Uruchomiliście właśnie 33. lokalny serwis internetowy Wyborczej. Czy inwestowanie w regiony się opłaca?
Dostęp do informacji lokalnych jest jedną z podstawowych potrzeb ludzi. Tak już jest: chcemy wiedzieć, co się dzieje w naszym regionie, mieście, czasem nawet dzielnicy. Drukowana, płatna prasa lokalna przez lata zaspokajała te potrzeby. Kryzys pojawił się, gdy zaczęła się rewolucja internetowa. Wszyscy przenieśliśmy teksty do sieci, rozdaliśmy je za darmo i…. zaczęły się kłopoty.
Problemy gazet lokalnych, o których słyszymy na całym świecie, wynikały właśnie z tego: ze spadku przychodów z treści i kurczącego się strumienia pieniędzy z reklam. W „Wyborczej”, która od swoich początków stawiała na lokalność (pierwsze oddziały powstały w 1990 r.), też bardzo boleśnie tych kłopotów doświadczyliśmy. Nadzieję dały nam dopiero subskrypcje cyfrowe i nowa sytuacja: im więcej płacących czytelników, tym więcej środków na działania redakcji.
Jak wiadomo, w „Wyborczej” poszliśmy tą drogą i konsekwentnie realizujemy strategię cyfryzacji, m.in. uruchamiając serwisy lokalne w kolejnych miastach, bo to właśnie dzięki nim zyskujemy nowych subskrybentów. Już około jednej trzeciej subskrypcji Wyborcza.pl zapewniają nam teksty publikowane właśnie w serwisach lokalnych.
Który nowy serwis lokalny jest najlepszy, a który najgorszy?
Nie chciałbym mówić: ten najlepszy, ten najgorszy. Działamy w różnych miastach, różnej wielkości, z różną konkurencją. Pod względem liczby odsłon w 2021 r. Zakopane, mimo że nie ruszyło jako pierwsze, wciąż ma najlepsze wyniki w gronie nowo powstałych serwisów lokalnych Wyborcza.pl; za nim jest Wałbrzych. Co ciekawe, choć to nowe serwisy, to przyniosły nam więcej odsłon niż notujemy w niektórych miastach, gdzie działamy od dawna, np. w Radomiu, Toruniu czy Opolu.
Oczywiście, najwięcej czytelników mamy w naszych siedmiu największych miastach. Ta „duża siódemka” to: Warszawa, Wrocław, Poznań, Kraków, Katowice, Łódź i Trójmiasto. Jednak, jak mówił Schetyna, „wyborów nie wygrywa się w Wilanowie, tylko w Końskich”. Bez wyjścia poza te największe miejscowości nie można mówić o byciu naprawdę lokalnym medium. W 24 polskich miastach o wielkości 100-200 tys. mieszkańców mieszka ponad 3,3 mln ludzi.
Teraz, dzięki nowym redakcjom, docieramy już do większości z nich. Zwrócę uwagę na jeszcze jedno: kiedy zsumujemy wyniki wszystkich pięciu nowych redakcji (Kalisz wystartował dopiero w minioną środę) uruchomionych w tym roku, powstaje łącznie ósmy z kolei największy serwis, który pod względem zasięgu ściga się z Łodzią czy Trójmiastem.
Miasta oddalone od stolicy są „niewidzialne” z perspektywy ogólnopolskiej – my je z tej niewidzialności wyciągamy. Po pierwsze, poprzez opisywanie ich lokalnych problemów. Po drugie, promując i nagłaśniając je na stronie głównej Wyborcza.pl. To są bardzo ciekawe miejscowości, z ciekawymi wydarzeniami.
Dlaczego od dwóch lat inwestujecie w miejscach, w których jeszcze niedawno wygaszaliście redakcje?
Jak już mówiłem, model oparty na darmowych treściach publikowanych w sieci, okazał się ślepą uliczką. Redakcje – nie tylko na polskim rynku – redukowały koszty, zwalniały dobrych dziennikarzy i redaktorów. Kiedy jednak powstała możliwość, by – tak jak kiedyś w kiosku, tak teraz w sieci – czytelnicy płacili za wiadomości, pojawiła się nadzieja. Dzisiaj wracamy do miast, w których byliśmy w latach 90., bo nadal tam są nasi czytelnicy, gotowi czytać nasze teksty. Dzięki przejściu na cyfrowe wydania i atrakcyjnej ofercie subskrypcyjnej możemy znów do nich dotrzeć. Kolejnym krokiem przed nami, jest bliższa praca z czytelnikami w danym mieście – z lokalnymi społecznościami.
Warto dodać, że czujemy się odpowiedzialni nie tylko za nasz biznes – w ramach aktualnie prowadzonego projektu z fundacją Thomson Reuters dzielimy się wiedzą subskrypcyjną z mniejszymi wydawcami lokalnymi. Fundacja „Gazety Wyborczej” uruchomiła też specjalny fundusz dziennikarstwa śledczego, w ramach którego sfinansuje projekty realizowane przez wszystkich dziennikarzy, także prasy lokalnej.
Macie poczucie, że zagospodarowujecie rynek po Polska Press, które trafiło w ręce Orlenu? Niedługo mija rok od ogłoszenia tej informacji.
Tak. Spodziewaliśmy się, że ludzie – mając potrzebę czytania informacji lokalnych, a nie przekazu partyjnego – będą szukali alternatyw. Podobne prognozy mieliśmy co do pracowników Polska Press, którzy, nie chcąc uczestniczyć w działaniach politycznego aparatu państwowej propagandy, zaczną poszukiwać innej pracy. Nasze prognozy się sprawdziły. Choć plany ekspansji przygotowywaliśmy już wcześniej, to przejęcie Polska Press przez Orlen przyspieszyło nasze działania w regionach. Wykorzystaliśmy moment.
Ile podobnych serwisów chcecie otworzyć w przyszłym roku?
W ciągu najbliższego kwartału będziemy analizowali kilka potencjalnych lokalizacji, kierując się ich wielkością, obserwując działania konkurencji, a także możliwość znalezienia doświadczonych dziennikarzy. To jest tzw. wąskie gardło: bez dobrych, doświadczonych reporterów, którzy znają się na mieście, potrafią o nim opowiadać i angażować czytelników, nie da się robić jakościowego dziennikarstwa. Już teraz w wielu serwisach lokalnych dołączyli do nas ludzie z Polska Press.
W następnym kwartale chcemy też wzmocnić już istniejące redakcje – m.in. tworzyć jeszcze bardziej angażujące treści i zwiększać ich zasięg, a także dzielić się dobrymi praktykami wypracowanymi w poszczególnych serwisach. Ten przepływ wiedzy między redakcjami jest dla nas bardzo ważny.
A jeśli redakcja sobie nie radzi? Czy należy spodziewać się zamknięcia takich serwisów?
Praca w sieci, bo w nowych miejscach nie wydajemy wersji papierowych gazety, umożliwia nam analizowanie wyników na bieżąco. Widzimy, jakie rezultaty osiąga każdy zespół, gdzie mamy sukcesy, a gdzie luki czy niedociągnięcia. Dlatego zamiast myśleć o zamykaniu, jeśli są kłopoty, myślimy o tym, jak z nich wyjść, jaki format przetestować, o czym pisać więcej, a o czym mniej. To trochę jak z budową zespołu piłkarskiego. Widzimy, jaki poziom reprezentujemy w każdym mieście, w jakiej lidze gramy. Na razie nie ma zawodników, których trzeba zdjąć z boiska.
Rozmawiała: Barbara Erling