Koniec listopada 2020 roku. Grzegorz Barański, wydawca „Aktualności”, flagowego programu informacyjnego TVP Katowice, otwiera list. „Kierujemy do Pana prośbę o zwrócenie się do dyrektora oddziału terenowego Telewizji Polskiej w Katowicach Pana Macieja Wojciechowskiego, w sprawie organizacji spotkania mającego na celu wyjaśnienie sytuacji w newsroomie, w szczególności wyjaśnienie zachowań noszących znamiona mobbingu” – czyta Barański.
Jego współpracownicy piszą dalej: „Od przeszło trzech lat jesteśmy ofiarami takich zachowań ze strony jednego z wydawców >>Aktualności<<. Notorycznie padamy ofiarami ośmieszania, poniżania i dyskryminacji ze względu na wiek lub staż pracy. (…) Jesteśmy zmuszani do publikacji materiałów, które nie idą w parze z naszymi przekonaniami i światopoglądem, a nasze teksty są pozbawione pierwotnego wydźwięku”.
Pod listem nie podpisuje się nikt z imienia i nazwiska. Zamiast tego autorzy obiecują: „Jeśli spotkanie się odbędzie, każdy z nas wypowie się pod własnym imieniem, nazwiskiem oraz twarzą”.
Po której stronie bije wam serce
Barański nie bagatelizuje anonimu. Pokazuje go Maciejowi Wojciechowskiemu, dyrektorowi Telewizji Katowice. Wojciechowski to doświadczony dziennikarz. Po raz pierwszy dyrektorem TVP Katowice został w grudniu 2004 roku, gdy w Polsce rządził SLD. Wygrał konkurs, choć sam był już wtedy związany z PiS i startował nawet, bez powodzenia, z jego listy w wyborach do Sejmu. Z wykształcenia socjolog, w latach 80. działał w Niezależnym Zrzeszeniu Studentów, a potem Lidze Republikańskiej. Ma doświadczenie w mediach – był naczelnym „Dziennika Łódzkiego” i „Dziennika Zachodniego”, a w czasach pierwszych rządów PiS szefem TVP1. Ale część śląskich polityków PiS nie przepada za nim i ma do niego ograniczone zaufanie. Pod jego kierunkiem TVP Katowice unika robienia propagandy w stylu znanym z ogólnopolskich anten.
Wojciechowski na 2 grudnia zwołuje zebranie zespołu. Dziennikarze, współpracownicy, wydawcy, kierownicy i montażyści spotykają się w sali konferencyjnej nr 104 na parterze katowickiego ośrodka TVP. Zebranie trwa prawie dwie godziny i jest bardzo burzliwe. Chwilami pracownicy przekrzykują się, ktoś płacze.
– Ważmy słowa, które za chwilę zaczniemy wypowiadać. Powiem szczerze, co mnie osobiście dotknęło w tym piśmie – zaczyna Wojciechowski. Szuka fragmentu o zmienianiu tekstów. – Mnie to boli, bo nie bawię się za bardzo w politykę. Całkowicie nie uda się od niej uciec, trudno nie mówić o otwarciu szpitala tymczasowego bez wypowiedzi wojewody. Mam świadomość, po której stronie bije wam serce.
Dziennikarze słyszą, że mogą otwarcie opowiedzieć, co ich boli. Wojciechowski zapewnia, że nie będzie się na nikim mścił. – Zdaję sobie sprawę, że całe to spotkanie dotyczy relacji związanych z jedną osobą, czyli z Kingą. Dlatego ją też tu poprosiłem. Chciałbym znaleźć rozwiązanie, ale nie jestem skłonny, żeby cokolwiek burzyć. Z Kingi jestem bardzo zadowolony – zastrzega.
To ma charakter recydywy
Dziennikarze po kolei zabierają głos. Pierwsza mówi pracownica z wieloletnim stażem. – Są pewne standardy. Już rok temu Marek [Durmała, szef „Aktualności” – przyp. red.] obiecał, że nie pozwoli na szykanowanie i obrażanie ludzi. Wykluczył panią Kingę z obowiązków. Już wtedy było wiadomo, że zostały przekroczone różne bariery. Ten rok miał być rokiem szansy dla tej pani. Ja uważam, że ta szansa zawiodła. Godność to jest takie coś, czego ludziom nie wolno odbierać. A słyszałam różne historie (…). To ma charakter recydywy. Uważam, że ci ludzie nie zasługują na to, żeby ktoś atakował ich godność. Zasługują na elementarny szacunek.
