Marcin Jakóbczyk, były reporter TVP Info, stwierdził, że w lutym 2017 roku zdjęto go z anteny, po tym jak podał prawdziwe informacje o przebiegu wypadku samochodowego z kolumną aut wiozących ówczesną premier Beatę Szydło. – Te kłamstwa i manipulacje widziałem z bliska – podkreślił. W piątek „Gazeta Wyborcza” opisała, że funkcjonariusze BOR biorący udział w zajściu na polecenie przełożonych składali fałszywe zeznania w tej sprawie.
Do wypadku doszło 10 lutego 2017 r. w Oświęcimiu. Policja podała, że trzy rządowe samochody z ówczesną premier Beatą Szydło (jej pojazd był w środku) wymijały fiata seicento. Jego kierowca, 20-letni wówczas Sebastian Kościelnik, przepuścił pierwszy samochód, a następnie zaczął skręcać w lewo i uderzył w auto, którym jechała ówczesna szefowa rządu, a które w konsekwencji uderzyło w drzewo. Poszkodowana została premier oraz funkcjonariusz BOR.
Prokuratura oskarżyła kierowcę fiata o nieumyślne spowodowanie wypadku. Sąd w Oświęcimiu w 2020 r. wydał wyrok, zgodnie z którym jest on winny nieumyślnego spowodowania wypadku. Zarazem warunkowo umorzył postępowanie na rok. Sąd uznał także, że za wypadek odpowiada też kierowca BOR. Z taką decyzją sądu nie zgodziła się ani prokuratura, ani obrona Kościelnika. W marcu tego roku ruszył proces odwoławczy w tej sprawie.
Były reporter TVP Info: po prawdziwych informacjach zdjęto mnie z anteny
W piątek wieczorem Marcin Jakóbczyk, który od 2014 do 2018 roku był dziennikarzem Telewizji Polskiej, przypomniał we wpisie facebookowym, że jako reporter relacjonował okoliczności wypadku z autem wiozącym Beatę Szydło.
– Pracowałem wtedy dla TVP, miałem dyżur i natychmiast zostałem wysłany do Oświęcimia. Te kłamstwa i manipulacje widziałem z bliska – podkreślił.
– Powiedziałem o tym na antenie, podczas lajfa dla TVP Info i nawet dałem się wypowiedzieć świadkowi. Usłyszałem wtedy w słuchawce, od wydawcy, kilka mocnych słów których tutaj nie wypada przytaczać. Gdy w kolejnym lajfie pokazałem, że w miejscu wypadku jest podwójna ciągła, której kolumna rządowa bez sygnałów nie powinna przekraczać – zdjęto mnie z anteny – opisał Jakóbczyk.
„Fabularyzowany” materiał w „Wiadomościach”
Dzień po wypadku w głównym wydaniu „Wiadomości” wyemitowano materiał z komputerową wizualizacją wydarzeń na drodze. Wbrew prawdzie pokazano, że na odcinku drogi, gdzie samochody rządowe wyprzedzały fiata seicento, była linia przerywana, podczas gdy jest tam podwójna linia ciągła.
Szybko zwrócili na to uwagę dziennikarze w mediach społecznościowych, zarzucili „Wiadomościom” manipulację. Nikt z redakcji programu nie odniósł się do tych zastrzeżeń.
– Wróciłem do domu i obejrzałem w Wiadomościach „fabularyzowany” materiał Bartłomieja Graczaka a w nim zamiast podwójnej ciągłej – linia przerywana! Dzień później w Wiadomościach była już podwójna ciągła ale dodano też głośne sygnały dźwiękowe – stwierdził Marcin Jakóbczyk na Facebooku.
– Żeby widz nie miał wątpliwości, Graczak wydał osąd, czego dziennikarz NIGDY nie powinien robić. Wyraźnie podkreślał że „sprawcą wypadku jest 21 letni mieszkaniec Oświęcimia”, „Kolumna jechała w sposób prawidłowy, sygnały świetlne oraz dźwiękowe były włączone” a kierowca seicento ich nie słyszał bo głośno słuchał muzyki i jechał starym autem. Kurtyna… – przypomniał były dziennikarz TVP.
Marcin Jakóbczyk w listopadzie 2018 roku dołączył do krakowskiej redakcji TVN24. Wcześniej był związany zarówno z Grupą TVN (w latach 2010-2014 pracował w redakcjach „Uwagi” i „Superwizjera”), jak i Telewizją Polską (w latach 2007-2010).
Były funkcjonariusz BOR powiedział „GW” o fałszywych zeznaniach
„Gazeta Wyborcza” napisała w piątek, że funkcjonariusze b. Biura Ochrony Rządu, którzy w 2017 r. brali udział w wypadku auta, którym jechała Szydło, składali fałszywe zeznania w śledztwie dotyczącym okoliczności zdarzenia. Przyznał to w rozmowie z gazetą jeden z oficerów, b. funkcjonariusz BOR Piotr Piątek.
