O tej fotografii i reportażu jest głośno

Autorka: "Gdy zobaczyłam zdjęcia, wiedziałam, że powstała wielka rzecz"

Ewelina Burda publikacja „I niech mówią co chcą",z podwójnym, świąteczno-noworocznym wydaniem "Tygodnika Powszechnego", w którym można przeczytać historię Agaty i Wojtka

– Weszłam na krzesło, wyciągnęłam ramię, trzymając aparat prosto nad nimi. Nie widziałam ich na wprost. Zdecydowałam, że muszą leżeć obok siebie – mówi o sesji zdjęciowej Agaty i Wojtka, bohaterów reportażu w „Tygodniku Powszechnym”, Renata Dąbrowska, której fotografia jest szeroko komentowana w internecie. – Chciałam pokazać Agatę i Wojtka z jeszcze bliższej perspektywy – opowiada Ewelina Burda, autorka tekstu „I niech mówią, co chcą”.

– Zaczynamy. „Otwórzcie oczy! Agata, spójrz na mnie! Chwila ciszy!”. Robię. Jedno, drugie, trzecie. Prawie nie oddychałam. Tak mam, gdy robię zdjęcia, na których naprawdę mi zależy. Wiedziałam, że Wojtek leży nago i jest mu zimno. A ja tak się stresowałam, że „płynęłam”, było mi potwornie gorąco. Co chwila schodziłam z krzesła, by poprawić detale: koc, rurkę od respiratora. Asystentka ułożyła Wojtka, Agata otworzyła oczy i przechyliła głowę, poprawiłam jej jeszcze włosy. Ciągle myślałam, że mamy mało czasu, a zdjęcia muszą wyjść ostre. Wreszcie mówię: „Mamy to!” – relacjonuje Renata Dąbrowska, fotoreporterka, której zdjęcia można zobaczyć w ostatnim podwójnym, świąteczno-noworocznym numerze „Tygodnika Powszechnego”.

O fotografii ilustrującej reportaż robi się od razu głośno. Przypomina tę z 1980 r. z okładki magazynu muzycznego „Rolling Stone”, na której nagi John Lennon wtula się w Yoko Ono i daje jej buziaka. Zdjęcie Annie Leibovitz szybko stało się wyjątkowe, także dlatego, że zrobiono je na kilka godzin przed zastrzeleniem artysty. Dziś wielu określa fotografię Leibovitz jako kultową. Czy podobnie za jakiś czas będzie ze zdjęciem Renaty Dąbrowskiej?

Na święta miłosna historia

„I niech mówią, co chcą” to tekst Eweliny Burdy, dziennikarki „Tygodnika Powszechnego” o Agacie Tomaszewskiej i Wojtku Sawickim, prowadzących bloga Life on Wheelz. On choruje na rzadką i nieuleczalną dystrofię mięśniową Duchenne’a. Oddycha przez respirator, odżywia się dojelitowo, porusza się na wózku elektrycznym i wymaga ciągłej opieki. Ona jest zdrowa. I jest narzeczoną Wojtka. Oboje opowiedzieli autorce o początkach swojej relacji. Połączyła ich pasja do muzyki.

– W okresie świątecznym większość z nas lubi oglądać romantyczne filmy. Dlatego zaproponowałam do numeru „Tygodnika Powszechnego” na Boże Narodzenie napisanie miłosnej historii Agaty i Wojtka – mówi nam Ewelina Burda. – Szukałam innej formuły na opowiedzenie tej historii. Agata i Wojtek są już bardzo dobrze rozpoznawalni w sieci. Ich kanały Life On Wheelz w mediach społecznościowych obserwują tysiące osób. Chciałam więc pokazać Agatę i Wojtka z jeszcze bliższej perspektywy. W tekście to w zasadzie nie ja z nimi rozmawiam, tylko oni ze sobą. Czytelnicy przechodzą przez kolejne etapy ich związku. Mamy flirtowanie, pierwszą randkę, seks, wspólne mieszkanie, zaręczyny oraz ich dalsze plany na długie i szczęśliwe życie.

