Posłanka PiS i członkini Rady Mediów Narodowych Joanna Lichocka zaapelowała, żeby do programu szczepień jak najszybciej włączyć część dziennikarzy. – Niech redaktorzy naczelni wyznaczą tych, którzy są najbardziej narażeni na kontakty społeczne podczas swojej pracy – stwierdziła. Niektórzy dziennikarze skrytykowali ten pomysł, zwracając uwagę, że są grupy społeczne bardziej narażone na zakażenie.
W tekście zamieszczonym w piątkowym numerze „Gazety Polskiej Codziennie” Joanna Lichocka poinformowała, że o włączenie dziennikarzy do programu szczepień kilka razy nieoficjalnie zwracała się do Michała Dworczyka, szefa kancelarii premiera i pełnomocnika rządu ds. szczepień.
– Teraz apeluję o to oficjalnie: przeprowadźmy szczepienia dziennikarzy pracujących na pierwszej linii! – stwierdziła.
– Niech redaktorzy naczelni wyznaczą tych, którzy są najbardziej narażeni na kontakty społeczne podczas swojej pracy. To nie będzie lista obejmująca wiele tysięcy osób. To oczywista oczywistość, że dziennikarze, fotoreporterzy, redaktorzy opierają się w pracy na kontaktach międzyludzkich, zbierają informacje, muszą być na miejscu wydarzeń, by je rzetelnie relacjonować – i powinniśmy także ich chronić – argumentowała Lichocka.
Lichocka przywołuje Piotra Semkę
Posłanka PiS zwróciła uwagę, że po zakażeniu się koronawirusem do szpitala trafił publicysta „Do Rzeczy” Piotr Semka. Jest w ciężkim stanie, korzysta z respiratora, w czwartek życzenia powrotu do zdrowia złożyło mu wielu dziennikarzy i polityków, m.in. premier Mateusz Morawiecki.
– Wszyscy się za niego, za jego szczęśliwy powrót do zdrowia, modlimy. Pandemia przybiera na sile i pokazuje, jak jest – koronawirus jest groźny! – podkreśliła Joanna Lichocka.
Dziennikarze: są bardziej narażeni, spokojnie poczekamy
Do pomysłu Joanna Lichockiej sceptycznie odnieśli się dziennikarze na Twitterze. – Apeluję, by nie słuchać takich apeli! Szczepić najpierw najbardziej zagrożonych ciężkim przebiegiem i śmiercią! – stwierdził Łukasz Zboralski z „Do Rzeczy”. – Może zaszczepmy najpierw prezydenta, premiera, szefa KPRM i ministrów – zasugerowała Zuzanna Dąbrowska z Radia Maryja. – Nie. Nie, nie i nie – odpowiedziała Kataryna, felietonistka „Plusa Minusa”.
– Nie mam pojęcia, dlaczego dziennikarze mieliby być szczepieni przed kasjerami w sklepach, kierowcami w autobusach, kurierami i wszystkimi innymi, którzy w czasie lockdownu nie pracują w domach i mają kontakt z setkami ludzi – zauważyła Bianka Mikołajewska z OKO.press. – Oczywista bzdura. (Za Piotra Semkę kciuki i nie mieszajmy go do takich rozgrywek) – napisał o pomyśle Lichockiej Marek Twaróg z „Dziennika Zachodniego”.
– Nie, nie, nie. Najpierw osoby starsze, chore, sklepikarze, pracownicy Poczty itd. Jako dziennikarze spokojnie poczekamy – zadeklarował Janusz Schwertner z Onetu.
– Nie ma takiego powodu w sytuacji, gdy są tysiące czy miliony osób, które potrzebują szczepionek bardziej niż medialne gwiazdeczki. Poza tym z tego co wiem, większość redakcji od dawna pracuje zdalnie – zauważył Paweł Rybicki, w latach 2015-2019 zajmujący się komunikacją w kancelarii premiera, wcześniej bloger. – Btw wczoraj w „Pytaniu na śniadanie” dumnie poinformowano, że jedna z prowadzących program jest właśnie na wakacjach na Malediwach. Czy misją TVP jest promocja takich zachowań w czasie epidemii? Czy ta pani wróci na Woronicza bez żadnych testów? – spytał.
