„To nie był żart. Grupa świętowała urodziny Hitlera”

W sądzie w Wodzisławiu Śl. zeznawał autor zdjęć głośnego reportażu "Polscy neonaziści

W sądzie w Wodzisławiu Śl. zeznawał autor zdjęć głośnego reportażu "Polscy neonaziści"

To nie był żart. Cała ta grupa zebrała się, aby świętować urodziny Adolfa Hitlera – zeznał w Sądzie Rejonowym Piotr Wacowski, autor zdjęć głośnego reportażu „Polscy neonaziści”, który wyemitowała telewizja TVN42. Operator był obecny na tzw. urodzinach Adolfa Hitlera w wodzisławskim lesie w 2017 roku.

Urodziny Hitlera w Wodzisławiu Śl. Przed sądem zeznawał operator TVN

W czwartek (1.07) w Sądzie Rejonowym w Wodzisławiu Śl. odbyła się kolejna rozprawa w sprawie publicznego propagowania faszyzmu poprzez organizację i udział 13 maja 2017 roku w 128. urodzinach Adolfa Hitlera w lesie w Wodzisławiu Śl.

Sprawę ujawnili dziennikarze Superwizjera TVN w 2019 roku. W reportażu „Polscy neonaziści” mogliśmy zobaczyć, jak uczestnicy zakładają mundury Wehrmachtu i SS. Wygłaszano też mowy pochwalne na cześć Hitlera, były też flagi, na których widać swastykę. Dziś zeznawał Piotr Wacowski, autor zdjęć.

Oskarżonych jest sześć osób: Mateusz S., przewodniczący zdelegalizowanego stowarzyszenia „Dumy i Nowoczesności”, Krystian Z., Tomasz R., Dorota R., Dawid K i Adrian K. Adam B. już dobrowolnie poddał się karze grzywny.

„To nie był żart. Grupa zebrała się, aby świętować urodziny Adolfa Hitlera”

Na trwającej prawie 3 godziny rozprawie operator potwierdził wcześniejsze zeznania. Jeszcze raz opowiedział o całym zdarzeniu, odpowiadał też na pytania sędziego, prokuratora i obrońców oskarżonych.

– Urodziny Adolfa Hitlera były jedną ze składowych materiału, który robiliśmy (w materiale jest też o koncertach dla neonazistów w Polsce – red.). Bardzo często ludzie zapominają, że tak naprawdę chodziło w tym wszystkim o pokazanie wpływu, jakie środowiska skrajnie prawicowe, neofaszystowskie mają wśród obecnej władzy – powiedział Piotr Wacowski.

Przykładem „rozpięcia parasolu (bezpieczeństwa – red.) przez władzę nad osobami pokroju Mateusza S.” ma być chociażby głośna manifestacja zorganizowana przez narodowców w 2017 roku w Katowicach. Chodzi o wieszanie zdjęć europosłów na szubienicach, za co nikt nie został ukarany.

Zwrócił uwagę, że u Mateusza S. znaleziono mnóstwo materiałów związanych ze sprawą urodzin Hitlera, w tym zdjęcie jak „hajluje” w bramie obozu Auschwitz. Mówił o tym dlatego, że po czasie pojawiło się kilka teorii, że ktoś za organizację wydarzenia miał mu wręczyć 20 tys. zł, albo że był to żart.

– To nie był żart. Cała ta grupa zebrała się, aby świętować urodziny Adolfa Hitlera – zeznał Wacowski.

Przyznał, że niektóre elementy mogły wyglądać komicznie, jak układanie na torcie wafelków w kształcie swastyki, ale co do zasady, nikt nie żartował z wydarzenia. Jego zdaniem największy udział w organizacji miał właśnie Mateusz S. Czynnie w wydarzeniu uczestniczyli wszyscy mężczyźni (wykonywali gesty). Było po nich widać zafascynowanie Hitlerem (część z nich „hajlowała” też na koncertach, na których w trakcie robienia materiału bywał też Wacowski). Kobiety były z boku. Nikt nie wyrażał sprzeciwu dla tego typu imprezy.

Nie ukrywał, że liczył na to, że w lesie będzie więcej osób niż jedna grupa. W jego relacji zawiedzenia nie krył Mateusz S., który miał wysłać około 60 zaproszeń przez komunikator internetowy. To on po nawiązaniu kontaktu wysłał zaproszenie do dziennikarki, która na imprezę przyjechała z zapowiadanym chłopakiem (w jego rolę wcielił się operator).

Urodziny nie odbyły się w dokładną rocznicę – 20 kwietnia, a dopiero 13 maja. Powodem był brak odpowiedniej pogody.

Świadek tłumaczył, że wydarzenie miało miejsce około pół godziny pieszej drogi od miejsca, gdzie pozostawili samochód. Był to gęsty las, ale flagi ze swastyką można było dostrzec ze 100 metrów. On jak i współautorka reportażu mieli technicznie pomóc w uroczystości (przybić gwoździa, nazbierać drewno na ognisko), bo kiedy przybyli około godz. 19 (opuścili wydarzenie około 2 w nocy), to w zasadzie wszystko było gotowe. Powieszono olbrzymie flagi ze swastyką na drzewach, przygotowano też coś w stylu ołtarzyka Adolfa Hitlera.

Dziennikarze mieli się nie przedstawiać jako neonaziści, nie inicjowali rozmów o Hitlerze i III Rzeszy. Wacowski przyznał, że jedynie krótko się ostrzygł, dobrał też strój, aby się nie wyróżniać. Jako goście mieli przynieść kilka piw, ale on sam wypił co najwyżej jedno, bo pracował i miał wrócić autem. Towarzyszył im też stres, bo wystarczyło, aby ktoś zajrzał do plecaka, a wyszłoby na jaw, że są dziennikarzami. W środku był ukryty sprzęt nagrywający obraz i dźwięk.

Ich obawy były większe, kiedy na imprezę spóźniony przyszedł Adam B. z innym kolegą. Był on pijany i agresywny. Widząc nowe twarze był bardzo podejrzliwy. Wypytywał, czy nie są z ABW. Każda chwilę wykorzystywał, aby „przesłuchiwać” nowych gości. Sytuację miał uspokajać Mateusz S.

– Rozmowy mniej lub bardziej cały czas tam się tyczyły Hitlera i faszyzmu – opowiadał.

„Chcieliśmy dać do myślenia”

Piotr Wacowski podkreślił, że dziennikarze byli tam po to, aby pokazać pewną rzeczywistość.

– Po co to robimy? Żeby większości ludzi dawać do myślenia, pokazywać co się dzieje, jak czasem wygląda rzeczywistość – mówił.

– Z punktu widzenia tej grupy, gdyby nie nieodpowiedzialność Mateusza S. i chęć pozyskiwania nowych osób do środowiska, to nie byłoby zaproszenia dla Ani (Anna Sobolewska, współautorka reportażu – red.) i nas by tam nie było, podobnie jak dzisiaj (w sądzie – red.) – dodał.

Nie krył zażenowania insynuowanymi teoriami spiskowymi odnośnie kreacji wydarzenia. Nie ukrywał też oburzenia „upolitycznionymi przeciekami materiałów” ze śledztwa do części mediów (wraz z bezprawnym wykorzystaniem jego wizerunku), które stawiały go w trudnej sytuacji, za co ponosił konsekwencje w życiu osobistym.