Sąd Apelacyjny w Warszawie zmienił orzeczenie z pierwszej instancji, nakazując wydawcy i byłym dziennikarzom „Wprost” (PMPG Polskie Media) przeproszenie Kamila Durczoka za artykuły z początku 2015 roku, w których zarzucono mu mobbing i molestowanie podwładnych w redakcji „Faktów” TVN. – Nie ma we mnie żadnej satysfakcji. Tego co straciłem, nie przywróci mi już nikt – przyznał Durczok.
– Dobre wiadomości dla Kamila Durczoka. Sąd Apelacyjny w Warszawie uznał, że Sylwester Latkowski i inni dziennikarze „Wprost” w artykule „Ukryta prawda” i „Nietyklani” naruszyli jego dobra osobiste i zobowiązał ich do przeproszenia – poinformował w piątek wieczorem na Twitterze reprezentujący Kamila Durczoka mec. Jacek Dubois.
– Kłamali pisząc, że wykorzystując swoją pozycję szefa miałem złożyć „znanej dziennikarce”, propozycję seksualną o wulgarnej treści, zacytowaną w obu tych artykułach. Kłamali, a NIEZALEŻNY I NIEZAWISŁY, WOLNY SĄD zmiażdżył ich linię obrony. Wyrok jest prawomocny – podkreślił Durczok na Facebooku.
Po tekstach „Wprost” Durczok pożegnał się z TVN
Pozew skierowany przez Kamila Durczoka dotyczył kilku artykułów we „Wprost” z lutego 2015 roku autorstwa Sylwestra Latkowskiego (ówczesnego redaktora naczelnego pisma), Michała Majewskiego, Marcina Dzierżanowskiego i Olgi Wasilewskiej.
W pierwszym tekście („Ukryta prawda” z wydania, które ukazało się 2 lutego 2015 roku) opisano, jak znany dziennikarz kierujący redakcją w jednej ze stacji telewizyjnych wulgarnie zaproponował seks dziennikarce, a kiedy ta odmówiła, zaczął ją gorzej traktować. Dziennikarka poskarżyła się kierownictwu stacji, które stwierdziło, że ma sobie z tym radzić sama.
Trzy tygodnie później we „Wprost” znalazły się artykuły, w których powołując się na anonimowych byłych i obecnych pracowników „Faktów” opisano, że Durczok jako researcherów zatrudniał głównie kobiety, z którymi chętnie żartował, niektóre zapraszał do swojego gabinetu i faworyzował, przy czym szybko zmieniał swoje ulubienice. zdarzało mu się krzyczeć czy wulgarnie krytykować materiały reporterów, a w lipcu 2010 roku w ataku wściekłości na współpracowników ogłosił nawet, że rozwiązuje redakcję.
Z kolei była researcherka „Faktów” stwierdziła, że Durczok SMS-owo proponował w środku nocy na wyjeździe służbowym w 2010 roku, żeby do niego wpadła. W kolejnych miesiącach wysłał jej wiele podobnych SMS-ów, a kiedy konsekwentnie odmawiała i prosiła, żeby nie składał jej takich propozycji, zapowiedział że „teraz wszystko się zmieni”. Potem co prawda dał jej awans na producentkę i podwyżkę, ale kiedy w 2012 roku odmówiła kolejnej jego dwuznacznej propozycji, zaczął mocno krytykować jej pracę. Inni pracownicy nie reagowali i ani nie pomagali, tłumacząc, że w tym zespole to norma.
Już po pierwszym tekście „Wprost” w tej sprawie w TVN powołano wewnętrzną komisję, która po rozmowach z wieloma pracownikami ustaliła, że w redakcji „Faktów” były trzy przypadki stosowania mobbingu i molestowania. Nie wskazano jednak, że sprawcą był Kamil Durczok, ale jednocześnie za porozumieniem stron rozwiązano z nim umowę, a poszkodowanym zapłacono rekompensatę. Durczok zapewniał, że jest niewinny.
Durczok chciał od „Wprost” przeprosin i 2 mln zł odszkodowania
W pozwie cywilnym Kamil Durczok od wydawcy „Wprost” i autorów tekstów o nim domagał się publikacji przeprosin oraz 2 mln zł odszkodowania. Zarzucił im naruszenie dóbr osobistych.
