Sejmowa komisja kultury kontra Ringier Axel Springer

Chce interwencji MSZ i MKDNiS u niemieckich partnerów

Sejmowa komisja kultury i środków przekazu

Sejmowa Komisja Kultury i Środków Przekazu wyraża głębokie zaniepokojenie próbami systemowego zastraszania dziennikarzy i polskich mediów przez wydawnictwo Ringier Axel Springer – głosi przyjęty przez nią dezyderat. Zwróciła się też do MSZ oraz MKDNiS o zaakcentowanie problemu w relacjach z niemieckimi partnerami. Posłowie opozycji opuścili salę. – Wytaczanie przez RASP procesów dziennikarzom to mechanizm, który służy uciszaniu niepokornych dziennikarzy. Narusza to fundamentalną w demokracji zasadę wolności słowa – oceniła Jolanta Hajdasz, dyrektor Centrum Monitoringu Wolności Prasy Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.

We wtorek sejmowa Komisja Kultury i Środków Przekazu zajmowała się „informacją na temat sytuacji dziennikarzy, którym Wydawnictwo Ringier Axel Springer Polska wytoczyło procesy”. Gościem posiedzenia był m.in. Wojciech Biedroń z wPolityce.pl, Cezary Gmyz – korespondent Telewizji Polskiej w Berlinie, Samuel Pereira – szef portalu TVP.Info i Jolanta Hajdasz, dyrektor Centrum Monitoringu Wolności Prasy Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Przedstawiali oni sytuację dotyczącą spraw sądowych, wytoczonych dziennikarzom przez koncern Ringier Axel Springer Polska. Podczas posiedzenia swoje stanowisko przedstawił także Seweryn Blumsztajn, prezes Towarzystwa Dziennikarskiego oraz Ewa Ivanova, która mówiła o pozwach, jakie otrzymują dziennikarze „Gazety Wyborczej” od polityków i przedstawicieli rządu.

Marek Suski ocenił, że „obowiązkiem polskich władz jest obrona polskiego honoru i obrona ludzi, którzy tego honoru bronią”. – Krytyczne opinie powinny móc istnieć w debacie publicznej – komentował wiceszef Komisji Kultury.

Dyrektor Centrum Monitoringu Wolności Prasy Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich Jolanta Hajdasz stwierdziła natomiast, że wytaczanie procesów przez RASP dziennikarzom to „mechanizm, który służy uciszaniu niepokornych dziennikarzy oraz tych, którzy ośmielają się w przestrzeni publicznej mieć stanowisko inne, niż to, które prezentuje koncern Ringier Axel Springer Polska”.

– W mojej ocenie, w naszej ocenie (CMWP SDP) to działanie, które trzeba nagłośnić. Narusza to fundamentalną w demokracji zasadę wolności słowa. Niektóre z tych procesów toczą się z wyłączeniem jawności, co uniemożliwia publiczną dyskusję na ten temat. Wielki, międzynarodowy koncern nie decyduje się na polemikę, na swoich łamach ten temat wycisza, a natychmiast kieruje sprawy do sądu z bardzo dużymi kwotami odszkodowania – oceniła Jolanta Hajdasz. – To są kwoty rzędu 100 tysięcy, 200 tysięcy, które oczywiście każdego z dziennikarzy są w stanie doprowadzić do ruiny. To efekt mrożący, działający na całe środowisko dziennikarzy – zaznaczyła.

Jej zdaniem chodzi o to, aby „wyeliminować dziennikarza z przestrzeni publicznej, który głosi konkretne poglądy, by działało to jak straszak na innych, by nie podejmowali oni tematów, nie wypowiadali się w ten sposób, nie ośmielili się, bo będzie im grozić bardzo kosztowny proces, żmudna procedura prawna i wysokie kary finansowe”.

