Posłowie Lewicy proponują wprowadzenie do polskiego prawa tzw. pozwu ślepego, czyli możliwości pozywania nieustalonych osób, które naruszyły dobra osobiste poprzez publikowanie zniesławiających czy znieważających treści w internecie. Zdaniem autorów standardowe narzędzia prawne często okazują się nieskuteczne.
Projekt przygotowany przez posłów Lewicy wpłynął już do Sejmu. Przewiduje on wnoszenie pozwów bez określenia danych osobowych pozwanego. Ma to umożliwić obywatelom dochodzenie na drodze cywilnej roszczeń o ochronę dóbr osobistych w przypadku naruszenia dóbr osobistych za pośrednictwem internetu. Posłowie argumentują, że pomoże to przeciwdziałać szerzeniu się mowy nienawiści w internecie, czemu sprzyja poczucie anonimowości oraz brak efektywnych instrumentów gwarantujących ochronę prawną.
Autorzy podkreślają, że wypowiedzi zamieszczane przez użytkowników w internecie są trudne do usunięcia, często anonimowe, co utrudnia ochronę prawną pokrzywdzonych. Dlatego zwracają uwagę, że obok sankcji przewidzianych przez prawo karne powinny istnieć odpowiednie instrumenty gwarantujące możliwość dochodzenia roszczeń na drodze cywilnej.
Obecnie w pozwie o ochronę dóbr osobistych, które zostały naruszone przez wpis w internecie, pozywający ma obowiązek wskazać m.in. imię i nazwisko lub nazwę pozwanego, a także jego miejsce zamieszkania lub siedziby. W przypadku niepodania tych danych pozew zostaje zwrócony. Według projektowanych przepisów pozew można byłoby wnieść bez wskazania danych pozwanego. Pozywający musiałby przedstawić dowody, w tym m.in. przytoczyć treść wypowiedzi wraz z jej adresem URL i swoją argumentację.
Jeżeli pozew spełniałby wymogi formalne, sąd niezwłocznie zwracałby się do operatora telekomunikacyjnego o udostępnienie danych, na podstawie których można zidentyfikować pozwanego. Dodatkowo, ze względu na brak fachowej wiedzy koniecznej do wytoczenia powództwa, projekt nowelizacji przewiduje przyznanie organizacjom pozarządowym uprawnienia do wytaczania powództw na rzecz obywateli oraz przyłączania się do takich postępowań.
– Generalnie to dobry kierunek co do zasady. Sama instytucja tzw. ślepego pozwu polega na tym, że ktoś składa powództwo, a machina państwa musi ustalić, kto napisał komentarz – mówi Dominika Bychawska-Siniarska z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Jej zdaniem takie rozwiązanie może być uciążliwe dla mediów ze względu na to, że prokurator albo policja będą zwracali się do redakcji o przekazanie adresu IP, w celu ustalenia osoby, która pisze hejterskie komentarze.
– Jeżeli ktoś zauważy np. niepochlebny komentarz, zwraca się do redakcji o jego usunięcie. Wówczas redakcja powinna dostać powiadomienie zgodnie z procedurą „notice and take down” i dopiero jeśli się z tego nie wywiąże, ponosi odpowiedzialność. Redakcjom nic złego po wprowadzeniu tego mechanizmu się nie zadzieje. Jest pewne jednak, że organy ścigania będą występować do redakcji o wydanie adresu IP komentującego – tłumaczy Bychawska-Siniarska.
Instytucja tzw. ślepego pozwu funkcjonujące od wielu lat w Stanach Zjednoczonych. W 2016 roku rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar apelował do Ministerstwa Sprawiedliwości o wprowadzenie takiego rozwiązania w Polsce. Resort sprawiedliwości zapowiedział niedawno projekt ustawy zakładającej ochronę wolności słowa w internecie, w którym ma być uwzględniony tzw. ślepy pozew.