– Żadne tam szczepienie dziennikarzy poza kolejnością. Jedyny sens miałaby akcja promocyjna szczepień, w ramach której przedstawiciele popularnych redakcji stanęliby ramię w ramię i przyjęli szczepionkę AstraZeneca – stwierdził Robert Feluś z „Wprost”.
– Głupi pomysł – stwierdził Łukasz Jankowski z Radia Wnet. – Nie jest to głupi pomysł, ale proponowany w złym momencie. My możemy poczekać – zaznaczył Wojciech Biedroń z „Sieci”. – Wy tak:) Ale dziennikarze agencyjni, newsowi – niekoniecznie – odpowiedziała mu Joanna Lichocka.
– Chodzi o społeczny odbiór naszego zawodu. Przecież to my pilnujemy kolejki i gromimy wpychających się. Uważam, że sprzedawczyni w dyskoncie jest o wiele bardziej narażona niż pierwszoliniowy newsowiec – dodał Biedroń.
Joanna Lichocka jest posłanką od jesieni 2015 rok, a w połowie 2016 roku został wybrana do utworzonej wtedy Rady Mediów Narodowych. Wcześniej przez wiele lat pracowała jako dziennikarka, m.in. w TV Puls, Telewizji Polskiej, „Rzeczpospolitej”, „Gazecie Polskiej” i Telewizji Republika. Jako posłanka nadal współpracuje z „GP” i TV Republika.
3,5 mln zaszczepionych Polaków
Program szczepień rozpoczął się pod koniec grudnia. W pierwszej kolejności objął pracowników służby zdrowia, a potem kolejne grupy wiekowe seniorów. W lutym zaczęły się szczepienia nauczycieli.
Obecnie na szczepienia mogą zapisywać się osoby z kolejnych roczników mające powyżej 60 lat.
W czwartek Centrum Informacyjne Rządu podało, że jak dotąd wykonano 5,38 mln szczepień, z czego 3,52 mln pierwszych dawek i 1,86 mln drugich.
Od maja szczepienia dla wszystkich chętnych?
Pomysł na drugi etap (szczepienia przeciw Covid-19 – przyp.) jest taki, by wykorzystać wszystkie możliwe i zgodne z prawem sposoby na poszerzenie sieci punktów szczepień i osób zaangażowanych w proces szczepień – powiedział Michał Dworczyk w wywiadzie dla „Dziennika Gazety Prawnej”.
Szef KPRM został zapytany przez DGP o to, co musi się wydarzyć, by plan zaszczepienia Polaków w II kwartale br. się powiódł.
„Muszą być wprowadzone spore zmiany. Pomysł na drugi etap jest taki, by wykorzystać wszystkie możliwe i zgodne z prawem sposoby na poszerzenie sieci punktów szczepień i osób zaangażowanych w proces szczepień. Od kwietnia kolejne rozwiązania będą wchodzić w życie, choć niektóre z pewnym opóźnieniem z uwagi na proces legislacyjny. Bo już widzimy, że po I kwartale szczepień, który zaczął się bardzo sprawnie, system łapie zadyszkę” – powiedział.
Zauważył, że najwięcej szczepień wykonywanych jest w szpitalach, w tym tymczasowych. A te są tak obciążone trzecią falą Covid-19, że „nie mają mocy przerobowych”. „W POZ zwykle są malutkie punkty i prowadzenie przez nie tak dynamicznie zmieniającego się procesu rodzi poważne problemy. Na przykład jeżeli wpływają tam dwa komunikaty z NFZ dziennie, to już pojawia się kłopot” – dodał.
Minister został dopytany o to, że dziennie takich komunikatów, organizujących tryb pracy punktów szczepień, potrafiło wpłynąć naście. „O tym nie słyszałem, ale czasem zdarzał się jakiś sążnisty komunikat i jak to trzeba było przeczytać i wdrożyć w życie, wystawiać nowe sloty dla pacjentów, to rzeczywiście można było mieć dosyć. Na dodatek w takich sytuacjach zwykle można liczyć na pomocną dłoń podawaną przez część środowiska lekarskiego” – powiedział.
