We wtorek grupa osób w mundurach Wojska Polskiego miała zaatakować trzech fotoreporterów: Macieja Nabrdalika („New York Times”), Macieja Moskwę (kolektyw Testigo) i Martina Diviska (European Pressphoto Agency) w czasie, gdy wykonywali oni obowiązki dziennikarskie. Ministerstwo Obrony Narodowej zaprzecza, stwierdzając, że dziennikarze nie byli odpowiednio oznaczeni i próbowali uciekać.
Fotoreporterzy relacjonują, że chcieli wykonać zdjęcia dokumentujące obecność wojska w rejonie miejscowości Wiejki koło Michałowa, znajdującej się poza obszarem obowiązywania stanu wyjątkowego. Przed przystąpieniem do pracy przedstawili się wartownikowi jako dziennikarze i uprzedzili go, że będą robili zdjęcia.
Agresywni „żołnierze”
Po wykonaniu fotografii wsiedli do samochodu i chcieli wrócić do Michałowa. Wtedy drogę mieli zastąpić im ludzie w mundurach Wojska Polskiego, którzy następnie „wyciągnęli ich z samochodu, szarpiąc ich przy tym i używając wulgaryzmów”. Osoby te odmówiły zidentyfikowania się.
– Koledzy mówili, że poziom agresji i wulgaryzmów był całkowicie zaskakujący – relacjonuje Press.pl Marcin Lewicki z Press Club Polska, który poinformował o sprawie.
Fotoreporterów skuto kajdankami i przetrzymywano ponad godzinę. Mundurowi mieli przeszukać ich samochód i przejrzeć zawartość kart pamięci w aparatach fotograficznych dziennikarzy.
Po przyjeździe policji fotoreporterów uwolniono, ale funkcjonariusze nie podjęli próby ustalenia tożsamości osób w mundurach, które w tym czasie zaczęły się rozchodzić. Policjanci poinformowali fotoreporterów, że mogą złożyć zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa. Samym dziennikarzom nie postawiono żadnych zarzutów.
„Popychanie i poturbowanie trzech fotoreporterów, którzy próbują relacjonować nie ze strefy stanu wyjątkowego, tylko z okolic tej strefy jest skandaliczne. Czekam na jasną odpowiedz ministra Błaszczaka na temat tego, co tam się wydarzyło” – powiedziała w Poranku TOK FM dziennikarka Magdalena Rigamonti z „Dziennika Gazety Prawnej”.
MON zaprzecza
W przekazanym Press.pl oświadczeniu Centrum Operacyjne Ministra Obrony Narodowej napisało, że „wojskowi nie stosowali przemocy”. Z kolei fotoreporterzy mieli mieć na twarzy „białe maski, założone kaptury na głowach, nie posiadali żadnych oznaczeń zewnętrznych świadczących o tym, że są dziennikarzami”. „Na wezwanie do zaprzestania fotografowania Panowie udali się do pojazdu i próbowali odjechać. W międzyczasie zostały powiadomione odpowiednie służby, w tym policja. Żołnierze otrzymali polecenie zatrzymania tych osób do wyjaśnienia sprawy przez uprawniony organ. Osoby te okazały dokumenty potwierdzające tożsamość, jednak legitymacje prasowe okazały dopiero po pewnym czasie” – podało CO MON.
Wojskowi nie potwierdzają, że przed wykonaniem zdjęć dziennikarze się przedstawili i uprzedzili, że będą wykonywać fotografie. W oświadczeniu podkreślono, że wojskowi mają prawo do interwencji, a żołnierze pełnią służbę w warunkach eskalacji napięcia.
Fotoreporterzy zapowiadają, że złożą zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa.