedzieć, czym kierują się posłowie podczas podejmowania decyzji – zaznacza medioznawca. I dodaje, że brak edukacji parlamentarzystów również jest ważną informacją dla obywatela. – Jeżeli ktoś nie rozumie doniesień, nie wie, jakimi metodami sprawdza się działania leków – szczepionki przechodzą te same procedury – można wnioskować, że w innych działaniach również będzie się kierować przesłankami niewiadomego pochodzenia. Jeżeli polityk w szkole średniej nie dowiedział się, jak działa mRNA, to jest to sprawa całego społeczeństwa, bo on uniemożliwia przegłosowanie racjonalnych i zalecanych przez specjalistów działań – mówi.
Medioznawca twierdzi, że w takim wypadku dane dotyczące szczepień nie podlegają utajnieniu ze względu na prywatność. – Nie interesuje nas, na co ktoś jest chory. Poznajemy postawę, która wskazuje, czy posłowie, na których głosowałem, nie chcą wprowadzić obostrzeń, które mogłyby uratować naszych bliskich. To istotna wartość społeczna – podkreśla.
Wasilewski zwraca uwagę także na fakt, że decyzje dotyczące szczepień wpływają nie tylko na samą osobę zaszczepioną (bądź niezaszczepioną) ale całe jej otoczenie. – Jeżeli ktoś wierzy, że Pan Bóg nie lubi, jak się używa prezerwatyw, podejmuje decyzję związaną z bezpośrednim i osobistym bezpieczeństwem. W przypadku szczepionek jesteśmy od siebie współzależni. Wprowadziliśmy ustawę dotyczącą wolności od dymu papierosowego w pewnych miejscach, per analogiam moglibyśmy wprowadzić ustawę związaną z wolnością od wirusa w niektórych miejscach – dodaje.
Poważny dylemat
Prof. Tadeusz Kowalski, medioznawca z UW, wypowiada się na temat publikacji Onetu ostrożniej. – Wszelkie dane medyczne należą do danych wrażliwych. W zasadzie nie mogą być udostępniane osobom postronnym – szpital może odmówić udzielenia informacji nawet osobom pozostającym w związkach partnerskich, na co dzień bardzo przecież bliskich. Z drugiej strony mamy tu do czynienia z osobami publicznymi, wypowiadają się oddziałując w różny sposób na opinię publiczną w kwestii szczepionek. Często to osoby uprawiające antyszczepionkową propagandę, które same nie są wierne temu, co mówią. Interes publiczny leży tu w obnażeniu hipokryzji, rozbieżności między tym, co się mówi, a tym, co się robi. To konflikt tych dwóch racji. I problem etyczny: czy interes publiczny przemawia za tym, żeby pokazać hipokryzję i dwulicowość polityków – zaznacza ekspert.
– Przepisy co do zasady mówią, że osoby publiczne są mniej chronione, ale przed krytyką, natomiast nie jest w porządku ujawnianie ich danych medycznych, niezależnie od ich pozycji. Nie można powszechnie informować o stanie zdrowia najważniejszych osób w państwie, choć może to mieć związek z realizowaniem przez nich zadań – podkreśla Kowalski.
– Jest to poważny dylemat, ale myślę, że nie należało ujawniać danych personalnych. Zamiast tego można było zaznaczyć wyraźnie, że jest cały szereg osób, które co innego mówią, a co innego robią i wywrzeć na nie presję, by miały cywilną odwagę do przyznania się, jak postępują. Być może należało zatem poinformować, że redakcja wie o tych osobach i jeśli one dalej będą w taki sam sposób się wypowiadały, ujawni tę wiedzę. Byłby to mocny sygnał dla owych osób, by przemyślały swe wypowiedzi. Sama zapowiedź takiego działania mogłaby być skuteczna. Jestem zwolennikiem przestrzegania prawa – dodaje Kowalski.
