Wiceszef MSZ zawiadomi prokuraturę ws. zachęty w „Gazecie Wyborczej” do obalania zasieków na granicy

Tekst „Gazety Wyborczej” autorstwa Bartosza Kramka to nie tylko nieodpowiedzialność, przejaw wsparcia dla działań Łukaszenki, ale także przestępstwo; jeszcze w środę złożę zawiadomienie do prokuratury w tej sprawie – poinformował na Twitterze wiceminister spraw zagranicznych Paweł Jabłoński.

We wtorek „Gazeta Wyborcza” opublikowała artykuł „Obalmy zasieki na granicy. Zaprotestujmy w duchu obywatelskiego nieposłuszeństwa” autorstwa Bartosza Kramka. W tekście autor wezwał do protestu na granicy polsko-białoruskiej, gdzie po białoruskiej stronie od kilkunastu dni koczuje grupa migrantów. Polska oraz kraje bałtyckie i Komisja Europejska uznają sytuację na granicy z Białorusią za celowe działanie reżimu Alaksandara Łukaszenki i element wojny hybrydowej.

„Pojedźmy tam i symbolicznie przewróćmy – jak proponuje twórca Obywateli RP Paweł Kasprzak – te zasieki. Zaprotestujmy – czynnie i zdecydowanie, w duchu obywatelskiego nieposłuszeństwa. Barierki są tylko w głowach” – czytamy w artykule, który we wtorek ukazał się w „Gazecie Wyborczej”.

Wiceszef Ministerstwa Spraw Zagranicznych określił artykuł jako „nieodpowiedzialność” i przejaw wsparcia dla działań Łukaszenki.

– Ten tekst to nie tylko nieodpowiedzialność, nie tylko kolejny przejaw wsparcia dla działań Łukaszenki, ale także przestępstwo – podżeganie do popełniania czynów zabronionych (art. 277 i 288 par. 1 Kodeksu karnego) jest karalne” – napisał na Twitterze wiceszef polskiej dyplomacji Paweł Jabłoński.

Zgodnie z art. 277 Kk „kto znaki graniczne niszczy, uszkadza, usuwa, przesuwa lub czyni niewidocznymi albo fałszywie wystawia, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2”. Z kolei zgodnie z art. 288 par. 1 Kk, „kto cudzą rzecz niszczy, uszkadza lub czyni niezdatną do użytku, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5”.

Wiceszef MSZ poinformował, że jeszcze w środę skieruje w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury.

Impas z grupą migrantów na granicy polsko-białoruskiej

W ostatnich miesiącach na granicach Białorusi z UE gwałtownie wzrosła liczba nielegalnych migrantów z Iraku, Syrii, Afganistanu i innych krajów. Polska oraz wszystkie kraje bałtyckie – Litwa, Łotwa, Estonia zarzucają Białorusi zorganizowanie przerzutu imigrantów na ich terytoria w ramach tzw. wojny hybrydowej. Najwięcej osób trafiło na Litwę, ale po przyjęciu w tym państwie przepisów umożliwiających służbom granicznym odsyłanie migrantów na Białoruś, ich grupy przekierowały się na granice z Łotwą i Polską.

We wspólnym oświadczeniu premierzy państw: Polski, Litwy, Łotwy i Estonii stwierdzili, że bieżący kryzys na granicach z Białorusią został zaplanowany i systematycznie zorganizowany przez reżim Alaksandra Łukaszenki. Wezwali też władze białoruskie do zaprzestania działań prowadzących do eskalacji napięć.

Polska Straż Graniczna podkreśla, że obecnie największa presja na polsko-białoruskiej granicy jest na ok. 180-kilometrowym lądowym odcinku chronionym przez Podlaski Oddział Straży Granicznej. Rząd zapowiedział, że w tym tygodniu na granicy rozpocznie się budowa 2,5-metrowego płotu.

W Usnarzu Górnym, na granicy polsko-białoruskiej, po stronie Białorusi, od kilkunastu dni koczuje grupa migrantów; osoby te nie są wpuszczane do Polski, granicę zabezpiecza Straż Graniczna i żołnierze. Migranci koczujący po białoruskiej stronie nie chcą wracać na Białoruś. Według informacji Straży Granicznej z poniedziałku grupa liczy obecnie 24 osoby.

W niedzielę polskie MSZ skierowało do strony białoruskiej notę dyplomatyczną, oferując pomoc humanitarną dla migrantów. We wtorek transport z pomocą humanitarną – na którą składają się m.in. namioty, koce, agregaty prądotwórcze – dotarł na przejście graniczne w Bobrownikach, jednak nie został wpuszczony przez stronę białoruską.