Stwierdził, że „za każdym razem, gdy mają być głosowane sprawy, które mogą godzić w interesy środowiska lekarskiego, jest ogromna awantura”. „I to z serii takich, których najbardziej nie lubię: gdzie do obrony małych, jednostkowych interesów używa się wielkich argumentów”. Jako przykład podał sprawę dopuszczenia do wykonywania zawodu lekarza osób spoza UE. „W czasie pandemii zależy nam na sprowadzeniu nowych medyków. Albo chociaż umożliwieniu pracy tym, którzy już u nas mieszkają. Podchodziliśmy do uchwalenia tej ustawy trzy razy. I wiedzą państwo, ile osób do tej pory dostało ostateczną zgodę? Jeżeli się nie mylę – trzy” – dodał.
Zapytany dlaczego tak jest, odpowiedział, że część środowiska medycznego stosuje obstrukcję przy rozpatrywaniu wniosków. Samorząd lekarski je blokuje. A my jako administracja nie byliśmy w stanie jak do tej pory tego przełamać.
Dodał, że w szpitalu tymczasowym na stadionie jest pół tysiąca łóżek. „Jeszcze w środę rano zajętych było 308. Żeby móc zająć pozostałych 200, potrzebowalibyśmy kilkudziesięciu dodatkowych lekarzy. A ich nie ma. Mogliby być, gdyby nie protesty samorządu lekarskiego blokujące wpuszczenie kolegów z Ukrainy czy Białorusi. W normalnych warunkach standardem jest to, że jeden lekarz ma pod opieką od kilku do kilkunastu pacjentów, a teraz na Stadionie Narodowym ma 28-40” – przekazał.
Rząd chce szczepień bez obecności lekarzy
Powiedział także, że rząd chce, by do szczepienia nie była potrzebna obecność lekarza. „Pomogłoby to przyspieszyć proces. A co się dzieje? Projekt ustawy, która to rozwiązanie wprowadza, właśnie został zablokowany przez Senat” – powiedział.
Zapytany, kto poza lekarzem miałby kwalifikować do wkłucia, odpowiedział, że pielęgniarki, fizjoterapeuci, farmaceuci, ratownicy itd. „Grupa jest potencjalnie duża” – zauważył. Na uwagę, że medycy może boją się odpowiedzialności karnej, gdyby coś się po szczepieniu stało pacjentowi, odpowiedział, że „jeśli dojdzie do wstrząsu anafilaktycznego, to kto sprawniej zareaguje: lekarz dermatolog czy ratownik medyczny mający codzienne doświadczenie z pogotowia ratunkowego? Musimy rozszczelnić ten system i przyspieszyć szczepienia”.
Minister nie złożył deklaracji, ile osób będzie szczepionych tygodniowo od kwietnia. „Jak podam milion, a wyjdzie 900 tys., to znów będzie, że +Dworczyk okłamał pacjentów czekających na szczepienie+ itd. Chcemy po prostu zapewnić jak najszybsze tempo szczepień. Już trwają szkolenia farmaceutów i fizjoterapeutów” – zaznaczył. I dodał, że nie jest brany pod uwagę scenariusz, by żołnierze także wykonywali szczepienia.
Dodał, że szczepienia mogliby wykonywać np. studenci medycyny. „Praktycznie wszyscy, którzy mają coś wspólnego z zawodem medycznym” – dodał.
Powiedział także, że w przyszłym tygodniu zacznie się nabór kolejnych punktów szczepień. „Kryteria będą bardzo uproszczone w stosunku do wcześniejszych. Tu też wyciągamy wnioski po I kwartale. Zgłosić się będzie mógł niemal każdy podmiot prowadzący działalność leczniczą. Także samorządy będą mogły tworzyć własne punkty” – poinformował.
Dodał, że szykowane są szczepionkowe punkty drive thru, jak w USA, a orędownikiem takiego rozwiązania jest m.in. minister zdrowia Adam Niedzielski.