Dziennikarz z kilkuletnim stażem: – Staraliśmy się z Kingą rozmawiać. Jej zachowanie jest dla mnie trudne do przyjęcia. Myślę, że wszyscy, jak tu siedzimy, liczyliśmy na pewną refleksję, która nie nastąpiła. Rozmawiałem z ludźmi, którzy dziś wołają o pomoc. (…) Są osoby przestraszone, wręcz wymiotujące przed wydaniami z Kingą. Są osoby, które płakały w tej redakcji, są osoby, które musiały udawać się na terapię, są osoby, które o trzeciej w nocy dostają szczękościsku. (…) Mam wrażenie, że jesteśmy poniżani za wiek, za staż. Teksty są na tyle zmieniane, że ja się zastanawiam, czy to jest temat, którego się podjąłem.
Młoda dziennikarka: – To, że ktoś krzyczy i przeklina, mobbingiem nie jest. Ale pojawiają się sytuacje, które uderzają w naszą godność. O koledze, który się spóźnił, usłyszałam: „Kurwa, gówniarz jebany”.
Kinga jest osobą wymagającą
Kinga Jasionowska, wydawczyni „Aktualności”, flagowego programu informacyjnego TVP Katowice. Do 2016 roku pracowała w TVP Kielce, ale została zwolniona, gdy PiS doszedł do władzy i na nowo układał media publiczne. Odnalazła się w Katowicach w 2017 roku, gdy dyrektorem ośrodka był jeszcze Tomasz Szymborski, były dziennikarz „Rzeczpospolitej”. O jej poglądach politycznych niewiele wiadomo.
Podczas spotkania Jasionowska kilka razy zabiera głos. Stara się od razu odpowiadać na zarzuty. Często zaprzecza. O wyzwiskach wobec osoby, która miała się spóźnić, mówi, że „nie było takiej sytuacji”. Cytuje SMS-y od dziennikarza, który teraz ją krytykuje: „Bez ciebie, jak zwykle nic by się nie udało” – czyta o sobie. I dodaje: – Jako wydawca mam prawo odrzucać tematy, które mi się nie podobają.
Maciej Wojciechowski dodaje: – Kinga jest osobą wymagającą.
Proszę, otwórzcie się
Zebranie trwa, a dyrektor mówi, że nie usłyszał jeszcze żadnych konkretów. – Proszę, otwórzcie się – nalega. Przypomina, że mobbing to poważne oskarżenie, ale martwi go coś jeszcze. – Dostrzegam niebezpieczeństwo, że ten list może wypłynąć do „Gazety Wyborczej”, do „Dziennika Zachodniego”, i wtedy żarty się skończą. Wtedy ja będę się musiał tłumaczyć przed szefową biura zarządzania kapitałem ludzkim na Woronicza – wyjaśnia.
Głos zabierają kolejni pracownicy i współpracownicy.
Dziennikarka: – Zwracanie się do 20-letniej dziewczyny per „dziecko”, „sierota”, „jebana sierota”, „ofiara” jest nie na miejscu.
Jasionowska zdecydowanie: – Nie przypominam sobie, że powiedziałam do kogoś „jebana sierota”, nie przypominam sobie, że mówiłam „sierota”. Dlaczego nie powiedziałaś o tym od razu?
Dziennikarka: – Bo się bałam. Powiedziałam teraz i się rozpłakałam.
Montażystka z długim stażem: – Montażyści wolą nie przychodzić do roboty, kiedy wydanie ma Kinga. Pierwszy raz załoga powstała przeciwko wydawcy. To o czymś świadczy.
Jeden z wydawców w obronie Kingi: – Chcemy, żebyście się rozwijali. Presja czasu może was pokonać.
Jasionowska: – Mam nadzieję, że będę reformowalna. Postaram się wyeliminować słowo „kurwa”. (…) Postaram się, choć ja tu dużo kłamstw usłyszałam.
Maciej Wojciechowski: – Nie zamiatam sprawy pod dywan. Ja się nad tym głęboko zastanowię.
Liczą się oprawcy
18 stycznia dziennikarze „Aktualności” wysyłają maila do mediów i polityków. „Pomocy, bo to się nie skończy!” – piszą w tytule wiadomości.
Co ich boli?