Pociąg, spotkanie, pociąg

Dziennikarka „Tygodnika Powszechnego” przyznaje, że – mimo pandemii koronawirusa – bardzo jej zależało na spotkaniu z Agatą i Wojtkiem twarzą w twarz. – Nie wyobrażam sobie, by taka rozmowa powstała w ramach łączenia online. Tu najważniejsze były emocje, a te można poczuć, będąc blisko bohaterów – przekonuje.

Ewelina Burda w pierwszy weekend grudnia wsiada wczesnym rankiem do pociągu. Z Krakowa do Gdyni, gdzie mieszkają jej rozmówcy, jest kilka godzin drogi. – To był cały dzień z Agatą i Wojtkiem. Trzy godziny spędzone w ich mieszkaniu. Dzięki temu, że dużo czytałam o Agacie i Wojtku i oglądałam ich filmy na YouTubie, o wiele rzeczy nie musiałam pytać. Zamiast skupiać się na faktach, mogłam skoncentrować się na odczuciach i emocjach – przyznaje autorka reportażu. – Siedzieliśmy naprzeciw siebie, piliśmy herbatę. Poczęstowali mnie daktylowymi czekoladkami, które Agata przywiozła z urlopu w Egipcie. Spotkanie odbywało się w luźnej atmosferze, trochę skakaliśmy po tematach, do pewnych wątków wracaliśmy, do tego było sporo żartów i dygresji.

Jak przyznaje autorka, czasu na napisanie tekstu nie miała zbyt wiele. – Numer ukazał się w połowie miesiąca. Byłam w tym czasie także redaktorką prowadzącą świątecznego wydania, więc musiałam na tyle szybko skończyć tekst, by zająć się etapem produkcyjnym tego numeru – opowiada. Dlatego już w drodze powrotnej do Krakowa spisuje materiał. – Nagrywam wszystko – od momentu wejścia do ich domu aż do pożegnania się z nimi. Spisuję każde słowo, bo nigdy nie wiem, czy jakiś mało znaczący fragment jednak gdzieś się w tekście nie przyda – opowiada o kulisach pracy Ewelina Burda. – W pociągu dobrze mi się pracuje, tu jestem odcięta od innych bodźców, internet słabo działa, siedzę w strefie ciszy, więc to dla mnie dużo bardziej zintensyfikowany czas niż przy biurku. Jechałam do Agaty i Wojtka z myślą, że napiszę reportaż z dużą liczbą wypowiedzi, ale już układ ramowy tekstu powstał w mojej głowie po spotkaniu.

I dodaje, że trochę obawiała się autoryzacji. – Czasem atmosfera rozmowy sprzyja różnym opowieściom, których być może bohaterowie nie chcieliby opowiedzieć w innych okolicznościach. I dopiero oswojenie się ze słowem napisanym jest momentem, gdy z pewnych sformułowań się rezygnuje. Oczywiście nasi rozmówcy mają do tego prawo, bo to ich historia i ich życie. Ale tu na szczęście po autoryzacji tekst nie wymagał wielu zmian i dobrze nam się nad nim razem pracowało – opowiada Ewelina Burda. I od razu zaznacza: – Jest cienka granica między czymś, co jest wzruszające, a tym, co ckliwe i zakrawa o banał. Gdy koledzy z redakcji, którzy nie byli przecież tak emocjonalnie związani z tą historią, czytali mój materiał, miałam obawy, czy uznają, że to zbyt melodramatyczna opowieść. Na szczęście były one bezpodstawne.

„Moje zdjęcie idealnie pasuje do artykułu”

Po spotkaniu z Eweliną Burdą Agatę i Wojtka odwiedza Renata Dąbrowska, fotoreporterka, która w latach 2005-2018 współpracowała z trójmiejskim oddziałem „Gazety Wyborczej”, a dziś jest freelancerką. Jej zdjęcia można zobaczyć m.in. w „Newsweeku”, „Polityce”, „Dużym Formacie”, „Wysokich Obcasach” czy właśnie „Tygodniku Powszechnym”.

