Kwestia repolonizacji

Jarosław Kaczyński

Prezes PiS Jarosław Kaczyński po wyborach prezydenckich w wywiadach dla PAP i Polskiego Radia wrócił do tematu repolonizacji mediów. Dziennikarze zwracają uwagę, że wszystko musiałoby się odbywać w zgodzie z prawem unijnym. Ich zdaniem raczej nie będzie to „brutalne przejmowanie”, a wykupywanie mediów.

W zamieszczonej ponad tydzień temu na Pap.pl rozmowie prezes PiS zaznaczył, że „media w Polsce powinny być polskie”. „W tej chwili żadnych prac tego rodzaju nie ma. Ale nie wykluczam, że będą rzeczywiście podjęte” – powiedział. Jak dodał, nie liczy na to, że TVN stanie się „telewizją propisowską”, ale chciałby wprowadzenia reguł, które „wszyscy akceptują”.

Kilka dni później w Programie I Polskiego Radia pytany o proces repolonizacji mediów i o to, na jakim wzorcu można go oprzeć, zastrzegł po raz kolejny, że nie chce jeszcze mówić o szczegółach, bo „konkretnych planów czy ustaw jeszcze nie ma”. „Nie ma powodów, żeby Polska miała tu mniejsze prawa czy inną podstawę niż państwa zachodnie. (…) W Niemczech wykup jednego niezbyt wpływowego tytułu doprowadził do ostrej reakcji i dlatego tytuł wrócił w niemieckie ręce” – mówił Kaczyński. Prowadząca program Małgorzata Raczyńska-Weinsberg pytała, czy uda się załatwić sprawę za obecnej kadencji Sejmu. „Ja sądzę, że uda się dużo szybciej” – odparł Kaczyński.

Ostatnio również inni przedstawiciele obozu władzy wrócili do tematu. Mówili o tym m.in. minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro czy wiceminister aktywów państwowych Janusz Kowalski.

„Ostatnie trzy lata”

– Ten wątek tyle razy się przewijał, tyle razy podgrzewał emocje, jak w bajce o chłopcu, który ostrzegał przed wilkami. Może tym razem te wilki naprawdę są, ale nikt nie chce w to wierzyć – mówi Łukasz Warzecha, publicysta „Tygodnika do Rzeczy”. – Kaczyński sądzi, że to ostatnie trzy lata, kiedy można zrobić właściwie wszystko, bo ma się pełnię władzy. Wszystkie niezałatwione rzeczy, w tym ta, będą wracały. Ale trudno sobie wyobrazić, jak rząd prawnie chciałby to ująć. Nie da się zastosować żadnych obostrzeń wybiórczo wobec kapitału z jednego kraju, w ogóle nie da się ich zastosować poza wybiegiem dekoncentracyjnym wobec kapitału zagranicznego. Gdyby te zasady zostały wprowadzone, musiałyby dotyczyć też polskich podmiotów. Kaczyńskiemu utrudnienia związane z prawem europejskim są obce i często, mając jakiś pomysł, nie wnika czy i jak da się go zrealizować – dodaje Warzecha.

Bogusław Chrabota, redaktor naczelny „Rzeczpospolitej”, również nie spodziewa się, by „dokonano zmian, które nie są do zaakceptowania z perspektywy prawa unijnego”. – Będziemy mieli do czynienia raczej z wykupywaniem mediów czy ich budowaniem od podstaw niż jakimś brutalnym przejmowaniem. Zapewne niektóre aktywa analogowe są już do łatwego kupienia, ale wątpię, by było sensowne z punktu widzenia inwestorów wykupywanie segmentu schodzącego powoli z rynku – zaznacza Chrabota.

Nacjonalizacja mediów

Bartosz Węglarczyk, redaktor naczelny Onetu, podkreśla, że przede wszystkim to nie chodzi o „repolonizację”. – PiS nie znosi również mediów, które są w polskich rękach, np. Agory czy „Rzeczpospolitej”. Władza chce mieć większy wpływ na to, co się dzieje w mediach, a mediami, które są w rękach polskich właścicieli, łatwiej się steruje. Na wielkich właścicieli, którzy mają doświadczenie na wielu rynkach międzynarodowych, trudniej wywrzeć wpływ – mówi Węglarczyk. Jak dodaje, przykłady Niemiec i Francji, na które powołuje się rząd, nie są prawdziwe. – W Niemczech nie ma w ogóle ograniczeń, we Francji dotyczą one tylko firm spoza UE – podkreśla. Odnosi się też do przywołanej przez prezesa PiS sytuacji niemieckiego tytułu, którego nie wykupił zagraniczny inwestor. – Tam była walka kapitałowa. Kapitał spoza Niemiec próbował kupić gazetę w Berlinie i to się nie udało. To są sytuacje nieporównywalne: niemiecki kapitał jest po prostu potężny. Firmy, koncerny na rynku medialnym działają od dziesiątków lat i mają olbrzymie pieniądze. Nie poddadzą się bez walki, bo są w stanie na zasadach rynkowych się bronić. W Polsce takiego kapitału nie ma. Sam Kaczyński w latach 90. sprzedał „Express Wieczorny” Szwajcarom – mówi Węglarczyk.

– To nie jest repolonizacja tylko nacjonalizacja mediów. Jakby TVN był na sprzedaż, to spółki skarbu państwa pierwsze by się zgłosiły do kupna. Wtedy widzowie mogliby oglądać kolejną stację, która przypomina dzisiejsze TVP Info – zaznacza Bartosz Węglarczyk.

W piątkowym „Dzienniku Gazecie Prawnej” ukazał się tekst Patryka Słowika „Dlaczego nie będzie repolonizacji mediów”. Dziennikarz stwierdził, że stworzenie przepisów o repolonizacji w zgodzie z prawem unijnym było by bardzo trudne, a repolonizacja przez wykup była by dla władzy ryzykiem, bo mogłaby się okazać nieskuteczna. „W polityce najczęściej chodzi o to, żeby króliczka gonić, a nie, żeby go złapać” – podsumował Słowik.