W trakcie środowego posiedzenia, mającego zatwierdzić głosowanie Kolegium Elektorów i wygraną w wyborach prezydenckich demokraty Joe Bidena, wieczorem polskiego czasu do budynku Kongresu wtargnęli zwolennicy prezydenta Donalda Trumpa. Większość dużych polskich mediów zrobiła programy specjalne z wydarzeń w Waszyngtonie. Były to m.in. TVN 24, TVP Info, Onet czy WP.
Spośród dzienników tylko “Dziennik Gazeta Prawna” umieścił na pierwszej stronie wzmiankę o Stanach Zjednoczonych, jednak nie dotyczyła bezpośrednio zamieszek, do których doszło w Kapitolu.
Jakub Krupa, polski dziennikarz mieszkający w Wielkiej Brytanii, zauważył, że zagraniczne dzienniki umieściły na jedynkach informacje o wydarzeniach w Stanach Zjednoczonych, a polskie nie. “To mówicie, że takie czasy dla gazet w druku, że newsy nie są potrzebne i jest wczesny deadline, więc co się czepiam, że nie ma ani słowa o USA?” – napisał na Twitterze Krupa.
Bogusław Chrabota, redaktor naczelny „Rzeczpospolitej”, tłumaczy, że dziennikarze nie przypuszczali, że sytuacja w Waszyngtonie tak się rozwinie. – Jak zamykaliśmy numer o 19, nikt nie przypuszczał, że takie coś się wydarzy w Waszyngtonie. Cała sytuacja zaczęła się około 22-23, kiedy nasze nakłady dawno już były wydrukowane i w drodze do kiosków – mówi Chrabota. – Media analogowe, czego twitterowcy mogą nie rozumieć, mają złożony proces tworzenia. Oddanie tekstów, druk, dystrybucja i kolportaż. To wszystko trwa.
Z kolei Roman Imielski, wicenaczelny “Gazety Wyborczej”, przekonuje, że obecnie największym problemem prasy drukowanej w Polsce jest kolportaż. – Największą bolączką, jeśli chodzi o deadline’y, jest kolportaż. Gdybym miał możliwość, tak jak kilka lat temu, kiedy zamykaliśmy wydanie na Warszawę czy Katowice nawet o 2 w nocy, to zrobiłbym pół wydania o Stanach Zjednoczonych. Natomiast obecnie nie ma takiej fizycznej możliwości. To dotyczy właściwie wszystkich gazet w Polsce – mówi.
Imielski dodaje, że zagranicznym dziennikom niekoniecznie udało się dotrzeć z najświeższymi wydaniami do każdego zakątku kraju. – Może się okazać, że jedynki z sytuacją w Stanach Zjednoczonych mogły się ukazać tylko w małym nakładzie i tylko w głównych ośrodkach – zaznacza Imielski.
Bogusław Chrabota przypomina, że jeszcze kilka lat temu były tzw. wielokrotne godziny zamknięcia i kolejne wersje gazet. – Ostatnia wersja gazety skierowana była do czytelnika w Warszawie i zamykała się o północy. Dzisiaj też mamy możliwość zrobienia dodatkowego wydania na Warszawę, ale musimy wiedzieć z wyprzedzeniem, żeby móc poinformować drukarnię i kolportera o zmianie godzin – mówi Chrabota.
Jeden z wydawców, który chce pozostać anonimowy, przekonuje, że na sytuację dzienników wpływa sytuacja na rynku kolportażu. Jak mówi, w związku z tym, że nakłady gazet są małe, to kolporterom nie opłaca się robić dodatkowego transportu. – Zdarza się tak, że nawet oferującym pieniądze za rozwiezienie dodatkowej partii gazet do głównych ośrodków, odmawiają i mówią, że to się nie opłaca – zaznacza.
Roman Imielski mówi, że w związku z wczesnym deadline’em wydania papierowego często na łamach “Gazety Wyborczej” jest adnotacja, że najnowszych informacji trzeba szukać w serwisie internetowym gazety. – Życie przenosi się do internetu, tam też, szczególnie w czasie pandemii, jest czytelnik – podsumowuje Imielski.