Renata Dąbrowska przyznaje, że na ogół prosi o tekst, zanim dojdzie do sesji. – Gdy nie znam ludzi, których mam fotografować, chcę poznać ich historię. O Agacie i Wojtku sporo już wiedziałam, bo spotkaliśmy się wcześniej, przy okazji moich zdjęć do „Dużego Formatu”.

Fotoedytorka z „Tygodnika Powszechnego” wyjaśniła mi, że reportaż powstaje do wydania świątecznego. Będzie o tym, że są parą, że się kochają, że się zaręczyli. Nie potrzebowałam więcej informacji – opowiada Renata Dąbrowska. – Później, gdy przeczytałam tekst, poczułam, że moje zdjęcie idealnie pasuje do artykułu. Jest w nim miłość, bliskość i namiętność. Tak jak w zdjęciu Annie Leibovitz. Fotoreporterka przyznaje, że drugie spotkanie z Agatą i Wojtkiem odbyło się w zupełnie innych okolicznościach. – Wtedy było ciepło i mogliśmy wyjść z domu. Teraz na zewnątrz były minus cztery stopnie, więc sesja musiała odbyć się w mieszkaniu. Zastanawiałam się, jak ją dopasować do możliwości fizycznych Wojtka. Jego naturalną pozycją jest siedzenie na wózku, ale i leżenie. Chciałam też, żeby moje zdjęcia Agaty i Wojtka były inne od ich wizerunku z mediów społecznościowych. I tak wpadłam na pomysł, by zainspirować się słynnym zdjęciem Annie Leibovitz, które jest piękne i rozczulające. Wysłałam im oryginalną fotografię z Johnem Lennonem i Yoko Ono i po cichu liczyłam, że się zgodzą – mówi nam Renata Dąbrowska. Agata z Wojtkiem powiedzieli jej „tak”.

Wojtek zapytał, czy ma się rozebrać

Dąbrowska przyznaje, że była zestresowana sesją zdjęciową. – Spóźniłam się, za co byłam na siebie zła. Agata powiedziała, że niedługo musi wyjść. Wiedziałam, że nie mamy dużo czasu. Laik powie, że przecież zdjęcie można zrobić w pięć minut. Ja powiem, że na pewno nie osobie, którą trzeba odpowiednio ułożyć. Wojtkowi pomaga w tym na co dzień asystentka. Na sesji byłoby nam bez niej trudno. Wojtek nie może być długo w jednej pozycji i woli leżeć na lewej stronie, lub na wznak, bo wtedy łatwiej mu się oddycha. Zapytałam, czy da radę położyć się na prawej, by zdjęcie było podobne do oryginału Leibovitz. Zgodził się, ale zapytał, czy ma się też rozebrać. Powiedziałam: „Jasne, byłoby ekstra!”. Zaufali mi oboje, bo umówiliśmy się, że to oni ostatecznie zdecydują, co puszczamy do druku – wspomina Renata Dąbrowska.

– Weszłam na krzesło, wyciągnęłam ramię, trzymając aparat prosto nad nimi. Nie widziałam ich na wprost. Zdecydowałam, że muszą leżeć obok siebie. Nie chciałam, by Agata siedziała przy łóżku Wojtka, bo kojarzyło mi się to z opiekunką. Zresztą takie zdjęcie nie pokazywałoby bliskiej relacji dwóch kochających się osób – opowiada Renata Dąbrowska. – Był problem ze światłem. Agata i Wojtek leżeli na kremowym kocu. Uprzedzałam, by nie ubierali się w kraty, agresywne wzory ani jaskrawe kolory.

Po serii zdjęć Renata wykrzykuje: „Mamy to!”. – Rzadko tak mam, że wiem, że to jest to jedyne zdjęcie – przyznaje fotoreporterka. – A tam był pełen kadr, nic nie było później poprawiane. Wiedziałam, że zrobiliśmy coś wyjątkowego i dobrego. Teraz widzę w sieci, ile emocji wywołuje to zdjęcie. Smutne, że niektórzy je udostępniają, nie podpisując ani mnie, ani autorki tekstu czy „Tygodnika Powszechnego”. Boli, że odwracają je, by głowy Agaty i Wojtka były „poprawnie” u góry, a nawet przemieniają je na czarno-biel. Ale myślę, że najważniejsze, że wreszcie ludzie dyskutują o czymś dużo ważniejszym, czyli o osobach z niepełnosprawnościami i ich uczuciach, problemach, trudnościach życia.

