Wraz z wygraną Andrzeja Dudy w wyborach prezydenckich temat repolonizacji mediów – wielokrotnie przywoływany przez polityków prawicy – powraca. Czy realnie mechanizmy dekoncentracji kapitału w mediach da się wprowadzić? – Dekoncentracja jest absolutnie możliwa do przeprowadzenia – mówi portalowi Wirtualnemedia.pl Paweł Lewandowski, wiceminister kultury.
Ostatnia prosta kampanii prezydenckiej. Ubiegający się o reelekcję Andrzej Duda na kanale youtube’owym Imponderabilia Karola Paciorka stwierdza, że media publiczne wymagają reformy, obejmującej nowy model finansowania i apolityczność, taki projekt powinny przygotować środowiska twórcze. – Bardzo bym chciał, żeby dziennikarze, którzy przez lata byli związani z bardzo różnymi telewizjami, usiedli i przygotowali projekt, swoją propozycję – stwierdził prezydent. – niech to środowisko, które de facto jest odpowiedzialne za jakość tych mediów powie, jakimi drogami należy zmierzać do tego, żeby media publiczne były obiektywne, na poziomie, które można włączyć i spokojnie oglądać – dodał. – Boleję nad tym, że eksperci nie usiądą i nie przedstawią jakiejś propozycji dotyczącej dalszego losu mediów publicznych, tego jak powinny być opłacane – powiedział Andrzej Duda.
Równolegle prezes PiS Jarosław Kaczyński w Radiu Maryja i Telewizji Trwam stwierdza, że Prawo i Sprawiedliwość nie chce „sterować” mediami. – Nie mam wątpliwości co do tego, skąd się wziął TVN. Ale jeżeli ktoś sądzi, że z tego powodu można przeprowadzić nacjonalizację, to jest w błędzie. My i tak nie jesteśmy tym zainteresowani – zapewnił. – My nie chcemy sterować mediami. My tylko nie chcemy tego, żeby gdzieś poza granicami Polski zapadała decyzja „popieramy tego kandydata na prezydenta, a tego, który z naszego punktu widzenia jest gorszy czy zły, po prostu niszczymy za pomocą najbardziej haniebnych metod” – mówił polityk.
Zmiana narracji o repolonizacji
Nie mija nawet kilka dni od czasu ogłoszenia przez Państwową Komisję Wyborczą wyniku wyborów. Następuje zmiana narracji PiS: jednym z głównych celów nadchodzących tygodni ma być m.in. repolonizacja mediów. Wielokrotnie zapowiadana – jeśli spojrzeć na ostatnie cztery lata – po każdych, wygranych przez PiS wyborach.
W wywiadzie dla Polskiej Agencji Prasowej kilka dni później prezes PiS Jarosław Kaczyński zapowiada: sytuacja w polskich mediach powinna ulec zmianie. – II tura wyborów prezydenckich to była walka jeden przeciwko wszystkim, przy niezwykle ostrej kampanii, często łamiącej wszelkie zasady, dlatego zwycięstwo Andrzeja Dudy bardzo mnie cieszy; liczę na dalszą dobrą współpracę z prezydentem – podkreślał w wywiadzie dla PAP prezes PiS Jarosław Kaczyński. – Żeby było jasne: niech nikt nie sądzi, że my liczymy na to, że TVN w pewnym momencie stanie się telewizją propisowską, albo że przestanie istnieć. Nie. Wiemy, że on będzie, że będzie wobec nas krytyczny, ale może uda się doprowadzić do tego, żeby były jakieś miary – nie narzucone siłą, nie ograniczeniami prawnymi, tylko pewnymi regułami, które wszyscy akceptują – zapowiada Kaczyński.
Nie mija kilka dni, prezes znowu pojawia się w mediach, tym razem w Polskim Radiu. Zapowiada, że przepisy w tym temacie miałyby się pojawić jeszcze w tej kadencji Sejmu. – Sytuacja w polskich mediach jest dość dziwna na tle innych państw, teraz już także tych bliskich nam np. Czech. Tam to się zmieniło i my też uważamy, że to się powinno zmienić. Nie możemy zakazać, żeby (media) brały udział w – wydaje mi się – zewnętrznie inspirowanych kampaniach, żeby jednych niszczyły, a drugich nie zauważały, żeby przedstawiały zupełnie fałszywy obraz Polski i świata. Możemy doprowadzić, do tego, że mediów, które patrzą na rzeczywistość bardziej realistycznie będzie więcej niż w tej chwili. W tym kierunku będziemy próbować działać – tłumaczył szef PiS. Dodał, że żadne prace nad przeprowadzeniem repolonizacji obecnie nie są prowadzone, lecz nie jest wykluczone, że zostaną podjęte.
