Serwis OKO.press wystartował w czerwcu 2016 r. Miał weryfikować informacje i zajmować się dziennikarstwem śledczym. Redaktorem naczelnym od początku jest Piotr Pacewicz, wcześniej były zastępca naczelnego w „Gazecie Wyborczej”.
– W pierwszych miesiącach przypominaliśmy gazetę wydawaną w internecie. Teraz OKO.press to najbardziej multimedialne medium w Polsce – chwali się Pacewicz. – Nadajemy relacje na żywo z niemal wszystkich protestów, które cieszą się ogromną popularnością. Nasz dziennikarz Robert Kowalski kręci pełnowymiarowe filmy dokumentalne, które osiągają milionowe zasięgi. Od kilku miesięcy można słuchać na naszej stronie podcastów, bo dołączyła do nas Agata Kowalska, wieloletnia dziennikarka TOK FM. Mamy też bardzo mocne działy: foto i graficzny.
Siedziba redakcji znajduje się w dwupoziomowym mieszkaniu na warszawskim Mokotowie. – Jest zdecydowanie za małe jak na nasze potrzeby. Ale taka przestrzeń sprzyja dobrym relacjom w zespole. Teraz pracujemy zdalnie. Po pandemii przejdziemy na inny tryb: dwa dni w redakcji, trzy dni pracy z domu. I rozglądamy się za nowym pomieszczeniem – opowiada redaktor naczelny OKO.press.
Jesteśmy najlepszymi rydzykologami
Wydawcą serwisu jest Fundacja Ośrodek Kontroli Obywatelskiej „Oko”. Założyli ją: Helena Łuczywo, Seweryn Blumsztajn, Jan Ordyński, Jacek Rakowiecki i Piotr Pacewicz. W Radzie Fundacji są m.in. Jerzy Baczyński, Jarosław Kurski czy prof. Monika Płatek.
Pięć lat temu twórcy serwisu wyjaśniali czytelnikom, że będzie to „medium nietypowe, bez publicystyki, wywiadów i komentarzy, podnoszących ciśnienie. Nasze wnioski mogą być kategoryczne, ale ton – analityczny, argumenty rzeczowe. Czasem pozwalamy sobie na odrobinę ironii”.
Piotr Pacewicz przyznaje dziś, że serwis jest wierny początkowym założeniom. – Nasi dziennikarze prowadzą wiele śledztw politycznych oraz takich, które dotyczą relacji państwo-kościół, jak i samej instytucji kościelnej. Opisywaliśmy przestępstwa seksualne kleru czy nieuczciwie zdobywanych majątków przez władze kościelne. Jesteśmy bodaj najlepszymi w Polsce rydzykologami. Mamy swój udział w tym, że ludzie zaczynają dostrzegać, jak patologiczną organizacją jest kościół katolicki i ile z tego wynika złych rzeczy. Co nie znaczy, że jeśli w kościele dzieje się coś dobrego, jak nowy ruch o. Gużyńskiego, to nie jesteśmy na to otwarci – mówi Pacewicz. Przyznaje, że to, co łączy pracujących w OKO.press dziennikarzy, to zestaw wspólnych wartości. – Władza określa je jako lewackie, a to są po prostu wartości nowoczesnego, demokratycznego społeczeństwa.
Bez paywalla i reklam
Serwis udało się uruchomić dzięki wsparciu finansowemu Agory, wydawcy „Gazety Wyborczej” oraz spółki Polityka, wydającej tygodnik „Polityka”. Część pieniędzy wyłożyły także osoby zakładające OKO.press. Zaczynali z kwotą 900 tys. zł. – Startowaliśmy nie mając dodatkowych źródeł pieniędzy. Mogliśmy liczyć tylko na to, że czytelnicy będą płacić – mówi Pacewicz.
Serwis od początku nie publikował reklam. Chciał się utrzymywać z datków od czytelników. – Dość długo wpłaty były na poziomie 100 tys. zł miesięcznie. Przełomowym momentem był „Dzień bez OKA”, gdy nie opublikowaliśmy ani jednego materiału. https://www.wirtualnemedia.pl/artykul/oko-press-w-jeden-dzien-zebralo-115-tys-zl-od-czytelnikow Wyświetlaliśmy tylko apele o pomoc i wpłaty. To było skuteczne, bo udało nam się przebić z informacją, że produkowanie jakościowych treści dziennikarskich kosztuje dużo. Niestety nadal spora część społeczeństwa jest przekonana, że to, co jest w internecie, jest za darmo. Nie mamy paywalla ani reklam, co jest pewnym ograniczeniem. Jesteśmy, jak grajek uliczny, który wystawia kapelusz i mówi: „dajcie, co łaska”. U nas „co łaska” to ok. 30 złotych datku w regularnych miesięcznych wpłatach, na których nam najbardziej zależy. Wpłaty jednorazowe są niestety niższe.
