To był rok inny niż wiele poprzednich. Niezależne media stały się solą w oku władzy, przedmiotem sporu politycznego i ataku, angażowały setki tysięcy Polaków do masowych protestów. Choć osłabione orlenizacją, wychodzą z drugiego roku pandemii silniejsze dzięki wsparciu odbiorców, solidarności redakcji i sile jakościowego dziennikarstwa. Oto subiektywne podsumowanie roku szefów redakcji „Rzeczpospolitej”, Onetu i „Gazety Wyborczej”.
– Pozytywnym wydarzeniem roku był lutowy protest Media bez wyboru, gigantyczna mobilizacja środowiska medialnego, która zaskoczyła władzę i samych dziennikarzy. Okazało się, że po jasnej stronie mocy powstał wspólny front – mówi Bartosz Wieliński, zastępca redaktora naczelnego „GW”. – Było to wydarzenie nie tylko na skalę polską, ale też europejską, bo problemy z podziałami pośród mediów istnieją wszędzie. To, że największe telewizje wyłączyły ekrany, gazety wyszły z czarnymi jedynkami, a portale nie działały przez cały dzień, było osiągnięciem, pokazaniem siły i uzmysłowieniem widzom, czytelnikom i użytkownikom, jakie zagrożenia stoją przed mediami. Skutek był choćby taki, że „Gazeta Wyborcza”, Onet i Radio Zet pracowały razem nad projektem śledczym demaskującym nepotyzm w spółkach skarbu państwa. Udało się zrozumieć, że więcej nas łączy, niż dzieli. Myślę, że historycy mediów i ludzie piszący historię polityczną Polski, za jakiś czas to wydarzenie wpiszą na listę momentów znaczących, a może przełomowych.
Wieliński dalej: – Negatywnym wydarzeniem roku było to, co zrobili poseł Suski i poseł Babinetz, a więc próba zlikwidowania wolności mediów w Polsce w oparach zamachu stanu – zebranie komisji zwołane w 20 minut, przepchnięcie tego bez żadnej dyskusji, na rympał. To działanie gangsterskie i bandyckie. Media padły ofiarą przestępców, którzy rządzą Polską – mówię to otwarcie. Ta forma pogardy i otwartego łamania prawa przeraża, to było dno dna – mówi zastępca naczelnego „GW” opisując procedurę poprzedzającą odrzucenie przez Sejm weta Senatu do ustawy zmuszającej koncern Discovery do sprzedania stacji TVN.
Mniej symetryzmu, więcej Orlenu i SEO
Zdaniem Wielińskiego optymistycznym trendem roku w mediach jest odwrót od symetryzmu. – Wydaje mi się, że dziennikarze przestali za wszelką cenę ważyć racje obu stron i unikać nazywania rzeczy po imieniu. Nie boją się mówić wprost o tym, co się dzieje w Polsce w kwestii walki z pandemią, zepsucia władzy czy korupcji. Przekonali się też, jakie są zagrożenia dla mediów, nie mają już złudzeń. To dobrze, bo mamy pisać prawdę, a w obecnej sytuacji nie można być pośrodku.
Wieliński dodaje, że tegorocznym trendem negatywnym jest „efekt Orlenu”. – Przybyło redakcji, które są elementem pasa transmisyjnego władzy, są jej podporządkowane, cenzurują rzeczywistość, zamiast ją opisywać, służą politykom, zamiast ich rozliczać – mówi Wieliński. – Drugie złe zjawisko to zbyt mocne seoizowanie rzeczywistości redakcyjnej. Coraz silniejsze jest kształtowanie przekazu pod dyktando analizy danych o zachowaniach czytelników i użytkowników. Nie znoszę, gdy na kolegium porannym słyszę, że dziś szuka się Maryli Rodowicz, więc ktoś ma o niej napisać. Wiem, że wszyscy zabiegamy o ruch, nowe prenumeraty, ale to dziennikarze powinni wybierać to, co jest najważniejsze, a nie wyniki z Googla. Trzeba wrócić do korzeni – konkluduje wicenaczelny Wyborczej.
Wielińskiemu wtóruje naczelny „Rzeczpospolitej” Bogusław Chrabota wymieniając wśród wydarzeń roku lutowy protest przeciwko planom wprowadzenia podatku od reklam i walkę rządu z wolnymi mediami. Chrabota dodaje do tego pozyskanie nowego inwestora dla swojej gazety. W grudniu KCI, właściciel wydawcy dziennika, sfinalizował transakcje sprzedaży 40 proc. akcji w Gremi Media SA holenderskiej spółce Pluralis B.V., należącej w części do funduszu Media Development Investment Fund (MDIF), wspieranego finansowo przez miliardera George’a Sorosa.
Siła internetu
Zdaniem Chraboty kluczowy trend 2021 r. to rosnąca siła internetu i odchodzenie na drugi plan tradycyjnych mediów, w tym telewizji.
– Już za 5 lat, telewizja nie będzie rządziła duszami Polaków, tę rolę przejmie internet. Jak na razie nie istnieje pełna kontrola internetu – jak w przypadku mediów tradycyjnych, gdzie są koncesje i licencje, dystrybucja. Z Chin wiemy, że istnieje możliwość pełnej kontroli nad tą sferą, ale wymaga to środków z arsenału państw totalitarnych. W Europie nawet na Białoruś docierają programy satelitarne z Europy, nie ma tam też pełnej kontroli internetu, więc ten proces autonomizuje media i wzmacnia ich niezależność – mówi Chrabota przestrzegając, że wyzwanie cyfrowe stoi przed każdym medium. – Wielu sobie z nim nie poradzi, my walczymy, by Rzeczpospolita była wśród zwycięzców.
Dla Bartosza Węglarczyka, redaktora naczelnego Onetu, na pierwszym miejscu są sukcesy portalu, którym kieruje.
– Dla mnie najbardziej pozytywnym wydarzeniem są wyniki zasięgowe i zaangażowania czytelników osiągnięte przez Onet, bo to więcej, niż chcieliśmy i dowód na to, że strategia, która przyjęliśmy, jest dobra. To subiektywne, ale dla mnie najważniejsze. Dodałbym do tego europejskiego Pulitzera dla Janusza Schwertnera – mówi Węglarczyk. – Poza własnym podwórkiem byłaby to akcja „Media bez wyboru” – w tym sensie, że po raz pierwszy od wielu lat mogliśmy powiedzieć o czymś takim jak „środowisko dziennikarskie”. Akcja pokazała też solidarność między redakcjami, a wydawcami i zarządami firm, które ją wsparły. Negatywne wydarzenia to z pewnością przyjęcie lex TVN – świąteczny prezent władzy dla mediów w Polsce. I śmierć Kamila Durczoka, którą osobiście bardzo przeżyłem.
Dziennikarstwo newsowe i jakościowe w internecie
Jako pozytywny trend roku Węglarczyk wymienia przenoszenie się twardych newsów do internetu. – Mam wrażenie, że dziennikarstwo newsowe w zasadzie całkowicie przeniosło się do internetu, co oznacza oczywiście osłabienie prasy tradycyjnej, która – myślę – dobija do swojego brzegu. Ponad wszelką wątpliwość utrwaliło się też wideo jako forma dziennikarska w internecie – mówi naczelny Onetu.
– To był kolejny rok pokazujący wagę jakościowego dziennikarstwa – dodaje Bartosz Węglarczyk. – Udowadnia to zainteresowanie naszymi długimi tekstami o epidemii. Długa forma się czyta, więc właściciele mediów, którzy to zauważyli, inwestują w jakościowe dziennikarstwo. To jest fantastyczne.