– Chciałabym wierzyć, że media się wybronią, ale niestety jest zmasowany atak i wykorzystane są wszystkie narzędzia, jakimi dysponuje obecna władza, żeby nas zadusić. Ja bym to porównała do oddziału intensywnej terapii dla mediów. Jesteśmy pod kroplówką – ocenia Ewa Ewart, wieloletnia dziennikarka BBC, dziś związana z TVN24. – Gigantyczne pieniądze idą na produkcje, które nic nie wnoszą, nie opowiadają nam świata, nie rozwijają nas, nie edukują – dodaje Tomasz Sekielski.
Zanim Marcin Gutowski podczas uroczystej gali otrzymał tegoroczną Nagrodę Radia ZET im. Andrzeja Woyciechowskiego, w studiu rozgłośni odbyła się debata o stanie polskich mediów, wolności słowa i dziennikarstwa. Wzięli w niej udział laureaci ubiegłych edycji Nagrody: Ewa Ewart (laureatka w 2009 r. za cykl „Dokumenty Ewy Ewart” w TVN24), Wojciech Bojanowski (laureat w 2017 r. za reportaż w TVN24 o śmierci Igora Stachowiaka) oraz Tomasz Sekielski (laureat w 2006 r. – wraz z Andrzejem Morozowskim za program „Teraz my” w TVN na temat odznaczenia Krzyżem Zesłańców Sybiru generała Wojciecha Jaruzelskiego – oraz w 2019 r. z Markiem Sekielskim za film dokumentalny „Tylko nie mów nikomu”).
Prowadząca debatę dziennikarka Radia ZET Beata Lubecka nawiązała do rankingu wolności prasy publikowanego corocznie przez organizację Reporterzy bez Granic. W tym roku Polska zajmuje w nim 64. miejsce. Ewa Ewart przypomniała, że w 2015 r., nasz kraj był na 18. pozycji. Beata Lubecka zapytała, czy w związku z tym trzeba bić na alarm.
– Cały czas wierzę, że w Polsce można uprawiać dziennikarstwo – mówił z optymizmem Wojciech Bojanowski, dziennikarz TVN24. – Oczywiście można bić na alarm, patrząc, jak dookoła nas zaczyna wyglądać rynek medialny, ale nie chcę podcinać skrzydeł młodym ludziom, którzy w tym trudnym momencie chcą zaczynać karierę dziennikarską.
Dziennikarz sprecyzował, że ma na myśli nie tylko pandemię, ale też „poczynania obecnej władzy”. – Doświadczyliśmy tego, co działo się z koncesją dla TVN24, odnowionej tuż przed jej wygaśnięciem, i myślę, że im trudniejsze są okoliczności dookoła, tym więcej od nas, dziennikarzy zależy. Zapotrzebowanie na jakościowe, dobre dziennikarstwo jest jeszcze większe niż w krajach, gdzie dziennikarstwo kwitnie – przekonywał Wojciech Bojanowski.
Coraz mniej wartościowych treści
Beata Lubecka przypomniała, że gdy startowała telewizja TVN w 1997 r., w której od pierwszego dnia pracował Tomasz Sekielski, zupełnie inaczej wyglądał rynek medialny w Polsce i praca dziennikarzy. – Media idą w złym kierunku. Tandeta wypycha wartościowe treści – oceniał surowo Tomasz Sekielski. – Gigantyczne pieniądze idą na produkcje, które nic nie wnoszą, nie opowiadają nam świata, nie rozwijają nas, nie edukują. Powinien być balans, a dziś komercja w złym wydaniu zwyciężyła wszędzie. W 1997 r. każda redakcja miała dział śledczy, korespondentów na świecie.
– To jest drogie – wtrąciła Beata Lubecka. Zaproszeni goście od razu zaprotestowali.
– Właściciele mediów zarabiają, nie dokładają do tego biznesu – mówił Sekielski. – Dziś „Gazeta Wyborcza” stawia wotum nieufności wobec zarządu Agory, czyli swojego właściciela. Dzieje się coś niedobrego z mediami. Dlaczego dziś mamy pismo Adama Michnika i Jarosława Kurskiego w obronie „Gazety Wyborczej”? Bo Excel i zysk koncernu jest ważniejszy od jakości dziennikarstwa i to jest problem, który widzę od 1995 r., gdy pojawiłem się w Sejmie. Nie twierdzę, że w mediach w ogóle nie ma wartościowych treści, ale jest ich coraz mniej.