Chodzi o sygnały dźwiękowe w rządowej kolumnie, które – jak zeznali funkcjonariusze BOR – były włączone w czasie, gdy wydarzył się wypadek. Kierowca seicento, Sebastian Kościelnika, w które uderzył pojazd z Szydło, twierdził jednak, że sygnałów nie było. Podobne zeznania złożyli inni świadkowie zdarzenia. Piątek przyznał w rozmowie z „GW”, że sygnały dźwiękowe były wyłączone.
Piotr Piątek to emerytowany funkcjonariusz Służby Ochrony Państwa, która w 2018 r. zastąpiła Biuro Ochrony Rządu. „Strona rządowa wspierana przez policję i prokuraturę od początku robiła wszystko, by zdjąć odpowiedzialność z funkcjonariuszy i ich szefów, a obciążyć kierowcę seicento. W śledztwie okazało się, że tajemniczo zostały uszkodzone nagrania z monitoringu, a wszyscy BOR-owcy zapewniali, że kolumna jechała prawidłowo, używając sygnałów świetlnych i dźwiękowych. Chorąży ujawnia, że to ostatnie było nieprawdą” – napisała „GW”.
Według gazety Piątek i jego koledzy „za wiedzą przełożonych porozumieli się, by składać fałszywe zeznania”. „Co więcej, jak mówi Piątek, kolumna rządowa regularnie jeździła bez włączonych syren” – czytamy.
Politycy KO chcą działań prokuratury
Doniesienia gazety oburzyły w piątek polityków Koalicji Obywatelskiej, którzy zażądali w tej sprawie reakcji byłej premier Beaty Szydło, prokuratury oraz jej zwierzchnika, prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry.
Szef klubu KO Borys Budka określił informacje „GW” jako szokujące. „Jeżeli prawdą jest to, o czym mówią byli funkcjonariusze BOR, że zostali zmuszeni do składania fałszywych zeznań, by chronić prawdziwych sprawców wypadku i by oskarżać niewinnego człowieka, i to w dodatku byli inspirowani przez ludzi władzy, to w każdym normalnym, demokratycznym kraju tego typu sprawa powinna raz na zawsze zakończyć karierę polityczną pani Beaty Szydło i ówczesnego szefa MSWiA, pana Mariusza Błaszczaka” – powiedział polityk Platformy Obywatelskiej.
Jak dodał, KO żąda od prokuratora generalnego ujawnienia materiału, który został zebrany w śledztwie dotyczącym okoliczności wypadku Szydło oraz do „niezwłocznego wszczęcia postępowania w sprawie składania fałszywych zeznań” przez funkcjonariuszy ówczesnego BOR (dziś to Służba Ochrony Państwa).
Budka oczekuje ponadto śledztwa w sprawie „podżegania do popełnienia przestępstwa składania fałszywych zeznań”. „Nie może być tak, że żeby kryć polityków, angażuje się cały aparat państwowy do tego, by jeden niewinny człowiek miał brać na siebie odpowiedzialność za wypadek, którego sprawcą, czy winnym był funkcjonariusz BOR, wykonujący bezprawne polecenia politycznych zwierzchników” – podkreślił Budka.
Szef klubu KO oczekuje ponadto, że była premier przeprosi i podda się odpowiedzialności karnej, jeśli nakłaniała funkcjonariuszy BOR do składania fałszywych zeznań.
Marek Sowa (KO) przypomniał fragment listu, który tuż po wypadku Szydło skierowała do Kościelnika: „Panie Sebastianie, toczy się postępowanie. Jestem przekonana, że będzie ono transparentne i rzetelne. Piszę do pana, żeby zapewnić, że z mojej strony jest oczekiwanie, że ta sprawa będzie potraktowana jak każde inne takie zdarzenie. Wszystkie strony w postępowaniu mają te same prawa i obowiązki, a jako obywatele przed organami sprawiedliwości jesteśmy równi. Nie dopuszczam myśli, że mogłoby być inaczej”.
W ocenie Sowy, wbrew zapewnieniom ówczesnej premier, Kościelnik nie miał zapewnionych równych praw w postępowaniu w sprawie przyczyn wypadku. „Cały aparat państwa był użyty do tego, aby doprowadzić do skazania Sebastiana. Za wszelką cenę chcieli to robić, fałszując dokumenty. Dzisiaj jest moment, że nie tylko słowo +przepraszam+ ze strony Beaty Szydło jest potrzebne, ale jest potrzebne jej rzeczywiste i publiczne zeznanie, jak było naprawdę” – powiedział poseł KO.
Przypomniał, że sam mieszka w miejscowości, przez którą ówczesna premier przejeżdżała kilka razy w tygodniu. „Nigdy nie jechała na sygnale. Raz się zdarzyło, na Barbórkę, w dużej kolumnie. Zawsze jechała w ciszy, bo taka była zasada” – przekonywał Sowa.
Sam Sebastian Kościelnik, komentując doniesienia „Gazety Wyborczej”, napisał na Twitterze: „Przełom, który mógłby zaoszczędzić prawie 5 lat życia, ale lepiej późno niż wcale”.