W procesie jako świadkowie zeznawało wielu obecnych i byłych pracowników TVN, m.in. dziennikarze oraz Adam Pieczyński, ówczesny członek zarządu firmy kierujący pionem informacyjnym.
Pod koniec października 2017 roku Sylwester Latkowski, Michał Majewski, Olga Wasilewska oraz Marcin Dzierżanowski w artykule „Kłamstwa Durczoka” opublikowanym we „Wprost” zarzucili Durczokowi kłamstwo w sprawie mobbingu i molestowania. W odpowiedzi na nowe zarzuty „Wprost” i Sylwestra Latkowskiego pod jego adresem Durczok zapowiedział kolejny proces, tym razem wobec Sylwestra Latkowskiego za naruszenie tajemnicy procesu w wywiadzie dla portalu Dziennik.pl.
W maju 2018 roku Sąd Okręgowy w Warszawie w całości oddalił pozew Durczoka. Uzasadnienie zostało wygłoszone przez orzekającą w tej sprawie sędzię bez obecności mediów.
„Wprost” poinformował o tym w artykule promowanym na okładce, opisując, że w trakcie procesu była pracownica TVN potwierdziła, że dziennikarz proponował jej seks, przy czym użył nieco innych słów niż te zacytowane w artykule tygodnika. – Sąd dał jej wiarę, bo uznał (na podstawie raportu komisji TVN oraz zeznań innych świadków), że Durczok w podobnie niestosowny sposób zachowywał się także wobec innych pracownic – zaznaczono w tygodniku.
– Kilka lat batalii sadowych zakończyło się pełnym sukcesem. Dziękuję wszystkim odważnym kobietom, które złożyły zeznania przed sądem, potwierdzając historie opowiedziane nam w trakcie zbierania materiałów do artykułu – skomentował na Facebooku Marcin Dzierżanowski. – Ten wyrok przywraca wiarę w sądy i sprawiedliwość. Mam nadzieję, że będzie też przełomem w postrzeganiu spraw molestowania seksualnego kobiet. #polskiemetoo – dodał.
– Wyrok Sądu Okręgowego jest zgodny ze stanowiskiem AWR „Wprost” podnoszonym w przedmiotowej sprawie. W ocenie AWR „Wprost” powództwo było bezzasadne bowiem publikacje stanowiące podstawę roszczenia powoda były sporządzone z zachowaniem staranności i rzetelności dziennikarskiej – stwierdzono w komunikacie giełdowym firmy PMPG Polskie Media, do której należy AWR „Wprost”.
Komentując ten wyrok, Kamil Durczok stwierdził, że jest zdumiony argumentacją sędzi. Zapowiedział złożenie odwołania. – Wszystkich, którzy we mnie wierzyli i wierzą, zapewniam: przegraliśmy bitwę ale nie przegraliśmy wojny. Przyjdzie czas na sprawiedliwy, prawomocny wyrok. A kłamstwo doczeka się kary – dodał Durczok na Twitterze.
Durczok: w 2015 roku legła w gruzach moja kariera dziennikarska
W piątek we wpisie facebookowym Kamil Durczok podziękował reprezentującym go prawnikom. – Kiedy ja straciłem nadzieję, nie stracili jej moi prawnicy z kancelarii Dubois i Wspólnicy – stwierdził.
Przyznał, że publikacje „Wprost” z początku 2015 roku zaważyły negatywnie na jego karierze zawodowej. – W 2015 legła w gruzach moja 30-letnia kariera dziennikarska. Oszczercy i kłamcy z tygodnika WPROST, na czele z kryminalistą Latkowskim, wspomaganym przez Michała Majewskiego, Olgę Wasilewską oraz Marcina Dzierżanowskiego, w artykułach „Ukryta prawda” oraz „Nietykalny”, opublikowali serię ataków, które doprowadziły do zakończenia mojej pracy w TVN – opisał.
– Ale nie ma we mnie żadnej satysfakcji – stwierdził o swojej reakcji na orzeczenie Sądu Apelacyjnego.
