Nie żyje Andrzej Niedoba

Był jak jego „Rajska jabłonka”, trwał wśród swoich

Andrzej Niedoba

25 listopada odszedł Andrzej Niedoba, publicysta i dramaturg, jeden z pierwszych spikerów Telewizji Katowice. Zostają z nami jego książki i słowa beskidzkiego hymnu, że szumi jawor i nigdy nie zaginie góralska muzyka. Dziś ta pieśń jeszcze mocniej chwyta za gardło.

Rozmawialiśmy miesiąc temu, telefonicznie, bo to nie czas na spotkania, ale byliśmy umówieni na promocję jego najnowszej powieści „Herody”, którą zajęli się drukarze. Opisał w niej burzliwe losy Śląska Cieszyńskiego lat 40. ubiegłego wieku. Ta ziemia nie przestawała go niepokoić, bo to była jego ziemia. Był jak „Rajska jabłonka” z jego nagrodzonego dramatu, która stała się symbolem trwania nad Olzą – wbrew historii przetaczającej się przez domy i dusze mieszkańców. Każdy żył tu po swojemu, nikt nikomu nie ubliżał z powodu wyboru religii.

Pochodził z zacnego rodu Niedobów, którego dzieje opisał w książce „Rzeka niepokorna. Saga cieszyńska”. Codzienność nacechowana była tu sprawami narodowymi, kultem słowa polskiego. Polskości Niedobowie oddawali serca i umysły. Tytułowa rzeka – Olza była ich tęsknotą, punktem odniesienia, a w końcu utrapieniem, bo w jednej chwili, w roku 1920, stała się granicą między Polską a Czechosłowacją, między rodzinami i tym wszystkim, co dotąd wydawało się wspólne.

Andrzej Niedoba zabierał nas na obydwa jej brzegi, bo gniazdo Niedobów w Nawsiu koło Jabłonkowa zostało za Olzą. Tam stryj Władysław, słynny „Jura spod Gronia”, rządził na Gorolskim Święcie i zakładał polski teatr w Czeskim Cieszynie. Po drugiej stronie wiślański nauczyciel Adam Niedoba zakładał zespół „Wisła” i z synem Andrzejem pisał tę słynną pieśń, że nigdy nie zaginie w Beskidach śpiewanie.

Andrzej Niedoba oddawał atmosferę tamtych miejsc, także język, jeśli nawet był to język męskich rozmów. Spotkania z dawnymi kumplami w gospodach „U Ujca” czy w „Oazie”, należały do tradycji. – Krucyzeks, Jędrek, z nami się nie napijesz – słyszał.

I ciągle na nowo odkrywał tę krainę. W książce „Matka Ziemia” przypomniał niezwyczajnych ludzi, bo ich wybory mogą być dla nas drogowskazami. Choćby losy boksera, przedwojennego mistrza Polski, Adolfa Kantora, który organizował życie sportowe po obu stronach Olzy, żeby młodzi walczyli na ringu, a nie z karabinem, jak on.

Nie pozwolił Andrzej zapomnieć o wiślańskich skoczkach; olimpijczyku, Janie Raszce, o Andrzeju Kocjanie, którego losy odnajdziemy w jego dramacie „Skoczek”, wystawionym w bielskim Teatrze Polskim. „Byli chłopcy byli, ale się minęli”, zaśpiewają potem w „Oazie”.

Andrzej żył przede wszystkim teatrem, choć jest postrzegany jako dziennikarz. W czasie studiów polonistycznych w UJ podjął naukę aktorstwa, ale w tym samym czasie wygrał konkurs na spikera TVP Kraków i z czegoś musiał zrezygnować. Szczególnie był dumny ze swojej sztuki „Kim pani jest”, w której grała Krystyna Janda i Mirosława Dubrawska.

Po studiach zamieszkał w Katowicach i obok Krystyny Loski występował w TVP 3. Myślał, czy doświadczenia raczkującej telewizji nie przelać na papier. Wydał wiele reportaży, a najgłośniej zabrzmiało jego zawołanie: „Profesorze, kaj ty sie podziywosz?”. Na łamach „Panoramy” upomniał się w 1981 roku o Stanisława Hadynę, odsuniętego od zespołu „Śląsk”, który powołał do życia i pięknie ukształtował.

Andrzej Niedoba odebrał w roku 2017 nagrodę im. Karola Miarki, w 2019 Nagrodę Powiatu Cieszyńskiego im. ks. Szersznika. Nie doznał za wielu zaszczytów. Ostatnie lata mieszkał w domu rodzinnym w Wiśle. Zawsze tak pięknie mówił o żonie: „moja Basia”, a o bliźniakach – „moi chłopcy”. Zmarł 25 listopada 2020 roku w wieku 80 lat.