„Do spotkania [z dyrekcją ośrodka TVP Katowice – przyp. red.] doszło 2 grudnia 2020 roku. (…) To zebranie pokazało, jak bardzo się nie liczymy w tej firmie. Ale jak bardzo liczą się oprawcy i ile im wolno”. Po spotkaniu „restrykcje się nasilają. Jest coraz gorzej. Niektórzy z nas nie pracują już w redakcji, bo ich odsunięto. Innych się nęka i im grozi. Wszyscy jesteśmy ciągle za coś rozliczani. Nie ma już pochwał. Są za to regularne maile z treściami chamskimi i wytykaniem najmniejszych potknięć. Zastraszanie jest na porządku dziennym”.
A konkretnie:
– Przed każdym dyżurem z panią Jasionowską nie umiem jeść i nie śpię. Moje zdrowie się posypało ze stresu. Nie raz słyszałam od niej określenia pod moim adresem: „Ty, pojebana sieroto”, „pierdolona dziewczyna”, „gówno umiesz”. Nie tylko ja, moi koledzy też są tak obrażani – pisze „Ania”, studentka, współpracownica „Aktualności”. – Kiedy rozmawiałam o temacie z panią Kingą, usłyszałam: „Kiedy ja mówię, ty milczysz. A jak nie to wypierdalaj”. W sumie nie wiem, czy mogę oddychać.
Na kolegium wydawczyni komentuje: „Nic nie umiecie, tematy z dupy zgłaszacie. Co mnie gospodarka obchodzi, w dupie ją mam”, „W tej telewizji nie ma żadnych profesjonalistów – każdy może być dziennikarzem, każdy może być wydawcą, każdy może być prezenterem. Tu nie ma z kim pracować”.
Mariusz, współpracownik: – Pani Kinga ciągle zmienia treść moich reportaży. Manipuluje. Kiedy powiedziałem, że nie chcę zmian, bo widzę, że to kłamstwo, usłyszałem: „O co ci chodzi? Daję ci tematy, daję ci zarobić. Masz kasę i się ciesz”.
Niełatwo mają też montażyści. – Są wyzywani nie tylko przez panią Kingę. Jej protegowani, osoby dwadzieścia plus, mówią do specjalistów z trzydziestoletnim stażem: „pospiesz się kurwa”, „ale szmatę puszczasz”, „patrz ciotka co za debilizm dajesz”. Czy to są standardy redakcyjne?
Ania już z TVP nie współpracuje: – Pani Kinga powiedziała mi: „Dupę masz i cyc też, ale te włosy! Nikt z takimi na wizję cię nie wpuści”. Odgryzłam się: „Nie nikt, tylko ty”. I to był początek mojego końca. Byłam „popierdoloną dziewczyną”, „pojebaną sierotą” i wszystkim co najgorsze. Odeszłam, choć za telewizją tęsknię i chciałabym jeszcze wrócić do tej pracy.
Artur: – Na dyrektora liczyć nie możemy. Powiedział nam, że ma sekretarkę, której zadaniem jest oddzielać go od ludzi, z którymi nie chce się spotykać.
Na szefa pionu informacji też nie. – Uważa, że pani Kinga zapewnia „Aktualnościom” wysoką oglądalność. Na jednym z kolegiów wyznał, że jak patrzy na słupki oglądalności, to aż mu staje – dodaje.
Maria: – Na kolegium każdy po kolei zgłasza tematy – dziennikarz A, B, C, potem E. Osoba D jest ignorowana, bo pani Kinga ma taki kaprys. Szef informacji ignoruje skargi. „Wydawca ma do tego prawo” – mówi. Prawo do poniżania?
Generalnie:
„To tylko część historii. Nie wiemy już gdzie szukać pomocy. Bo jakie prawa mają ludzie z umowami o dzieło? Kto może pomóc? Dyrektor nas omija, kierownicy produkcji są przytłoczeni własnymi problemami, inni wydawcy też są szkalowani. Prosimy pomóżcie nam to nagłośnić, bo nasze szefostwo nie widzi problemu, i zamiata wszystko pod dywan”.
Nie wiemy, kto nas zakapuje
Chcemy się spotkać z autorami maila. Zapewniamy anonimowość, ale odmawiają. „Obawiamy się spotkania z panem. Ponieważ nie wiemy gdzie i kto nas zakapuje. (…) Każdy boi się swojego cienia, że wyskoczy z niego pani Jasionowska, wymyśli historyjkę na poczekaniu i zwolnią nas. Boimy się panicznie. Nawet tego, że po tym mailu nas znajdą. Prosimy o pomoc. I to by ktoś wreszcie zrobił z tym porządek” – odpisują.