„Dekoncentracja mediów jest możliwa do przeprowadzenia”
Jeśli projekt dotyczący dekoncentracji czy też repolonizacji mediów miałby powstać, może zostać przygotowany przez Ministerstwo Kultury. W lipcu 2019 roku pisaliśmy, że nie toczą się żadne prace w zakresie repolonizacji mediów, ani dekoncentracji, choć ten drugi proces – jak wynikało wtedy z naszych informacji – to zadanie na drugą kadencję obecnego rządu. PiS zwyciężył, ale okres nieustannej kampanii zakończyliśmy dopiero teraz. Wydaje się, że na właściwe i docelowe reformy najlepszy czas dopiero nadchodzi.
Z naszych informacji wynika, że do tej pory nie zlecono prac nad projektem dotyczącym repolonizacji, a jedynie analizę tworzenia przepisów dotyczących koncentracji kapitału na rynku, niezależnie od ich narodowości. Wszystkie projekty schowane w szufladach Ministerstwa Kultury mają nie dotyczyć repolonizacji, a dekoncentracji.
Pytamy wiceministra kultury Pawła Lewandowskiego czy toczą się prace nad projektem dotyczącym repolonizacji lub dekoncentracji mediów lub czy zostały zakończone? Czy tajemniczy projekt, który miał niegdyś powstać i czekać „na odpowiedni polityczny moment” zostanie wyciągnięty z szuflady wiceministra? – W Ministerstwie Kultury nie dzieje się nic ponadto, co działo się do tej pory. Możliwe, że zapowiedzi prezesa Kaczyńskiego to wstęp do prac legislacyjnych, ale jeszcze nie dostałem żadnej informacji w tej sprawie. Procesy decyzyjne idą „od góry”, więc prawdopodobnie potrzeba jeszcze trochę czasu – komentuje tę kwestię w rozmowie z nami.
Według niego możliwa jest nie „repolonizacja”, a dekoncentracja mediów. – Dekoncentracja mediów jest absolutnie możliwa do przeprowadzenia pod wszelkimi możliwymi rygorami prawnymi. Niektóre kompetencje w tej kwestii powinny należeć do UOKiK, a niektóre do KRRiT. Trzeba pamiętać, że spółki medialne należą do grupy spółek podlegających kodeksowi spółek handlowych. Już teraz KRRiT ma pewne kompetencje w zakresie dekoncentracji, może wprowadzić określone zapisy w warunkach przyznawania koncesji. W zakresie kontroli kwestii w radiofonii i telewizji pewne kompetencje powinny należeć do KRRiT, a w zakresie kontroli kapitału – UOKiK – tłumaczy nam.
Szurmiński: Zakładam, że próby repolonizacji zostaną podjęte
Zapytaliśmy medioznawców, jak traktują zapowiedzi dotyczące repolonizacji, czy mają one realne szanse na wejście w życie? Dr Łukasz Szurmiński z Wydziału Dziennikarstwa, Informacji i Bibliologii Uniwersytetu Warszawskiego zakłada, że przedstawicielom Zjednoczonej Prawicy „bardzo by zależało na przeprowadzeniu takich >>reform<<, bo jednak niezależne media bardzo uwierają”. – Inaczej, jak w przypadku reparacji od Niemiec, o których politycy PiS też mówią od lat, w tym wypadku przemawia za tym konkretny interes polityczny, zakładam więc, że takie próby zostaną podjęte. Zwłaszcza, że węgierski przykład pokazuje, że da się. Inna sprawa, jak to technicznie przeprowadzić. Niemieckie firmy medialne, to przecież kapitał z obszaru UE więc nie da łatwo ustawowo zadekretować, że mają z Polski zniknąć. W przypadku Discovery mamy do czynienia z kapitałem amerykańskim, a to przecież nasz „wielki sojusznik”, więc też łatwo nie będzie. Obstawiam jednak, że przy koordynacji działań ze strony regulatorów rynku i kuszącej ofercie odkupienia przez jeden z polskich „czeboli” może się to udać – stwierdza dr Łukasz Szurmiński.
Pytamy czy słusznie prezes PiS Jarosław Kaczyński sytuację mediów w Czechach określił jako „dziwną”. – Ja się z panem prezesem absolutnie zgadzam! W Czechach media publiczne zachowały spory zakres niezależności i obiektywizmu, chociaż są krytykowane jak prawie wszystkie media publiczne na świecie. W Polsce zaś mamy do czynienia z kuriozalną sytuacją, w której część mediów, określana dawniej mianem publicznym, pełni dziś rolę biuletynów partyjno – rządowych. Mam obawy graniczące z pewnością, że nie o takie przejawy „dziwności” panu prezesowi chodziło, ale tak to widzę. A już całkiem poważnie, to sytuacja zwłaszcza prywatnych mediów w Czechach jest nie do pozazdroszczenia, w sporej części kontrolowane są bowiem przez oligarchów, który w ten sposób chronią swoje biznesy i toczą swoje wojny. Nie jest to też więc sytuacja zdrowa. Przypomnę także, że biznesy medialne były kontrolowane przez oligarchów w Rosji do mniej więcej 2010 roku. Miało to dla demokracji fatalne skutki, no ale i tego było za wiele; od kilku lat Kreml kładzie swoje łapki na kolejne biznesy medialne. Chyba nie tego chcemy – ocenia medioznawca w rozmowie z nami.
