Są co najmniej dwa wymiary decyzji prezydenta dotyczącej nowelizacji ustawy medialnej. Po pierwsze: co to oznacza dla rynku mediów i wolności słowa. Po drugie: co ta decyzja mówi o obecnej sytuacji koalicji rządzącej – pisze dla Press.pl o wecie Andrzeja Dudy Katarzyna Kozłowska, redaktorka naczelna „Faktu”.
W tym pierwszym wymiarze – to decyzja dobra i potrzebna. W trwającej około 20 minut mowie uzasadniającej decyzję, prezydent mocno podkreślał, że była ona między innymi wynikiem jego rozmów z rodakami. Andrzej Duda mówił, że wyrażali oni niepokój i że „podzielił zdanie większości Polaków, że kolejna sprawa jątrząca (…) nie jest potrzebna”. Polacy przeszło 30 lat temu wybrali demokrację i pluralizm. Apel do prezydenta o weto podpisało kilka milionów ludzi. Poniedziałkowa decyzja prezydenta pokazuje, że władza ma jednak tego świadomość. Ważna bitwa o wolność słowa, rozstrzygnęła się dla nas pozytywnie.
W tym drugim wymiarze – aż prosi się o komentarz, że prezydent Duda okrutnie zakpił z własnego środowiska politycznego. Spodziewałam się, że szanując stanowisko najważniejszych rozgrywających w tej sprawie – szefa PiS Jarosława Kaczyńskiego i premiera Mateusza Morawieckiego – prezydent skieruje ustawę do Trybunału Konstytucyjnego, uzasadniając to ograniczeniem prerogatyw prezydenta przez „wrzutkę” Konfederacji. Ale prezydent Duda poszedł nawet nie krok, a dystans dalej i w poniedziałek dosłownie rozjechał walcem ustawę, z której tak dumne było PiS. Prezydent zwracał uwagę, że lex TVN mogłoby naruszać polsko-amerykański traktat z 1990 roku, że dawałoby sygnał, że w Polsce prawo działa wstecz, że Polska nie dotrzymuje umów, że nie ma w Polsce rzeczywistej swobody prowadzenia działalności gospodarczej, wreszcie – że zagrożony jest pluralizm. Milionom Polaków prezydent przekazał, że PiS wyprodukowało prawo złe i szkodliwe dla Polski. To przekaz mocniejszy, niż jakiekolwiek ciosy, które prawie dwie dekady temu zadawali sobie wzajemnie ówczesny prezydent Kwaśniewski i premier Leszek Miller.