Pomysł był taki, że Jacek Żakowski chciał mieć stałych komentatorów. Zdecydował klucz towarzyski, choć nie wiem, czy wówczas Żakowski dobrze znał się z Lisem – wspomina Ewa Wanat, ówczesna redaktorka naczelna Tok FM. – Z jednej strony był prawicowy Tomasz Wołek, naczelny dziennika „Życie”, będącego w kontrze do „Gazety Wyborczej”. Z drugiej strony liberalny Tomasz Lis – duże dziennikarskie nazwisko – miał przyciągnąć słuchaczy do radia, które wówczas startowało i miało niewielu odbiorców. Do tego umiarkowanie lewicowy Wiesław Władyka – opisuje Wanat.
– Mnie Jacek Żakowski zapewne postrzegał jako radykalnego prawicowca, choć ja zawsze reprezentowałem raczej nurt umiarkowanej centroprawicy – oponuje Tomasz Wołek. – Ale sporów nie brakowało – dodaje.
Jacek Żakowski: – Spieraliśmy się o sens wojny w Iraku. Tomasz Lis był wręcz jej fanem, ja radykalnym przeciwnikiem. Tomasz Wołek był miłośnikiem PO-PiS-u, ja byłem zdecydowanie bardziej sceptyczny do tego pomysłu. Ja byłem z kolei zwolennikiem powoływania komisji śledczych, zaś Wiesław Władyka był sceptyczny. Dziś też się różnimy, choć oczywiście te różnice są mniejsze niż przed laty. Tyle że wtedy nie mieliśmy do czynienia z fundamentalnymi sporami politycznymi. Nie było sporu o demokrację, który dziś tak spolaryzował scenę polityczną.
Marcin Makowski z Wirtualnej Polski nie ma złudzeń – to audycja momentami przypominająca sztab wyborczy opozycji. A redaktorzy w niej występujący w wielu momentach wykazują się hipokryzją. – Ci sami panowie, którzy licytują się, kto bardziej potępi PiS, zarzucają innym dziennikarzom, że sprzyjają obecnej władzy. Dziennikarz nigdy nie powinien sprzyjać konkretnym partiom, bez względu na to, czy są w rządzie czy opozycji. To hipokryzja i brak spójności – twierdzi Makowski. Przy czym – jego zdaniem – nie chodzi o to, że publicysta nie ma prawa mieć poglądów politycznych. – Rolą dziennikarza jest patrzenie na ręce władzy. I oni to robią. Tyle że to ich patrzenie wykracza poza normalną analizę politycznej rzeczywistości. Jest to rodzaj emocjonalnego i toksycznego uzależnienia od części obecnej opozycji, której redaktorzy trzódki podpowiadają, co ma zrobić, by odzyskała władzę – uzasadnia publicysta Wirtualnej Polski.
– Trzódka sztabem opozycji? Nie wiem tylko której opozycji? – zastanawia się Jacek Nizinkiewicz z „Rzeczpospolitej”. – Często słyszę Jacka Żakowskiego, który krytykuje Platformę Obywatelską. Lisowi nie podoba się Hołownia. Wołkowi nie po drodze z PSL, a Władyka nie przytula słowem lewicy. I to ma być sztab opozycji? – wątpi Nizinkiewicz, który deklaruje, że trzódki słucha i ją lubi.
– Kultowa audycja. Często się z nimi nie zgadzam, ale trudno mi sobie wyobrazić piątkowy poranek bez redaktorów – wyjaśnia dziennikarz „Rzeczpospolitej”. Choć dodaje, że wśród słuchaczy są zapewne i tacy, którzy słuchają dla beki. Bo oto w studiu radiowym spotyka się czterech panów, których łączy jedno – krytyka PiS. – Jeden robi to z pozycji bardziej lewicowej, drugi – totalnej, trzeci nieco bardziej wnikliwie, a czwarty z pozycji liberalnej. I tylko czasem się różnią – przyznaje Nizinkiewicz.
Jacek Żakowski odpiera zarzuty: – Jesteśmy publicystami i analitykami. To, co mówimy, ma charakter doradczy i taki mieć powinno. Doradzamy nie tylko opozycji, ale także władzy. Ale nie, jak tę władzę utrzymać lub zdobyć, ale jak ją dobrze sprawować. Gdy rządziła Platforma, wytykałem jej wiele błędów dotyczących ograniczania demokracji. Teraz rządzi PiS i demokrację niszczy. A my o tym mówimy w bardzo różnym tonie. Jeśli ktoś nie słyszy między nami różnic, to znaczy, że jest politycznie głuchy.
„TOMEK, MÓW POWAŻNIE”
Według Jacka Żakowskiego podstawowy spór między publicystami w jego programie dotyczy antykomunizmu. – Ja uważam, że antykomunizm jest jedną z podstawowych chorób polskiej rzeczywistości. I absolutnie nie podzielam marzenia Tomasza Lisa o idealnym świecie bez lewicy – podkreśla Żakowski, który określa się mianem symetrysty. – Jeśli PiS robi coś dobrego, na przykład 500 plus, to trzeba o tym powiedzieć i to pochwalić. Jeśli robi coś złego, na przykład nazywając wydarzenia na granicy polsko-białoruskiej wojną hybrydową, to – bez względu na to, kto tak mówi – moim obowiązkiem jest to skrytykować. Nie przekonują mnie argumenty, że nie ma co się czepiać Tuska, bo Kaczyński jest gorszy – mówi Żakowski.
Na różnice w poglądach zwraca także uwagę Tomasz Wołek. – Jacek Żakowski i Tomasz Lis od dawna krytykowali Donalda Tuska, bo to taki polityk od „haratania w gałę”. Moje zdanie było inne. Z Jackiem Żakowskim spieraliśmy się niejednokrotnie o rolę opozycji. On zarzucał jej brak koncepcji i programu. Ja aż takim krytykiem opozycji nie byłem. Swego czasu broniłem nawet ówczesnego przewodniczącego PO Grzegorza Schetyny. Uważałem, że wręcz uratował swoje ugrupowanie. Moi koledzy w studiu moich opinii – mówiąc łagodnie – nie podzielali. Z kolei Jacek Żakowski zachwycał się Adrianem Zandbergiem. My byliśmy bardziej krytyczni – wylicza Tomasz Wołek. – To, że wszyscy dostrzegamy, że PiS jest złem absolutnym, nie jest niczym dziwnym, ponieważ podobnie uważa większość myślących Polaków – pointuje.
Profesor Wiesław Władyka przyznaje: – Jesteśmy krytyczni wobec obozu władzy, i to nie tylko teraz, krytyczni byliśmy także w 2007 roku, gdy partia Kaczyńskiego po raz pierwszy rządziła. W czasach gdy silne są w mediach akcenty tożsamościowe, my taką swoją polityczną tożsamość reprezentujemy i wręcz podkreślamy – mówi Władyka. – Nie będziemy się na siłę obiektywizować. Jesteśmy w tym kościele i tego kościoła bronimy. Nie żyjemy w normalnych czasach i nie zamierzamy tego ukrywać – uzupełnia.
Ale Władyka także zwraca uwagę na różnice w poglądach. – Może to są drobne odcienie, ale jednak są – zauważa publicysta. – Pamiętam, gdy wiosną 2021 roku Włodzimierz Czarzasty zaczął dogadywać się z PiS. My to ostro krytykowaliśmy. Jacek Żakowski wręcz Czarzastego bronił. Doszło nawet do kłótni między nami na antenie. Strofowałem go, że nie może nas terroryzować poprzez ograniczanie prawa do krytyki – przypomina Władyka.