Beata Lubecka zwróciła też uwagę, że zmienił się stosunek polityków do mediów. – Mieliśmy z Andrzejem Morozowskim program „Teraz my” w TVN, gdzie jechaliśmy po bandzie i wymyślaliśmy straszne rzeczy. Ale politycy woleli przyjść i się wytłumaczyć niż być nieobecnym i dostać po głowie. Mieli poczucie, że media są po to, by w imieniu wyborców zadawać pytania, a oni udzielając odpowiedzi dziennikarzom, komunikują się z wyborcami. Dziś robią to nad głowami dziennikarzy, przez media społecznościowe – tłumaczył Sekielski.
Alergia władzy na niezależne media
Prowadząca debatę wywołała temat afery mailowej. Przypomniała stanowisko rządu, który tłumaczy cały czas, że to atak hakerski inspirowany ze Wschodu, więc politycy Zjednoczonej Prawicy nie chcą tego komentować. – Był znakomity materiał Barbary Sobskiej w TVN24, która przeanalizowała ujawnione maile i połączyła je z konferencjami prasowymi rządu. Pasują daty, godziny – przypomniał Tomasz Sekielski.
– I to jest weryfikacja dziennikarska, więc trudno powiedzieć, że to, co pojawia się w mailach, to fake newsy – zauważyła Lubecka.
Ewa Ewart, prezenterka pasma filmów dokumentalnych o tematyce zagranicznej w TVN24 i TVN24Bis, wielokrotnie nagradzana reżyserka dokumentów śledczych, politycznych i programów poruszających kwestie społeczne, która większość życia zawodowego spędziła za granicą, głównie w Wielkiej Brytanii, pracując dla telewizji BBC, wspominała swój powrót do Polski. – Gdy przyjechałam tu ok. 2012 r., byłam zachwycona. Załapałam się jeszcze na końcówkę mediów, które powstały po 1989 r. Jeśli chodzi o Zachód, mamy tam fantastyczne media, ale trzeba pamiętać o tym, jakie mają one tradycje. Pierwsze audycje BBC to koniec XIX wieku, „New York Times” to połowa XIX wieku. A media w Polsce w 1989 r. nie mając wzorców, samoistnie zbudowały fantastyczne standardy, poziom – wspomina Ewa Ewart.
Jak dodaje, afera mailowa to powód, dla którego TVN24 jest solą w oku rządzących. – Obecna władza ma alergię na niezależne media, które wypełniają misję i patrzą rządzącym na ręce. To, co teraz się dzieje, jest straszne. Chciałabym wierzyć, że media się wybronią, ale niestety jest zmasowany atak i wykorzystane są wszystkie narzędzia, jakimi dysponuje obecna władza, żeby nas zadusić. Ja bym to porównała do oddziału intensywnej terapii dla mediów. Jesteśmy pod kroplówką – ocenia Ewa Ewart.
Bojanowski do młodych z TVP: „Chodźcie do nas”
Gospodyni debaty przypomniała, że najwięcej pieniędzy w ramach zleceń zwolnionych z ustawy o zamówieniach publicznych w związku z pandemią COVID-19, otrzymały od kancelarii premiera media przychylne władzy. To wcale nie dziwi Ewy Ewart. – Plan pacyfikacji wolnych mediów był jednym z priorytetów po wyborach w 2015 r. W pierwszym rzędzie chodziło o zagospodarowanie Telewizji Polskiej, która nie jest już nawet narodowa, tylko partyjna. TVP to medium, które wyniosło pojęcie fake newsa na nieznane dotychczas poziomy – uważa Ewa Ewart. I odnosi się do miejsca, w którym spędziła wiele lat. – BBC nieustannie konfrontuje się z krytyką, stacji zarzuca się stronniczość, ale tam obowiązują jednak pewne standardy. W TVP niestety bliżej standardom nie z Wielkiej Brytanii, tylko Korei Północnej, w której byłam i widziałam, jak pracuje się tam w telewizji publicznej.
