2 grudnia przestaje obowiązywać stan wyjątkowy wprowadzony w pasie przygranicznym z Białorusią. Rząd chce ustawą przedłużyć zakaz przebywania na tym terenie, wprowadzając nowelizację ustawy o ochronie granicy państwowej.
Celem nowelizacji „jest zwiększenie bezpieczeństwa i porządku publicznego oraz stworzenie warunków dla funkcjonariuszy Straży Granicznej”. Zgodnie z proponowanymi zapisami to lokalni komendanci Straży Granicznej będą decydować, czy i na jak długo wpuścić dziennikarzy na teren objęty zakazem.
„Niedopuszczalne zmiany”
– Niedopuszczalne jest, aby to komendant Straży Granicznej decydował o wolności prasy. Takie rozwiązanie będzie sprzeczne z art. 14 i 54 Konstytucji RP, które gwarantują wolność prasy – mówi dr Piotr Pałka, radca prawny i wspólnik DERC PAŁKA Kancelaria Radców Prawnych. – Projektodawca w żadnym miejscu uzasadnienia projektu nie wyjaśnia celu przyznania takich kompetencji komendantowi Straży Granicznej oraz nie odnosi się do tych „uzasadnionych przypadków”, które mają decydować o dopuszczeniu określonych dziennikarzy do terenu przy granicy. Tym samym nie ulega wątpliwości, że propozycja przyznania takich kompetencji komendantowi Straży Granicznej narusza podstawowe standardy konstytucyjne.
O niekonstytucyjności nowelizacji wspomina także Konrad Siemaszko, prawnik Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka: – Jest to de facto kolejne przedłużenie stanu wyjątkowego w drodze ustawy, co jest niezgodne z konstytucją, która zakazuje przedłużania stanu wyjątkowego więcej niż raz. Dobrze, że tym razem przewidziano możliwość dopuszczenia dziennikarzy, ale konstrukcja tego przepisu rodzi duże ryzyko arbitralności i sprawia, że to, co powinno być zasadą, czyli dostęp dziennikarzy, zmienia się w wyjątek.
Dziurawy projekt
Dr Pałka wymienia także wiele luk w projekcie, za sprawą których można obejść przepisy. – Zakaz przybywania na tym terenie nie będzie obejmował posiadaczy nieruchomości zlokalizowanych na obszarze objętym zakazem. Wystarczy w takim wypadku nieodpłatna umowa użyczenia jakiejkolwiek nieruchomości z terenu na rzecz dziennikarzy i będą mogli oni na tym terenie przebywać. Umowa taka może być nawet zawarta w formie ustnej. Co więcej, projekt zakłada, że wyłączenia spod zakazu obejmują wykonywanie działalności gospodarczej na obszarze objętym zakazem i tutaj wskazać należy, że prowadzenie działalności dziennikarskiej jako forma zatrudnienia może również odbywać się w formule B2B, abstrahując od tego, że spółki medialne prowadzą przecież działalność gospodarczą na terenie całego kraju – podkreśla dr Piotr Pałka.
„Rząd PiS nie chce tam wpuścić wolnych mediów”
Sceptycznie na temat nowelizacji wypowiadają się także szefowie polskich mediów.
– Nie mam złudzeń, że rząd PiS nie chce tam wpuścić wolnych mediów – mówi Roman Imielski, wicenaczelny „Gazety Wyborczej”. – Rząd nie pozwoli na wjazd dziennikarzy na te tereny albo wyda pozwolenie tylko dla ściśle ograniczonej grupy, która – jak to powiedział podsekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych Marcin Przydacz – będzie zapewniała odpowiedni przekaz.
Bartosz Węglarczyk, redaktor naczelny Onet.pl, zastanawia się, jak nowe prawo będzie wyglądało w praktyce. – Na jakiej zasadzie zostaniemy tam wpuszczeni? Czy będzie woziła nas po terenie przygranicznym straż graniczna i mówiła, że to można sfilmować, a tego nie? – pyta Węglarczyk i zaznacza, że niewpuszczając dziennikarzy na granicę, rząd działa na niekorzyść Polski. – My nie potrzebujemy Łukaszenki, sami się wykańczamy – zaznacza Węglarczyk.
Łukaszenka zaprasza
Szefowie mediów odrzucili zaproszenie prezydenta Aleksandra Łukaszenki do relacjonowania kryzysu na granicy od strony Białorusi: – Dostaliśmy zaproszenie od rządu białoruskiego, żeby pojechać, ale nie skorzystaliśmy z niego. Sytuacja, w której mamy dostęp tylko po stronie białoruskiej, jest absurdalna, nie chcemy brać udziału w tym cyrku – mówi Węglarczyk. – Być może rozważylibyśmy ewentualność wyjazdu na Białoruś, gdybyśmy normalnie mogli pracować w Polsce.
Imielski wymienia dwa powody, dla których „Gazeta Wyborcza” nie skorzysta z zaproszenia białoruskiego rządu. – Po pierwsze nie możemy przyjąć zaproszenia od dyktatora, który więzi naszego kolegę redakcyjnego Andrzeja Poczobuta. Po drugie relacjonowanie sytuacji po stronie białoruskiej przypomina wycieczkę dziennikarzy do Korei Północnej – tłumaczy Imielski.
Prace nad ustawą
We wtorek nad nowelizacją pracowała sejmowa komisja spraw wewnętrznych i administracji. Podczas debaty wiceszef MSWiA Maciej Wąsik stwierdził, że dzięki brakowi dziennikarzy na terenie przygranicznym funkcjonariusze mogą „w miarę bezpieczny” sposób pełnić służbę. Opozycja złożyła wniosek o odrzucenie projektu w pierwszym czytaniu, argumentując, że ustawa jest niekonstytucyjna i nie da się jej naprawić. Komisja wniosek odrzuciła.
Podczas drugiego czytania projektu w Sejmie zgłoszono do niego poprawki, więc ponownie trafi do sejmowej komisji spraw wewnętrznych i administracji.
„Zdajemy sobie sprawę, że media muszą relacjonować, ale muszą to robić w sposób uporządkowany. Na granicę będą wjeżdżały media ogólnopolskie, ale tak, jak określi to Straż Graniczna, żeby nie robić nikomu krzywdy” – powiedział Wąsik w Sejmie.