Rozmawiamy z byłym dziennikarzem „Aktualności”. Przyznaje, że wydawczyni to specyficzna osoba.
– Wulgarna, bardzo wulgarna. Wszystko u niej jest w trybie rozkazującym. Taki sposób bycia to dla niej codzienność. Potwierdzam, że o kimś mówiła „pojebany”. Ja miałem grubą skórę, jakoś sobie z tym radziłem. Ale nie wszyscy są tacy odporni.
Inny były dziennikarz: – Może młodzi są bardziej wrażliwi. W newsroomie często jest jak na froncie. Są emocje, latają kurwy…
Znowu piszemy do autorów maila. Wciąż odmawiają spotkania. Zdobywamy jednak list, który wysłali do Grzegorza Barańskiego, i nagrania spotkań załogi telewizji z kierownictwem.
Co mówić, gdy ktoś zapyta
O styczniowym mailu zespołu „Aktualności” na Śląsku coraz głośniej. Maciej Wojciechowski zwołuje kolejne spotkanie, choć już w mniejszym gronie. Przyznaje, że grudniowa rozmowa z zespołem nie była satysfakcjonująca, że dwie godziny to za mało czasu. – Ale informacja wypłynęła na zewnątrz. Dysponują nią „Gazeta Wyborcza” i „Dziennik Zachodni”. Nie wiem, jakie przyniesie to skutki – martwi się Wojciechowski. Obawia się, że może się to skończyć jego odwołaniem ze stanowiska. Wyjaśnia, że jego pozycja w PiS wcale nie jest mocna, szczególnie na Śląsku. I dodaje, że nie wiadomo, czy po zmianie dziennikarze będą mieli lepszego szefa. Może tak, może nie.
Stawia też sprawę jasno. – Gdybym chciał zmienić szefa „Aktualności” czy zmienić wydawcę, choć nie chcę, to po takim anonimie takiego ruchu nie wykonałbym na pewno. Bo to oznaczałoby, że wystarczy kolejny anonim, by odwołać inne osoby – mówi Wojciechowski.
Marek Durmała: – Nie pozwolę, żeby ktoś w takim paszkwilu robił ze mnie nie wiadomo co.
Redaktorzy zastanawiają się, jak zareagować, gdy ktoś zacznie pytać o to, co się dzieje w telewizji. – Mam prostą odpowiedź. Mam pełne zaufanie do redaktora Durmały, który osiągnął rok do roku ponad 50 proc. wzrostu oglądalności. Inni dziennikarze będą was próbowali podejść po koleżeńsku. Jeśli mógłbym coś zasugerować, to żeby powiedzieć, że nie chcecie o tym mówić, że to wewnętrzne sprawy, że parę sfrustrowanych osób napisało. Ale nie jestem w stanie wam niczego narzucić. Mogę tylko apelować, żeby starać się to ugasić. My te rzeczy z Markiem i Kingą będziemy próbowali jakoś wyjaśniać, ale u mnie w gabinecie – mówi Wojciechowski.
Problem można szybko rozwiązać
Wysyłamy pytania do Macieja Wojciechowskiego i Marka Durmały. Chcemy wiedzieć, czy prawdą jest, że ponad rok temu Kinga Jasionowska była już raz odsunięta od wydań „Aktualności”? Z jakiego powodu? Czy szefowie otrzymali skargi od pracowników „Aktualności” na złe traktowanie przez panią Jasionowską? Czy mają jakiekolwiek uwagi do jej zachowania? Czy dyrekcja ośrodka wprowadziła jakieś działania, które mogłyby zapobiec zjawiskom opisywanym przez pracowników? Podobne pytania wysłaliśmy do biura prasowego TVP w Warszawie.
Centrum Informacji TVP odpowiada:
Kinga Jasionowska jako wydawca o wysokich kompetencjach zawodowych została czasowo przeniesiona do realizacji audycji „Wiadomości Rolnicze” z uwagi na konieczność poprawy jakości tej audycji. Kierownictwo ośrodka w Katowicach ustala, czy rzeczywiście w zespole występują konflikty, czy są to tylko pomówienia. Wynik tych ustaleń będzie podstawą do podjęcia ewentualnych dalszych działań. Nie, do kierownictwa oddziału TVP w Katowicach nikt nie zgłaszał się z prośbą o pomoc psychologiczną.