Wojciech Bojanowski zwrócił się do pracowników TVP. – Chciałbym zaapelować do młodych osób z telewizji państwowej, które czują, że coś tam jest nie tak, a mimo wszystko tam pracują. Słuchajcie, jest inny świat, możecie być dziennikarzami, którzy mogą mówić to, co myślą i zajmować się ważnymi sprawami, a niekoniecznie realizować polecenia z góry. W wolnym świecie wolnych mediów jest wspaniale! Porzućcie to, chodźcie do nas, nie musicie tam być – namawiał.
– To kwestia uczciwości w stosunku do samego siebie. Rano się budzisz, patrzysz w lustro i albo cię skręca na własny widok albo patrzysz z podniesioną głową – mówiła Ewa Ewart. – Żyjemy w kraju, który jest pęknięty na pół i krajobraz medialny dokładnie to odzwierciedla. Mamy dwie równoległe narracje, dwie sprzeczne interpretacje tych samych faktów i zjawisk. Polska nie jest tu odosobniona, ale u nas doszło do takiego wynaturzenia, że jest to wręcz karykaturalne.
„Stało się coś niebezpiecznego z naszym społeczeństwem”
Tomasz Sekielski powiedział, czym jego zdaniem różnią się stacje prezentujące równoległe narracje. – W TVN-ie były materiały o Tusku rajdowcu, który jak szaleniec jechał 107 km/h w terenie zabudowanym. Czy w TVP ukaże się materiał o Mariuszu Kamińskim i Elżbiecie Witek, których służbowe limuzyny pędziły? – pytał retorycznie. – Grupa rekonstrukcyjna „Dziennika Telewizyjnego” o godz. 19:30 przez kilka dni informowała o Donaldzie Tusku, zestawiając to z dramatycznymi statystykami wypadków na drogach. Oczekiwałbym, że jeśli są tam uczciwi dziennikarze, to będzie dziś materiał piętnujący to, jak jeżdżą służbowe auta wożące Witek i Kamińskiego. Zakładam jednak, że tak się nie stanie.
Sekielski zwrócił uwagę, że jedynym problem polskich mediów nie jest jedynie propaganda publicznych mediów. – Polskie społeczeństwo ma w nosie to, że dziennikarze nie są wpuszczani do strefy stanu wyjątkowego. To strasznie niebezpieczne, że ludziom jest to obojętne – stwierdził Tomasz Sekielski. – Ludzie zdają się na oficjalne komunikaty urzędnika czy rzecznika prasowego, nie rozumiejąc, że reprezentują oni interes określonej formacji. Gdyby oprzeć się tylko na takich relacjach, to przy sprawie Stachowiaka musielibyśmy kiwnąć głową i uznać, że skoro rzecznik mówi, że wszystko było w porządku, to tak jest. Episkopat mówi, że nie ma problemu pedofilii w Kościele, to nie ma. Stało się coś niebezpiecznego z naszym społeczeństwem, że nikomu to nie przeszkadza. Byłem kilka razy w rejonach konfliktów zbrojnych, np. na wschodzie Ukrainy, gdy była tam wojna, i jako dziennikarz wszędzie mogłem się przemieszczać, filmować, relacjonować. W Polsce jako dziennikarz nie mogę pojechać i pokazać, co się dzieje przy polsko-białoruskiej granicy. A żołnierze zatrzymują fotoreporterów, bezprawnie ich sprawdzają, przeglądają im sprzęt i dostają później pochwałę od ministra Błaszczaka.
„Piarowo przegraliśmy z Białorusią”
Ewa Ewart uważa, że w sprawie zakazu wjazdu do strefy przygranicznej rząd strzelił sobie samobója: – Białoruś, najbardziej represyjne państwo we wschodniej Europie, wpuściło zagranicznych dziennikarzy, a my zostaliśmy złapani ze spodniami pod kolanami. To jedno z najgorszych zagrań strategicznych. To również łamanie umowy społecznej. Piarowo przegraliśmy z Białorusią.