W wypowiedziach polityków Zjednoczonej Prawicy pojawiały się także przykłady Niemiec i Francji jako państw, gdzie stosuje się odpowiednią praktykę dotyczącą dekoncentracji w sektorze medialnym. – Nie wiem, czy można powiedzieć, że tam (we Francji i Niemczech – przyp.red.) doszło do dekoncentracji. Własność kapitałowa na rynku mediów jest zawsze wynikiem wielu czynników także historycznych, prawnych oraz tradycji i przywiązania np. do lokalnych mediów. W Polsce po 1989 roku nie było zbyt wiele możliwości, aby stworzyć nowoczesny rynek prasy, chociażby ze względu na niedobór środków. Można natomiast rozmawiać na temat skali prywatyzacji. W Niemczech i Francji obcego kapitału jest stosunkowo niewiele, ale jednak jest obecny; we Francji np. wydawcą kolorowych magazynów jest Prisma Media należące do niemieckiego G+J oraz niemiecki Bertelsmann, w Niemczech zaś francuskie Vivendi, amerykański ViacomCBS. To są globalne biznesy – przypomina Szurmiński.
Godzic: Zmiany ze szkodą dla mediów
Prof. Wiesław Godzic nie ma wątpliwości, że PiS przeprowadzi repolonizację, bo „potrafi robić rzeczy bezwzględne”. – Prasa lokalna jest przecież bardzo potrzebna do wygrania kolejnych wyborów, a jest w rękach obcego kapitału. PiS nie rozumie, że dzisiaj przepływy kapitału są niemal niemożliwe do uchwycenia – spółkę finansowaną częściowo przez Niemców niekoniecznie trzeba uznać za „głos niemiecki”. Polscy dziennikarze pracujący w niemieckich mediach wcale nie są „Niemcami” i nie wyznają „niemieckiego punktu widzenia”. Argument: „chcemy mieć polskie media” jest bardzo chwytliwy, trafia do odpowiedniego wyborcy, a czy one będą dużo gorsze? To już jest nieistotne – podkreśla profesor.
Na pytanie jak PiS może przeprowadzić reformę mediów w Polsce odpowiada, że według niego prawdopodobne najprostsze jest załatwienie tego tematu drogą ustawową. – Można określić ile procent kapitału w danym sektorze musi znaleźć się w polskich rękach. Nastąpi wtedy sprzedaż nadwyżki „niepolskich mediów” z prawem pierwokupu przez państwo. PiS pokazał, że może szybko przeprowadzić reformy na którym im zależy. Niestety to odbędzie się ze szkodą dla mediów. Dopóki pani ambasador Mosbacher będzie na rękę popierać amerykańskie media, dopóty nie będzie można ruszyć Discovery. Dopóki jakieś media będą mieć poparcie jakiejś grupy interesów, będą się trzymać. PiS wydaje się, że kompletnie nie rozumie współczesnych mediów, że mają różny kapitał, że liczy się przede wszystkim ich rzeczywista działalność, a nie kraj z którego pochodzą kapitałowo. Chciałbym, aby naukowcy mogli się wypowiedzieć w tym temacie, bo obawiam się, że teraz nie mamy pomysłu na media, więc próbuje się go tworzyć ad hoc. W taki sposób nic z tego nie wyjdzie – podsumowuje prof. Wiesław Godzic.
O potrzebie ograniczenia dominującej pozycji niektórych firm zagranicznych w wybranych sektorach segmentu mediów politycy obozu rządzącego mówią co jakiś czas od czterech lat. Jako przykład najczęściej podawali segment dzienników regionalnych, w którym większość najpopularniejszych tytułów wydaje Polska Press Grupa. Nieoficjalnie mówi się, że tego typu przepisy miałyby uderzyć również w koncern TVN Discovery Polska czy Ringier Axel Springer.
Krótszy czas oglądania telewizji w 2019 roku
W 2019 roku liderem oglądalności wśród wszystkich widzów był Polsat, a w grupie komercyjnej TVN. Wśród głównych stacji wzrosty odnotowały TVP1 i TVP2, ale najwięcej zyskały TVP Sport, Super Polsat i TTV. Skrócił się średni czas oglądania telewizji, choć zwiększyły się wydatki reklamowe.
W 2019 roku średni dzienny zasięg radia wyniósł 72,2 proc., a tygodniowy – 91,2 proc. Z kolei średni dobowy czas słuchania wyniósł 269 minut. Najchętniej słuchaną stacją było RMF FM, a sieć Eska wyprzedziła Jedynkę.
Liderem średniej sprzedaży ogółem wśród dzienników ogólnopolskich w 2019 roku był „Fakt”. Prawie wszystkie dzienniki zanotowały najniższą sprzedaż w historii.