Zaledwie kilkuosobowa redakcja lokalnego tygodnika „Kurier Podlaski – Głos Siemiatycz” nie miała wątpliwości, jak postąpić w obliczu kryzysu na granicy polsko-białoruskiej: publikuje artykuły o uchodźcach i grupach pomocowych, organizuje zbiórki darów dla migrantów, oferuje wsparcie dla dziennikarzy z innych redakcji, którzy przyjeżdżają na miejsce.
W redakcji najlepiej wiedzą, że mieszkańcy Podlasia są podzieleni. – Widać to w komentarzach w naszych mediach społecznościowych. Są wpisy, które pokazują, jak ważne jest to, co robimy, ale zdarzają się i takie, które budzą przerażenie, że ludzie mogą być tak nieczuli. Pomijając kwestie polityczne – mam wrażenie, że gdzieś zgubiło się nasze człowieczeństwo – mówi Anna Kondraciuk, sekretarz redakcji „Kuriera Podlaskiego – Głosu Siemiatycz”.
„Są wpisy, które pokazują, jak ważne jest to, co robimy, ale zdarzają się i takie, które budzą przerażenie, że ludzie mogą być tak nieczuli”
Redakcja regularnie publikuje obszerne materiały zarówno o samych uchodźcach, jak i o grupach aktywistów niosących im pomoc. Zamieszcza apele samorządowców i informacje o zbiórkach darów. Tygodnik przypomina – imigranci to ludzie tacy jak my: „Kilka, czasem kilkanaście, czy kilkadziesiąt kilometrów stąd, w lasach, dzieją się ludzkie dramaty. Zimno i głód. Dramaty i cierpienie uciekinierów z różnych, egzotycznych dla nas krajów, ludzi takich jak my, mających dość życia pod rządami i terrorem religijnych fanatyków, przed prześladowaniami i śmiercią”. (…) „Niestety, pogranicze polsko-białoruskie stało się obszarem rosnącej przemocy wobec rodzin i osób indywidualnych, które poszukują schronienia i bezpieczeństwa”.
„Pomoc humanitarna nie jest nielegalna”
By rozwiać obawy mieszkańców – zaniepokojonych, że okazując serce, mogą narazić się na kłopoty – tygodnik zamieścił materiał „Pomoc humanitarna nie jest nielegalna”. A tam: „Za jednoznacznie zgodną z prawem możemy uznać wszelką pomoc humanitarną tj. przekazywanie jedzenia i ubrań, wezwanie karetki czy innej pomocy medycznej, udzielenie pierwszej pomocy czy skontaktowanie się z organizacją pozarządową działającą na miejscu. Również udzielenie informacji i porady prawnej nie budzi wątpliwości pod kątem legalności” – informowała redakcja.
Sami dziennikarze także zorganizowali zbiórkę dla ludzi z przygranicznych lasów, wszystkie dary przekazują organizacjom, które dystrybuują je potrzebującym. Na Facebooku tygodnik na bieżąco informuje, co jest najbardziej potrzebne: woda niegazowana półlitrowa, batony wysokoenergetyczne, karimaty, śpiwory, czapki, foliowe koce termiczne. Dziennikarze zauważają, że biuro, zwłaszcza w weekendy, bywa zamknięte, ale można się umówić wcześniej na określoną godzinę. „Będziemy czekać” – zapewniają.
„W latach 80. czy na początku lat 90. Polaków, którzy pracowali nielegalnie w Brukseli, również deportowano, z tym że nie wywożono nas do lasu…”
– Odzew mieszkańców był wspaniały – cieszy się Kondraciuk. – Dostaliśmy bardzo dużo rzeczy, bywało, że zajmowały prawie całą naszą redakcję. Przekazaliśmy już kilka transportów.
Dodaje: – Jedna pani, która przyniosła dary dla migrantów, przypomniała, że w latach 80. czy na początku lat 90. Polaków, którzy pracowali nielegalnie w Brukseli, również deportowano, z tym że jak podkreśliła: „Nie wywożono nas do lasu, tylko transportowano na lotnisko i odsyłano do Polski samolotem”.
Nie jest łatwo
Dziennikarzom „Kuriera Podlaskiego” nie jest łatwo. – Na terenie stanu wyjątkowego nie możemy pracować, jeździmy więc po miejscach zbliżonych do strefy, rozmawiamy z ludźmi. Od przedstawicieli służb trudno się czegoś dowiedzieć, odsyłają nas do rzeczników albo nie odpowiadają na zapytania – mówi Jerzy Nowicki, redaktor naczelny „Kuriera”. – Docierają do nas przekazy mieszkańców, oczywiście nieoficjalnie, anonimowo. Ci, którzy mieszkają blisko wydarzeń, informują nas, kiedy coś się dzieje.
„Ci, którzy mieszkają blisko wydarzeń, informują nas, kiedy coś się dzieje”
Nowicki oferuje także pomoc dziennikarzom innych redakcji. – Mamy adresy, kontakty. Chętnie innych wesprzemy – zapewnia naczelny. Ostatnio redakcję odwiedził Jerzy Jurecki, który w „Tygodniku Podhalańskim”, gdzie jest wydawcą i dziennikarzem, opublikował reportaż z polsko-białoruskiej granicy.
„Ludzie z reguły są dobrzy”
Kondraciuk powtarza, że o sytuacji uchodźców trzeba pisać. – Trzeba pokazywać, że można być człowiekiem. To nie są „nielegalni ludzie”, tylko ludzie, którzy potrzebują naszej pomocy – mówi dziennikarka, dodając: – W XXI wieku w wolnej Europie dzieją się sytuacje, które dotąd znaliśmy jedynie z podręczników historii.
– Chcę wierzyć, że to, co robimy, ma sens. Że ludzie nie słuchają tylko jednej narracji przekazywanej przez media prorządowe. One problem migracyjny widzą przez pryzmat polityki – mówi Kondraciuk. – Widziałam, że na początku tego kryzysu mieszkańcy nie bardzo chcieli się angażować, ale później ruszyła fala pomocy. Mam nadzieję, że powtarzanie, że ludzie z reguły są dobrzy, przynosi efekt.