– Koncern stosuje podwójne standardy, wytacza procesy dziennikarzom za wpisy na Twitterze, bardzo charakterystycznym w sposobie komunikacji, a kiedy na portalu TVP.Info opisano twitty dziennikarza RASP, który żartował sobie „co by zrobił, jakby miał milion dolarów” to koncern napisał, że „dziennikarzom nie starczyło inteligencji, aby odczytać żartobliwy charakter materiału”. Działanie koncernu, które ma ochronić jego dobre imię jest przeciw skuteczne, to nagłaśnianie tematu – wskazała szefowa CMWP SDP.

Gmyz: To próba ograniczenia wolności słowa

Cezary Gmyz, korespondent TVP Info w Niemczech ocenił, że pozywanie dziennikarzy przez RASP to „próba ograniczenia wolności słowa”. – Mamy do czynienia z podmiotami o absolutnie nierównych siłach. To tak naprawdę próba zastraszenia dziennikarzy, ewentualne zasądzenie takiej kwoty oznacza bankructwo dziennikarza. Mój przypadek zaczął się znacznie wcześniej – w 2014 roku, kiedy ujawniłem dziwne okoliczności zwolnienia Grzegorza Jankowskiego, kiedy napisałem o rozmowie między nieżyjącym już Kulczykiem a Grasiem – podał przykład.

– Uważam, że w tej chwili mamy do czynienia z sytuacją, kiedy Springer próbuje zamknąć usta dziennikarzom. Odnosiłem się także do skandalicznego listu Marka Dekana do dziennikarzy, który wpływał na linię redakcyjną. Kiedy mamy do czynienia z osobami z pionu wydawniczego, którzy de facto uczestniczą w procesie tworzenia gazety, to w mojej opinii jest to złamanie standardów. Za takie uważam wysyłanie listu dziennikarzom. Oczywiście właściciel ma pewne uprawnienia, ale powinno się to ograniczyć do funkcji biznesowych, wiele wskazuje, że doszło do złamania reguł w koncernie RASP – argumentował Cezary Gmyz, opisując historie swoich publikacji i komentarzy.

Natomiast Wojciech Biedroń z wPolityce.pl i „Sieci” przypomniał, że został pozwany przez RASP za artykuł dotyczący tzw. listu Marka Dekana do pracowników firmy, co komentował Biedroń w swoim felietonie. Został za to pozwany z artykułu 212 Kodeksu karnego. – To kolonialne, obrzydliwe traktowanie Polaków, tych mniej majętnych. Nie stać mnie, aby zapłacić 100 tys. zł – tym razem w cywilnym pozwie mi wytoczonym. Powtarzam, że trzeba skończyć z pozywaniem z art. 212 Kk, również wobec dziennikarzy „Faktu”, „Newsweeka” czy „Gazety Wyborczej” – zaznaczył Wojciech Biedroń.

TD: Efekt mrożący wobec dziennikarzy krytycznych wobec władzy

Seweryn Blumsztajn, prezes Towarzystwa Dziennikarskiego przypomniał, że organizacja postuluje zniesienie artykułu 212 Kk.

– Nie dziwi jednak reakcja wydawnictwa (RASP – przyp.red.), któremu zarzucano w tekstach nazizm, a głęboko podkreślało ono swój antynazizm. Większość z tych tekstów ukazała się wtedy, kiedy rozpętano w Polsce brutalną nagonkę niemiecką – ocenił Seweryn Blumsztajn. – Mamy do czynienia z efektem SLAPP (ang. Strategic Lawsuits Against Public Participation, czyli strategiczne pozwy przeciwko udziałowi w życiu publicznym), tj. mrożenia dziennikarzy przez władzę, która jest znacznie silniejsza niż koncern RASP – dodał.

Ewa Ivanova przekazała, że obecnie władza pozywa dziennikarzy coraz częściej – tylko Ministerstwo Sprawiedliwości złożyło 30 pozwów przeciwko dziennikarzom.

– Mają oni potężną pozycję, nieporównywalną z jakąkolwiek spółką. Mamy 26 postępowań, które wytoczyli politycy, 15 wytoczyła prokuratura, 15 postępowań wytoczyły osoby związane z władzą, 10 zainicjowały spółki Skarbu Państwa, dodatkowo także TVP – wymieniła dziennikarka „Gazety Wyborczej”. Poinformowała, że sama „GW” ma na swoim koncie ponad 60 postępowań wytoczonych przez przedstawicieli obecnej władzy.