Kto po której stronie barykady
Również dla Macieja Myśliwca, medioznawcy z AGH, sprawa nie jawi się jako czarno-biała. – Onet trochę za daleko pojechał, informowanie z imienia i nazwiska, kto się zaszczepił, a kto nie, jest ingerencją w dane wrażliwe, zdrowotne. Z drugiej strony to się broni, bo mówimy o ludziach, których zadaniem jest walka z pandemią. Głównym zadaniem rządu w tej chwili jest w dużym skrócie walka z pandemią. Gdy okazuje się, że członkowie tego rządu są niezaszczepieni – choć nie wiemy, z jakiego powodu, być może stoją za tym kwestie medyczne – trąci to brakiem wiarygodności. Oraz hipokryzją, bo rząd apeluje do szczepienia, a jego członkowie sami tego nie robią – dodaje.
Zdaniem Myśliwca, problem dotyczy właśnie wiarygodności polityków. – Mamy tu dwa moduły działania: Onet zakłada, że ważny jest interes publiczny – przypomnijmy, że niedawno wypuścił artykuł o zdrowiu Jacka Kurskiego w kontekście koronawirusa – Wirtualna Polska pisze o tym spokojniej. Z drugiej strony cały czas opieramy się nie o rzeczy związane z „prywatnym” zdrowiem, chorobami, ale mówimy o fakcie społecznym i medialnym, jakim jest walka z pandemią i szczepienia. Chodzi tu o osoby decyzyjne w kraju. Gdyby na przykład przegłosowana została ustawa o obowiązkowych szczepieniach i trafiła do Trybunału Konstytucyjnego, czy Krystyna Pawłowicz jako niezaszczepiona miałaby prawo ją rozpatrywać? Onet z punktu widzenia obywatela zrobił dobrą robotę, pokazał, kto jest po której stronie barykady – dodaje medioznawca.
Myśliwiec zwraca jednak uwagę na fakt, że portal nie poinformował, jakie były powody niezaszczepienia polityków. – Są wszak osoby, które mają medyczne przeciwwskazania. Ale zadano politykom pytania, a oni nie odpowiedzieli. Rozumiem zamysł artykułu: obnażyć decyzyjność niektórych osób, by pokazać, że warto rozważyć, czy te osoby są bezstronne i powinny zajmować się tematem pandemii. Mam poczucie, że ktoś tu przegiął, ale jako obywatel rozumiem, co przyświecało autorowi tekstu – podkreśla medioznawca.
Pandemia jest zjawiskiem politycznym
Radca prawny Tomasz Ejtminowicz uważa, że Onet miał prawo opublikować tekst z danymi osobowymi. – Nie ulega to mojej najmniejszej wątpliwości. Oczywiście to sprawa prywatna, ale prawo prasowe dopuszcza pisanie o tym, pod warunkiem, że ma to związek z pełnioną funkcją publiczną. Jeżeli pandemia jest zjawiskiem de facto politycznym – jest przedmiotem zainteresowania polityków, a ich decyzje mają bezpośredni wpływ na zdrowie publiczne – mamy prawo o tym pisać. Żeby pokazać hipokryzję albo patrzeć władzy na ręce. Społeczeństwo ma prawo konfrontować to, co głoszą politycy, z tym, co robią. Niezależnie od tego, czy się zaszczepili, czy nie – mówi prawnik.
Ejtminowicz przypomina dyskusję o tekście na temat zdrowia psychicznego byłego wicepremiera Jarosława Gowina. – Też uważałem, że prasa ma prawo o tym pisać – podkreśla. Czy jednak nie popełniono teraz błędu, nie podając, jakie były przyczyny braku przyjęcia szczepionki, skoro mogły o tym decydować także kwestie zdrowotne? – To wyjątek od reguły, a mówimy o zasadzie. Jeżeli dziennikarz poszedł za ciosem i zadał pytanie, a polityk na nie nie odpowiedział, to już problem polityka. Zadanie pytania jest wyrazem rzetelności dziennikarza, powinien tak zrobić, by pozbyć się wątpliwości. Odmowa odpowiedzi natomiast działa wyłącznie na szkodę polityka. Jeżeli nie skorzystał z możliwości zajęcia stanowiska, to jego problem – powtarza Ejtminowicz.