„Jesteśmy tu po to, by zmieniać świat”

Portret Agaty i Wojtka, który miał ilustrować tekst, zachwycił jego autorkę. – Gdy zobaczyłam zdjęcia Renaty Dąbrowskiej, od razu wiedziałam, że powstała wielka rzecz. Ale nie spodziewałam się aż takiego odzewu, że aż tylu czytelników, także tych, którzy wcześniej nas nie czytali, napisze tak wiele ciepłych słów i przekaże moc dobrej energii. Być może grudzień, gdy większość z nas czeka na święta, sprawia, że jeszcze bardziej wyczekujemy prawdziwych historii, w których pełno jest miłości i bliskości – opowiada Ewelina Burda.

Reportażem w „Tygodniku Powszechnym” pochwalili się w swoich mediach społecznościowych Agata z Wojtkiem. „Wywiad jest bardzo piękny i wzruszający, jeden z najlepszych, jakie wspólnie z Agatą udzieliliśmy. Dziękujemy Ewelino za ciekawe pytania i dobrze poprowadzoną rozmowę. Miło było Cię gościć w naszym domu. Jednak na osobną wzmiankę zasługuje fantastyczna sesja zdjęciowa do artykułu autorstwa Renaty Dąbrowskiej. Już podczas jej trwania czuliśmy, że robimy coś wielkiego, że uczestniczymy w epokowym wydarzeniu. Proces twórczy zupełnie nas pochłonął, ale gdy patrzę na efekt końcowy, to wiem, że warto było się tak zaangażować, zarówno fizycznie, jak i psychicznie” – czytamy we wpisie Life on Wheelz.

W poście Wojtek przyznaje, że mieli wątpliwości, czy zgodzić się na publikację zdjęć. Dlaczego się więc zdecydowali? „W końcu jesteśmy tu po to, żeby zmieniać świat, wywracać kanony do góry nogami. Poza tym tytułem naszej rozmowy jest ‚I niech mówią, co chcą’. Mówcie więc, a my zajmiemy się naszą miłością. Ten portret ma szansę stać się ikoniczny, może całkowicie zmienić postrzegania osób z niepełnosprawnością w Polsce” – napisał.

„Zdarzył się mały, świąteczny cud”

Z tym ostatnim zdaniem zgadza się Renata Dąbrowska. – To zdjęcie krzyczy o normalności, miłości, zwyczajności, prawie do życia tak, jak się chce, wszystkich – również osób z niepełnosprawnościami. Dlaczego, gdy oglądamy półnagie kobiety w reklamach, to jest OK, ale ciało osoby chorej oburza? Powiedziałam Agacie i Wojtkowi, że dają siłę i energię do życia innym osobom z niepełnosprawnością, pokazując, że może być lepiej. Czytam w sieci, że „z tego zdjęcia bije miłość i bliskość”. To najlepszy komplement. W świecie, w którym jest mnóstwo chaosu i hałasu, czasami trzeba krzyknąć, żeby nas usłyszano. A oni wystąpili na moim zdjęciu nie po to, by szokować czy mieć więcej lajków, tylko by dawać siłę, nadzieję, wzruszać i skłaniać do rozmowy. Dawno nie miałam poczucia, że w tak krótkim czasie popłynęło tyle dobra dookoła nas – zwierza się Renata Dąbrowska.

Pod wpisem Wojtka pojawiło się mnóstwo komentarzy od internautów gratulujących, wyrażających szacunek i podziw. – Bardzo miło mi czytać takie słowa – mówi Ewelina Burda. – I podpisuję się pod zdaniem, które napisali do mnie po publikacji tekstu Agata i Wojtek: zdarzył się mały, świąteczny cud, którego nikt się nie spodziewał, a na który wszyscy czekali.