Do tej sprawy odniósł się także Wojciech Bojanowski. – Chodziło o to, by przejąć narrację wyłącznie na użytek wewnętrzny, żeby nie dać szansy dziennikarzom weryfikowania oficjalnego przekazu władzy. Podobnie jak Tomek, byłem w rejonach konfliktów zbrojnych, gdzie naprawdę było realne zagrożenie i można było dostać po głowie. Relacjonowałem kryzys migracyjny na północy Maroka, na wyspie Lesbos, na Morzu Śródziemnym, i wszędzie tam byli dziennikarze. To ważne w kontekście osób, które tam są, bo jeśli jesteś strażnikiem granicznym albo żołnierzem i masz szczególny przywilej użycia siły wobec kogokolwiek, to powinieneś się cieszyć, że są tam dziennikarze, że ktoś ciebie przypilnuje, czy nie przekroczysz swoich uprawnień. Jeśli ktoś wyrządzi krzywdę fotoreporterom czy migrantom, nie będzie się chciał tym pochwalić. Dlatego jeśli komuś stała się krzywda przy granicy i nie ma tam dziennikarzy, jest mało prawdopodobne, że się o tym dowiemy – mówił Bojanowski.
I wspomina, jak pracował przy polsko-białoruskiej granicy w strefie dostępnej dla dziennikarzy w dniu, gdy największa grupa migrantów próbowała się przedostać do naszego kraju. – Stoimy na poboczu drogi i patrzymy, co pan minister wrzuci na Twittera. I właściwie nasza rola sprowadza się do tego, że możemy przekazać to, co ktoś napisze w mediach społecznościowych.
Repolonizacja? „Tu chodzi o przejęcie całkowitej kontroli”
Beata Lubecka zapytała też swoich rozmówców o repolonizację mediów. Przypomniała, że w marcu Orlen odkupił od niemieckiego właściciela grupę Polska Press wydającą regionalne dzienniki, zmieniło się szefostwo, na czele wydawnictwa stoi Dorota Kania, związana wcześniej z „Gazetą Polską” i z Telewizją Republika. – Odchodzą dziennikarze, mówią, że jest cenzura, a Dorota Kania mówi, że nie ma nacisków – mówiła Lubecka.
– Temu przeczą relacje osób, które odeszły i uczciwie opowiedziały, jak wygląda praca po przejęciu tytułu przez Orlen – stwierdziła Ewa Ewart. – To nie jest ani repolonizacja ani nie chodzi o dekoncentrację, tylko o przejęcie całkowitej kontroli. Ponieważ nie udało się zgodnie ze scenariuszem węgierskim nakłonić naszych oligarchów, żeby przejęli media, więc wymyślono model, w którym przejmują je spółki państwowe albo podmioty związane z państwem. To, co zrobił Orlen, to przejęcie całkowitej kontroli nad przekazem, zwłaszcza na poziomie regionalnym, bo tam trzeba dbać o wyborcę, by zagwarantować sobie utrzymania władzy.
Tomasz Sekielski przypomniał, że widać to także po braku zgody Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów na przejęcie części udziałów Radia ZET przez Agorę. – Zygmunt Solorz, który dobrze żyje z tą władzą, nie miał problemu, żeby Interia przeszła do pakietu Polsatu. W zasadzie dostali na to zgodę z dnia na dzień. Radio Zet tej zgody nie ma, bo miał dojść współwłaściciel, który obecnej władzy się nie podoba – ocenia Sekielski.
Lubecka wtrąciła się i powiedziała, że jednak PiS wycofał się z nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji, nazywanej popularnie „lex TVN”, bo zdaniem wielu komentatorów miała być wymierzona bezpośrednio w Grupę TVN. – Za chwilę TVN7 dowie się, że nie dostanie koncesji, ponieważ jest uchwała KRRiT, która wezwała do zmian właścicielskich takich, żeby były zgodne z prawem i za chwilę okaże się, że TVN7 nie będzie miał koncesji, co będzie oznaczało poważne straty dla Grupy TVN – uważa Sekielski.
W debacie rozmawiano także o tym, że zawód dziennikarza przestał być prestiżowy. – Udało się politykom wepchnąć nas w szeregi partyjne. Pomogli w tym niektórzy dziennikarze i swoim zachowaniem i komentarzami. Ale narracja polityków trafiła na podatny grunt. bo dziennikarz był zawsze wysoko w rankingach zaufania do różnych profesji. A teraz jesteśmy zaledwie kilka miejsc nad posłami, co pokazuje, jak bardzo prestiż i zaufanie społeczne do naszego zawodu upada. Bardzo często słyszę, jeżdżąc po Polsce, narzekanie na media. Dużo zależy od nas i tego, jak rzetelnie będziemy pracować – podsumował Tomasz Sekielski.