Pracujący w „Gazecie Bieszczadzkiej” Marek Pomykała zniknął wieczorem 29 kwietnia 1997 roku. Wyszedł wtedy z domu w Sanoku. Pojechał gdzieś swoim fiatem 126p. Auto odkryto po dwóch dniach nad zalewem przy zaporze Solina. Zwłok nie odnaleziono do dzisiaj.
Tak jak w sprawie Ziętary policja od początku przyjęła, że Marek Pomykała popełnił samobójstwo. Miało to być uzasadnione tym, że miewał on stany depresyjne i problemy z alkoholem. Wcale nie brano pod uwagę wersji, że Pomykała mógł zostać zabity. Tymczasem dziennikarz wieczorem w dniu zniknięcia zapowiadał w rozmowie z redaktorem „Gazety Bieszczadzkiej”, że będzie nazajutrz w pracy i przyniesie artykuł o policji. Mówił też znajomym, że zajmuje się wypadkiem, który spowodował ktoś ważny. W wieczór przed zniknięciem dzwonił (co wykazały bilingi) do wysokich funkcjonariuszy policji na Podkarpaciu. Sprawą Pomykały nie interesowały się media, poza notatkami w prasie regionalnej o jego zaginięciu. Po dziesięciu latach dziennikarza uznano formalnie za zmarłego.
W 2014 roku Prokuratura Okręgowa w Rzeszowie wszczęła śledztwo w sprawie zabójstwa Marka Pomykały (nr sprawy V Ds. 28/14) . Podstawą do tego były zeznania znajomej emerytowanego wysokiego oficera milicji i policji. Mężczyzna ten przyznał się jej, że dopuścił się dwóch zbrodni. Wiązały się one z wypadkiem śmiertelnym, który miał spowodować po pijanemu w 1985 roku w miejscowości Łączki. Pełnił wtedy wysoką funkcję w jednej z komend rejonowych Milicji Obywatelskiej na Podkarpaciu. Za wypadek po pijanemu groziło mu usunięcie ze służby więc doprowadził do jego zatuszowania. Okoliczności te chciał ujawnić miejscowy milicjant Krzysztof P. W niedługim czasie jednak zniknął. Jego zwłoki wyłowiono po kilku miesiącach z Soliny. Emerytowany oficer w rozmowie z kobietą przyznał się zarówno do zabójstwa milicjanta jak i Marka Pomykały. Dziennikarz chciał bowiem napisać o wypadku, jaki spowodował i śmierci milicjanta. Będący wówczas naczelnikiem jednego z wydziałów funkcjonariusz miał zwabić dziennikarza i zamordować.
Śledztwo w Rzeszowie prowadzono w tajemnicy, nie wiedziały o nim media. Podczas przeszukania znaleziono należący do prawdopodobnego sprawcy podwójnego zabójstwa szkic jego książki, w której bohater… powoduje śmiertelny wypadek po pijanemu, a potem zabija milicjanta (nasuwa się to podobieństwo do słynnej książki „Amok”, w której zabójca z Wrocławia opisał swoją zbrodnię). Mimo dowodów i mocnych poszlak sprawę jednak umorzono.
W programie Telekurier w TVP3 ukazał się reportaż o Marku Pomykale, nieprawidłowościach w działaniu organów ścigania po jego zniknięciu i umorzeniu śledztwa, mimo ustaleń wskazujących na bardzo prawdopodobne zabójstwo. Obecnie trwają starania o podjęcie sprawy, w które zaangażowali się przedstawiciele różnych mediów. Ojciec dziennikarza, Kazimierz Pomykała wciąż ma nadzieję, że śmierć jego syna zostanie rzetelnie zbadana i wyjaśniona. Tak samo powinno zostać potraktowane zabójstwo milicjanta Krzysztofa P. – na szczęście jego sprawa nie przedawniła się, gdyż podjęto ją wraz ze sprawą śmierci dziennikarza z Sanoka.
PS. Sprawą Marka Pomykały zainteresowałem się z uwagi na podobieństwo do sprawy Ziętary jeśli chodzi o lekceważące podejście organów ścigania i dlatego zaangażowałem się w starania o doprowadzenia do podjęcia śledztwa. To, że Marek miewał różne swoje problemy osobiste wykorzystano jako pretekst do zaniechania rzetelnego zajęcia się jego zniknięciem. Skorzystał na tym prawdopodobny sprawca zabójstwa, a być może wpływał na to (wówczas będąc funkcjonariuszem policji) żeby nie było rzetelnego śledztwa. Uważam, że nie można pozwolić na to, żeby sprawa dziennikarza z Sanoka została zaniechana.