– Rację miał profesor Jacek Santorski. Napisał wtedy w POLITYCE, że łatwo rozpruć poduszkę na wietrze, ale pierza nie pozbiera się już nigdy. Tą sprawą, 6 lat temu, żyła cała Polska. Dziś pamięta o niej garstka. Tego co straciłem, nie przywróci mi już nikt. WPROST wegetuje w internecie, w papierowej wersji przeprosiny nie ozdobią już kiosków – dodał Durczok.
„Wprost” w wersji drukowanej przestał ukazywać się w kwietniu ub.r. (wydawca tłumaczył to skutkami epidemii), a miesiąc później pojawił się w wersji elektronicznej. Od stycznia br. naczelnym tygodnika jest Robert Feluś.
Sylwester Latkowski przestał być szefem pisma wiosną 2015 roku, równocześnie odeszli Michał Majewski i Olga Wasilewska. Marcin Dzierżanowski był związany z tygodnikiem do kwietnia ub.r.
Dziennikarze „Wprost” skazani za zniesławienie Durczoka
W sprawie artykułów „Ukryta prawda” i „Nietykalny” Kamil Durczok wytoczył też autorom proces karny, oskarżając ich z art. 212 o zniesławienie.
Sąd pierwszej instancji w lipcu 2019 roku uznał dziennikarzy za winnych, skazując ich na grzywny i nawiązki. I tak Sylwester Latkowski miał zapłacić grzywnę w wysokości 8,8 tys. zł, Michał Majewski – 7,2 tys. zł, Marcin Dzierżanowski – 8 tys. zł, Olga Wasilewska – 3 tys. zł. Ponadto sąd zasądził od Sylwestra Latkowskiego, Olgi Wasilewskiej i Marcina Dzierżanowskiego nawiązki w kwocie po 10 tys. zł, a od Michała Majewskiego w kwocie 9 tys. zł. Pieniądze miały być wpłacone na rzecz Stowarzyszenia dla kobiet i dzieci im. Marii Niepokalanej „Pomoc” w Katowicach.
Ponadto dziennikarzom nakazano opublikować na swój koszt treść wyroku we „Wprost” oraz na stronie internetowej, na której ma być widoczny przez 15 dni.
Skazani się odwołali, a pod koniec czerwca ub.r. Sąd Okręgowy w Warszawie w całości utrzymał wyrok, o czym portal Wirtualnemedia.pl poinformował jako pierwszy.
W tym tygodniu poinformowano, że prokurator generalny Zbigniew Ziobro wniósł do Sądu Najwyższego skargę nadzwyczajną od tego wyroku. – Wielokrotnie i na różne sposoby weryfikowali twierdzenia dziennikarki, która miała paść ofiarą molestowania seksualnego, a o niestosownych wypowiedziach o seksualnym podtekście, które kierował pod jej adresem redaktor naczelny, mówili też przed sądem świadkowie. Ponadto autorzy publikacji – zgodnie z wymogami prawa prasowego – próbowali zweryfikować informacje u samego zainteresowanego, ale przerwał on telefoniczną rozmowę i nie odpowiedział na wiadomość e-mail – wyliczyła prokuratura w oświadczeniu.
Przeprosiny dla Durczoka na okładce „Wprost”
W lutym 2015 roku oprócz tekstów zarzucających Durczokowi mobbingowanie i molestowanie podlegających mu pracowników opublikowano artykuł relacjonujący pobyt dziennikarza w mieszkaniu znajomej, w którym interweniowała policja. Opisano, że w mieszkaniu znaleziono materiały pornograficzne, gadżety seksualne i biały proszek, zamieszczono wiele zdjęć przedstawiających m.in. prywatne rzeczy dziennikarza.
W pozwie Kamil Durczok domagał się publikacji przeprosin na okładce tygodnika i trzech kolejnych stronach „Wprost” oraz 7 mln zł zadośćuczynienia. W maju 2016 roku Sąd Okręgowy w Warszawie orzekł o zamieszczeniu przeprosin we wskazanej formie i zapłacie 500 tys. zł. Wydawca tygodnika złożył apelację, a sąd drugiej instancji w kwietniu ub.r. utrzymał wyrok w zakresie przeprosin, obniżając kwotę zadośćuczynienia do 150 tys. zł.
