Z relacji obecnych tam przed południem dziennikarzy wynika, że na plac, gdzie ok. 9 odbywały się obchody miesięcznicy, mogli wchodzić inni ludzie – np. ci, którzy poinformowali, że pracują w pobliskim hotelu – ale dziennikarze i aktywiści mieli zakaz wstępu.
– Policjanci robili sobie z nas żarty, mówiąc, że z innej strony placu dziennikarze mogą wejść. Kiedy udałem się we wskazane miejsce, okazało się, że tam wejścia też nie ma – mówi Krzysztof Boczek.
Problemy pojawiły się także w czasie marszu, który nadchodził z placu Zamkowego, gdzie odbywała się manifestacja zwolenników pozostania w Unii Europejskiej.
– Policja ewidentnie eskalowała agresję wobec protestujących – zaznacza Boczek. – Podczas rozmowy z jednym z dowódców zapytałem, dlaczego rozkręcają agresję. Ten mnie popchnął, aż zachwiałem się na nogach. „Pan jest pijany”, odparł i obrócił się na pięcie.
Boczek zaznacza, że miał wyraźną plakietkę z napisem „prasa”.
Poprosiliśmy o komentarz Komendę Stołeczną Policji. Czekamy na odpowiedź.