Wiceszef MSZ o przyspieszeniu prac nad działaniami dekoncentracyjnymi

Szymon Szynkowski vel Sęk, sekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych wyraził „zaniepokojenie związane z działalnością koncernu RASP”. – W ostatnim roku między innymi pojawiła się seria publikacji rozpowszechniających informacje sugerujące związek decyzji Andrzeja Dudy w tzw. ułaskawieniu pedofila z kampanią wyborczą. Te publikacje budziły nasze zaniepokojenie, wydawało nam się, że to efekt nadużycia prawa do rozpowszechniania informacji. W tej sprawie został wezwany ambasador Niemiec, któremu przekazaliśmy jednoznaczne stanowisko. Już w połowie ubiegłego roku budziły nasze zaniepokojenie aktywności tego koncernu – ocenił.

Dodał, że być może pozywanie krytycznych wobec RASP redaktorów ma wywołać „efekt mrożący”. – Należy zastanowić się czy w Polsce nie wprowadzić inicjatywy legislacyjnej, by ograniczyć takie działania. Przekazaliśmy swoje stanowisko w tej sprawie ambasadorowi Niemiec – dodał wiceminister spraw zagranicznych.

Zdaniem Szymona Szynkowskiego vel Sęka politycy niemieccy interesowali się kwestią „dekoncentracji mediów w Polsce”. – W związku z tym, że władze Niemiec żywo interesują się kwestią tzw. ustawy dekoncentracyjnej mediów w Polsce, to uważam, że mamy prawo wyrażać zaniepokojenie działalnością koncernu. Jeśli nadal tak będzie się działało, rekomendowałbym przyspieszenie prac nad działaniami dekoncentracyjnymi – podsumował.

Natomiast Samuel Pereira, szef TVP.Info oświadczył, że artykuł 212 Kk „powinien zniknąć bez względu na to, kogo dotyczy”. – Inną sprawą jest, kiedy jakaś instytucja czuje się pokrzywdzona w tekście informacyjnymi, a czym innymi kiedy koncern niemiecki, częściowo szwajcarski i amerykański, pozywa dziennikarzy na kwotę 100 tys. zł za opinię – wskazał Pereira.

Przyznał on rację Ewie Ivanovej, że pozywanie dziennikarzy to rzeczywiście „efekt mrożący”. – Niemieckie media pokazują podwójne standardy, kiedy dyrektor programowy Onetu (Bartosz Węglarczyk – przyp.red.) prawdopodobnie powiedział nieprawdę, to wtedy koncern broni go, że nie powiedział tego on, a „hologram” – stwierdził szef portalu TVP.Info.

Joanna Lichocka zgłosiła wniosek formalny, aby komisja kultury przyjęła dezyderat w sprawie „wyrażenia głębokiego zaniepokojenia systemowym zastraszaniem dziennikarzy przez koncern Ringier Axel Springer Polska”, co wskazuje, że to „próba ingerencji przez podmiot zewnętrzny i wyeliminowanie dziennikarzy krytycznych wobec koncernu”.

W głosowaniu nad dezyderatem wzięło udział 16 posłów, 14 było za, 2 było przeciwko. Posłowie opozycji, w tym m.in. Małgorzata Kidawa-Błońska (KO), Joanna Scheuring-Wielgus (Lewica), Iwona Śledzińska-Katarasińska (KO), opuścili salę posiedzeń komisji i nie uczestniczyli w głosowaniu.

Wcześniej Scheuring-Wielgus oceniła, że dezyderat „nadaje się do śmietnika”. Z kolei Śledzińska-Katarasińska (KO) zwracając się do Lichockiej powiedział: „haniebna jest ustawka, w którą pani nas tutaj wciągnęła i oznajmiam, że nikt z moich kolegów i koleżanek nie tylko nie poprze tego dezyderatu, ale nigdy nie będzie nad tego typu dezyderatami obradować”.