W lutym 2019 roku „Wprost” zamieścił przeprosiny w zasądzonej formie. Przy czym tygodnik ukazał się z podwójną pierwszą stroną, na drugiej zamiast przeprosin pojawiło się pytanie do Durczoka: „Sąd ustalił: Molestował! Dlaczego nie przeprasza ofiar?”.
– Tak się kończą kłamstwa i oszczerstwa. Oczywiście WPROST już wyje i tłumaczy, że przeprasza ale nie przeprasza, bo inny proces wygrał. Niczego nie wygrał! – skomentował to Kamil Durczok na Twitterze. – Więcej: to smutna wiadomość – Wprost nie rozróżnia wyroku prawomocnego od nieprawomocnego. Ale ich musi boleć – dodał.
„Kryminalista Latkowski, hipokryci na Wiertniczej”
W piątkowym wpisie facebookowym Kamil Durczok przypomniał, że w ostatnich latach Sylwester Latkowski zrealizował dwa filmy dokumentalne dla Telewizji Polskiej: o pedofilii w środowisku związanym z sopockim klubem Zatoka Świń oraz o aferze Amber Gold. W tym drugim, wyemitowanym w styczniu br., kilka razy wspomniano o Durczoku. Dziennikarz zapowiedział, że pozwie TVP i Latkowskiego, będzie domagał się przeprosin i wpłaty po 50 tys. zł na cel charytatywny.
– Kryminalista Latkowski (przegrał ze mną proces karny w tej samej sprawie, choć podobno minister /nie/sprawiedliwości Ziobro nakazał służącej PiS prokuraturze wnieść skargę nadzwyczajną w tej sprawie, wkrótce skieruję do niego kilka ciepłych słów) jest gwiazdą Kurwizji, czyli TVP, Nadal szkaluje i obraża, choćby w partackim filmiku o Amber Gold. Będzie miał kolejny przegrany proces, pozew się szykuje – stwierdził Durczok na Facebooku.
– Michała Majewskiego widziałem kiedyś w TVN24 – swoją drogą, WSZYSTKIE materiały z moim udziałem, 10 długich lat ciężkiej roboty, zostały starannie usunięte z archiwów TVN i TVN24, – ale mój medialny egzekutor występują w tej stacji jakby nigdy nic (jak wy tam sobie, hipokryci, w twarz patrzycie na Wiertniczej) – dodał.
Zwrócił uwagę, że w TVP Info nadal występuje aktor Jarosław Jakimowicz, któremu uczestniczka konkurs Miss Generation zarzuciła gwałt (jej relację przedstawił dziennikarz Piotr Krysiak, Jakimowicz wytoczył mu proces o zniesławienie). Dyrektor Telewizyjnej Agencji Informacyjnej Jarosław Olechowski zapewnił, że „łączenie Telewizji Polskiej z opisaną w internecie historią rzekomego gwałtu jest całkowicie nieuprawnione”, a do nadawcy nie zgłosiła się w tej sprawie policja ani prokuratura.
– I tylko szlag mnie trafia, kiedy widzę, jak oskarżony o GWAŁT, nieporównywalny pod żadnym względem czyn, niejaki Jakimowicz, po 4 dniach, piszcząc i płacząc, wraca na antenę. I pracuje w TVP Info, jakby nic się nie stało – skomentował Kamil Durczok.
– Ja po pierwszych oskarżeniach złożyłem dymisję, a potem, za porozumieniem stron, rozstałem się z TVN. Jak widać, honorowe zachowania się nie opłacają. Wszystkim moim widzom, którzy nie stracili we mnie wiary, dziękuję. Zwłaszcza tym 102 tysiącom z Facebooka – dodał.
Fiasko serwisu Kamila Durczoka, komornik zastał puste konto
Kamil Durczok w latach 2006-2015 pracował w TVN, wcześniej przez 13 lat był związany z Telewizją Polską. W obu firmach prowadził najważniejsze programy informacyjne i niektóre publicystyczne, w TVN był też szefem „Faktów”.