Dzwonimy do Kingi Jasionowskiej. Mówimy jej o zarzutach z listu pracowników. Prosi o maila w tej sprawie. Czy zdarzało się jej wulgarnie komentować pracę innych osób? Czy zmieniała treść materiałów i nie reagowała na protesty autorów? Jak sądzi, skąd te skargi?
– Wszystkie zarzuty są fałszywe. Nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek w ten sposób zwracała się do reporterów. Zależy mi zawsze na tym, aby materiały przygotowywane przez reporterów były jak najlepsze pod względem merytorycznym i estetycznym – pisze do nas w mailu.
Podkreśla, że przypisywane jej przez anonimowe osoby zachowania i praktyki są fikcją. – Nigdy nie posunęłam się do zachowania, które opisywane jest w Kodeksie pracy jako mobbing. Ocena pracy reporterskiej przeze mnie zawsze podlega tym samym kryteriom. Zgłoszenie tematu, konsultacja, realizacja, weryfikacja, emisja – wylicza.
„Teksty są sprawdzane wedle klucza poprawności językowej i konstrukcji materiału newsowego. (…) Od 14 lat pracy nie spotkały mnie podobne zastrzeżenia. Nie zmieniły się także wymagania stawiane przeze mnie reporterom i wymagania stawiane mi, jako wydawcy przez przełożonych. Mam bardzo dużo dowodów świetnej współpracy z zespołem, które mogę przedstawić z imienia i nazwiska. Jeżeli podobne ohydne ataki na mnie będą kontynuowane, będę z każdym dochodziła prawdy i broniła dobrego imienia w sądzie” – zapowiada Kinga Jasionowska.
Listy z telewizji pokazujemy mecenasowi Grzegorzowi Ilnickiemu z kancelarii Aval-Consult. To jeden z najlepszych specjalistów w sprawach o dyskryminację i mobbing.
– Kierownictwo mogłoby szybko ten problem rozwiązać – mówi mecenas. Najlepszą receptą jest powołanie dwuosobowego zespołu, który indywidualnie porozmawia z pracownikami i kadrą zarządzającą.
Taki proces jest długotrwały, może trwać kilka tygodni, ale za to pozwala ocenić, co się naprawdę wydarzyło, i podjąć właściwe decyzje, np. o pomocy osobom, które były źle traktowane, przeprosinach czy nawet wypłacie zadośćuczynienia. – Mobbing to sformułowanie kodeksowe, forma prawnej definicji – przypomina mec. Ilnicki. – Łatwiej jest zadać sobie pytanie, czy jakieś zachowanie jest właściwe czy nie. A jeśli nie, to należy je wyeliminować. Kluczowe pytanie: czy pracodawca chce taki proces przeprowadzić?
Dziennikarz musi mieć komfort pracy
W piątek, 12 lutego sprawę omawia rada programowa TVP Katowice. Temat podnosi Jadwiga Chmielowska, w czasach PRL-u działaczka opozycji, wieloletnia dziennikarka TVP, a dziś sekretarz generalna Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich i szefowa śląskiego oddziału tej organizacji. – Dziennikarz musi mieć komfort pracy. Ludzie w redakcji powinni się wspierać, nie mogą się wszystkiego bać. Wojciechowski i Durmała zawiesili na jakiś czas wydawczynię, ale potem jazda się znowu zaczęła – mówi Chmielowska. – Taka bomba nikomu nie jest potrzebna. Dyrektor powiedział nam podczas rady, że poszuka jakiegoś mediatora, żeby to wszystko jakoś załagodzić. Mam nadzieję, że dojdzie do porozumienia – mówi Chmielowska.
Jej zdaniem wydawczyni rzeczywiście nie zachowuje się należycie, ale młodzi też nie potrafią sobie radzić.
Andrzej Gościniak, związany z PO członek rady programowej, potwierdza, że dyrektor zapytał go o opinię w sprawie negocjatora. – To może być dobry pomysł. Przyjdzie ktoś z zewnątrz, bez emocji. Jestem zwolennikiem demokracji, ale nie w kwestii zarządzania firmą.
14 lutego piszą do mnie dziennikarze z TVP Katowice: „Nikt nie pomaga, żadna władza, żadne stowarzyszenia. Zostaliśmy sami”.