Wszystkie teksty w serwisie można czytać za darmo, choć codziennie jeden jest zamknięty i po kilku zdaniach jego treść robi się zamazana. Kogo artykuł zainteresuje, musi się zarejestrować na stronie OKO.press. – Wystarczy podać swoje dane, odpowiedzieć na kilka pytań dotyczących zainteresowań i w ten sposób można dołączyć do grona czytelników naszego serwisu. Po co nam dane? Bo chcemy korespondować z naszymi odbiorcami.
Po pięciu latach OKO.press ma przynajmniej 1,5 mln czytelników miesięcznie. – Były miesiące, gdy ta liczba zbliżała się do 5 mln – wspomina Pacewicz. Na utrzymanie serwisu regularnie płaci mniej niż 10 tys. osób. – To niewielki odsetek, a jednak jesteśmy w stanie się utrzymać: etaty, sondaże zamawiane w IPSOS-ie, obsługę prawną czy koszty wynajmowanego lokalu. Wpłaty od czytelników stanowią ok. 90 proc. budżetu. W kwietniu to było ok. 400 tys. zł. Reszta to granty – wylicza Pacewicz. W zeszłym roku z wpłaty w formie 1 proc. z podatku OKO.press otrzymał 830 tys. zł.
Wzorują się na „The Washington Post”
Gdy startował OKO.press w redakcji pracowało ok. 15 osób. Dziś jest ich dwa razy tyle. To nie tylko dziennikarze, ale też osoby zajmujące się obsługą techniczną, prawną czy finansową. – Mamy bardzo młody zespół, wiele osób jest w wieku moich dzieci. A z takimi ludźmi praca to wielka przyjemność – uśmiecha się Piotr Pacewicz.
Od dwóch lat wszyscy, którzy chcieli, pracują na etacie. Było to możliwe, bo serwis radzi sobie finansowo coraz lepiej. W kwietniu tego roku OKO.press miał ponad 2 mln unikalnych użytkowników i ponad 7 mln odsłon. – To bardzo dobry wynik – komentuje redaktor naczelny. Pacewicz dodaje, że świetne statystyki notują media społecznościowe OKO.press.
Profil facebookowy obserwuje ponad 600 tys., Twittera przeszło 130 tys., a na Instagramie jest niecałe 100 tys. obserwujących. – To jeden z najlepszych wyników, jeśli chodzi o poważne media. Wzorowaliśmy się np. na „The Washington Post”, który też mocno stawia na promowanie swoich treści za pomocą Instagrama – dodaje redaktor naczelny OKO.press.
Redakcja chwali się także zakładką „Sygnaliści”. OKO.press zachęca czytelników, by zgłaszali przypadki korupcji, nepotyzmu, kolesiostwa i innych nadużyć przez osoby sprawujące władzę. „Jako pierwsza redakcja w Polsce, korzystamy z narzędzia internetowego chroniącego zarówno przekazywane treści jak i tożsamość informatorów” – napisali na stronie. Sygnały o nieprawidłowościach i aferach można wysyłać poprzez szyfrowaną i anonimową skrzynkę kontaktową.
– Mamy sporo doniesień od czytelników dotyczących niegospodarnego wydawania środków publicznych, obsadzania stanowisk osobami niekompetentnymi oraz spraw związanych z aferami kościelnymi. Często nasi czytelnicy piszą o sprawach przez nas opisywanych, ale dorzucają nowe wątki, którymi możemy się później zająć – mówi Bianka Mikołajewska, dziennikarska śledcza OKO.press.
Sukcesy i porażki
– Od początku mówiliśmy, że chcemy robić portal obywatelski. I tej zasadzie jesteśmy wierni – przyznaje redaktor naczelny OKO.press. – Jesteśmy najbliżej protestów społecznych i mówimy głosem ich uczestników. Mamy hasło: „podchodzimy najbliżej barierek”. Nie piszemy o Babci Kasi, tylko Babcia Kasia nam mówi, co myśli i co czuje. Fascynujemy się polską polityką, ale nie chcemy o niej myśleć w kategoriach partyjnych, tylko obywatelskich.
Co się nie udało przez te pięć lat? – Połączenie wnikliwości analizy z szybkością reakcji. Często słyszę od zespołu, że nie jesteśmy w stanie pisać niebanalnie i analitycznie, a jednocześnie dotrzymać tempa. Na razie nie udało nam się znaleźć takiej formuły, by zawsze być na czas. Dlatego wtedy wstawiamy mema z podstawowym zestawem informacji i dopiero po pewnym czasie proponujemy naszym czytelnikom analizę – mówi Pacewicz.
Dodaje, że sukcesem OKO.press są także czytelnicy. Różni czytelnicy. – To ludzie w wieku 45-50+, dla których najważniejsze są sprawy związane z praworządnością i demokracją, nazywamy ich „pokoleniem KOD-ersów”. Ale mamy też bardzo liczną grupą zdecydowanie młodszych czytelników, którzy inaczej patrzą na politykę i inaczej rozumieją demokrację. A ostatnio czytają nas także antyszczepionkowcy, którzy nas szczerze nienawidzą. W komentarzach piszą, że więcej nas nie będą czytać, a następnego dnia znów do nas wracają.