Po rozstaniu z TVN i upływie 1,5-rocznej okresu zakazu konkurencji Durczok uruchomił swój serwis internetowy Silesion.pl dotyczący głównie regionu śląskiego. Początkowo w redakcji pracowało ponad 20 osób, zapowiadano relacje z wykorzystaniem dronów. Na początku kwietnia 2019 r. serwis przestał być aktualizowany, a pod koniec miesiąca definitywnie zniknął z sieci. Eksperci z branży internetowej komentowali dla Wirtualnemedia.pl, że prawdopodobnie przy sporych kosztach bieżących nie osiągał odpowiednich wpływów reklamowych, bo nie przyciągnął internautów na stałe ciekawymi treściami.
Zarządzająca Silesionem spółka Coal Minders w 2016 i 2017 roku zanotowała łącznie 994,1 tys. zł przychodów, 5,28 mln zł kosztów operacyjnych i 3,57 mln zł straty netto. Finansowała się głównie emisją nowych akcji. Nie opublikowała jeszcze sprawozdań finansowych za 2018 i 2019 rok.
Jak informowaliśmy w listopadzie, wiosną ub.r. komornik sądowy odstąpił od egzekwowania należności od Coal Minders, ponieważ spółka nie miała środków na pokrycie samego postępowania komorniczego.
W sierpniu ub.r. Kamil Durczok w rozmowie z Markiem Czyżem stwierdził, że prowadzi szkolenia z komunikacji w kryzysie wizerunkowym. Opisał też, z jakich innych źródeł ma przychody. – Trochę ze Szczyrku, z wynajmu domu, który przez tyle lat był moim azylem, moją ucieczką, moim ukochanym miejscem. Trochę ze szkoleń, trochę z pomocy moich przyjaciół, którzy mnie nie opuścili i są ze mną – wyliczył.
Durczok oskarżony o podrobienie weksli i kolizję po pijanemu
26 lipca 2019 roku Kamil Durczok spowodował kolizję na autostradzie A1 w okolicach Piotrkowa Trybunalskiego. Był pijany, w wydychanym powietrzu miał 2,6 promila alkoholu, a we krwi miał śladową ilość substancji psychotropowych. Dziennikarz został zatrzymany przez policję usłyszał dwa zarzuty: prowadzenia samochodu w stanie nietrzeźwości oraz wywołania bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym. Po wytrzeźwieniu został przesłuchany przez prokuratora, przyznał się tylko do jazdy po pijanemu.
Proces karny dziennikarza rozpoczął się w Sądzie Rejonowym w Piotrkowie Trybunalskim pod koniec stycznia br. Prokuratura oskarża Durczoka o sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym, domaga się dla niego 2,5 roku pozbawienia wolności, 7 lat zakazu prowadzenia pojazdów i wpłaty 50 tys. zł na cel charytatywny. Wyrok pierwszej instancji ma zostać ogłoszony 30 marca.
Z kolei katowicka prokuratura w styczniu br. skierowała do sądu akt oskarżenia Kamila Durczoka o podrobienie podpisu byłej żony na dokumentach bankowych (dziennikarz się do tego przyznał) oraz wyłudzenie ponad 3,2 mln zł kredytu i pożyczki hipotecznej (Durczok nie przyznaje się do tego). Dziennikarzowi grozi od 5 do 25 lat więzienia, oskarżony jest też były pracownik banku mający współpracować z Durczokiem przy wyłudzeniu.
Śledczy zajęli się sprawą po złożeniu zawiadomienia w połowie 2019 roku przez byłą żonę Kamila Durczoka. Na początku grudnia 2019 roku Durczok został zatrzymany i doprowadzony przez Centralne Biuro Śledcze Policji do siedziby katowickiej prokuratury. Składał tam wyjaśnienia. Sąd nie zgodził się na aresztowanie dziennikarza, natomiast zastosowano wobec niego poświadczenie majątkowe, dozór policyjny oraz zakaz kontaktowania się z byłą żoną i byłymi pracownikami banku.