„Tygodnik Podhalański” kłamie

Jeśli tak mówią politycy - znaczy, że pisze prawdę

„„Tygodnik Podhalański” kłamie”, Zakopiańskie Towarzystwo Gospodarcze, Zakopane 2021

„Tygodnik Podhalański kłamie” to wybór 30 tekstów na 30-lecie istnienia pisma. Musiało zacząć się od Czubaki, który rejestrował pobieranie haraczy w Czarnym Dunajcu – emblematycznego już dla „TP” tekstu interwencyjno-śledczego autorstwa Jerzego Jureckiego (założyciela, dziennikarza i dziś wydawcy „Tygodnika”). Lecz zaraz potem mamy równie głośny materiał z podsłuchami rozmów lokalnego senatora z lokalnym biznesmenem i machlojkami z działkami w tle. Jest też wielokrotnie nagradzany materiał „Nietykalni” o zadziwiającej karierze zakopiańskiej urzędniczki skarbowej, która ostatecznie została skazana za wymuszanie łapówek.

W książce pomieszczono również w lekkiej formie podane wizytówki autorów „Tygodnika Podhalańskiego”, po lekturze których można przyznać rację Beacie Zalot, byłej redaktor naczelnej „TP”, piszącej we wstępie: „Tygodnik Podhalański tworzy grupa pasjonatów, dla których praca w dziennikarstwie to nie tylko sposób na zarobienie pieniędzy, ale przede wszystkim misja. Ciągle jesteśmy niepoprawnymi idealistami, którzy wierzą, że mogą zmienić świat”.

W tym samym wstępniaku Zalot dotknęła też głębszej prawdy o lokalnym dziennikarstwie: „Praca w gazecie lokalnej jest specyficzna. W gazecie ogólnopolskiej wyjeżdżasz w teren, robisz tekst i najczęściej już nie spotykasz swoich bohaterów. Łatwiej jest zrobić „perełkę”, nie przejmując się ludźmi, o których się pisze. Gazeta lokalna uczy większej odpowiedzialności za słowo i szacunku do ludzi. Po napisaniu dziennikarz spotyka się z bohaterami swoich artykułów. (…) Prawda się obroni, ale każda pomyłka czy niesprawdzona informacja wraca do nas”.

Na szczęście redaktorzy tygodnika nie wczuli się za bardzo w rolę dojrzałych jubilatów (jak na rynek mediów, 30-letnia historia to w końcu sporo) i patos, którego nie da się pewnie w takich sytuacjach uniknąć, rozpuszczany jest pełnymi dystansu anegdotami.

Najlepszą historię Jerzy Jurecki zostawił na koniec książki. Najpierw wydrukował pasjonującą opowieść Miłosza Sowy „Interdiewoczki” z roku 1992 o dwóch panienkach ze Wschodu, które zarabiały w nowotarskich barach, a potem w komentarzu do tekstu ujawnił: „Tekst trafił na pierwszą stronę gazety, a my byliśmy przekonani, że autor, będący częstym gościem barów, miał takiego farta, że poznał te dziewczyny. Żyliśmy z tym przekonaniem prawie 30 lat. Gdy byłem w Chicago ostatni raz przed śmiercią Miłosza, spędziłem z nim dużo czasu. (…) Nagle zaczął się śmiać. (…) Wtedy wyznał mi, że tę historię z dziewczynami ze Wschodu od początku do końca zmyślił”.

Książka – oryginalna forma uczczenia jubileuszu „Tygodnika Podhalańskiego” – pozwala westchnąć nad przeszłością, ale nade wszystko każe zastanowić się nad lokalnym dziennikarstwem dzisiaj. Wydawcy w całej Polsce przekonują, że media tak jak kiedyś, tak i dziś, stoją na straży interesów mieszkańców. Że rozliczają władze, budują wspólnotę, wspierają najsłabszych, pilnują zasad. Lecz – gdy się rozejrzeć – tekstów, jak ten z Czubaką, coraz mniej.

„„Tygodnik Podhalański” kłamie”
Zakopiańskie Towarzystwo Gospodarcze
Zakopane 2021