Prokuratura umorzyła śledztwo ws. inwigilacji dziennikarzy

Mariusz Gierszewski

Prokuratura Okręgowa w Szczecinie umorzyła sprawę nielegalnych podsłuchów dziennikarzy, polityków i prawników – poinformował na Twitterze Mariusz Gierszewski, były reporter Radia Zet.

„Okazało się, że byłem centralną osobą. Pretekstem do akcji były moje połączenia z osobą rozpracowywaną. Kolejna ciekawostka, dane później zniszczono, ale nie ma pewności że właśnie te dane” – napisał Gierszewski na Twitterze.

Umorzono sprawę nielegalnych podsłuchów dziennikarzy, polityków, adwokatów i prokuratorów. Okazało się, że byłem centralną osobą. Pretekstem do akcji były moje połączenia z osobą rozpracowywaną. Kolejna ciekawostka, dane później zniszczono ale nie ma pewności że właśnie te dane. pic.twitter.com/AKA9Av1a8e

— Mariusz Gierszewski (@MariuszGierszew) July 8, 2020

Śledztwo dotyczyło przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy Komendy Wojewódzkiej Policji w Gorzowie Wielkopolskim, którzy pobierali billingi w ramach rozpoznania operacyjnego pod kryptonimem „Leszcz” (sprawa dotyczyła afery taśmowej). W ramach śledztwa sprawdzono billingi Gierszewskiego. Wśród poszkodowanych znaleźli się m.in. Roman Giertych, Piotr Witwicki, Tomasz Machała, Dominika Długosz i Jacek Nizinkiewicz. „Celem prób opracowania schematu powiązań głównego figuranta, uzyskano nie tylko wykazy połączeń dotyczących jego osoby bezpośrednio, ale także wykazy połączeń osób, które się z nim kontaktowały” – czytamy w uzasadnieniu postanowienia prokuratury o umorzeniu śledztwa (wydanym 15 czerwca). W toku śledztwa policji uzyskano billingi 37 osób, prawie wszystkie łączyły się z Gierszewskim. „Dane te najprawdopodobniej zniszczono, aczkolwiek lakoniczna treść protokołów zniszczeń, nie zawiera adnotacji, wskazujących wprost na fakt, że zniszczono właśnie te dane” – stwierdziła prokuratura.

– To umorzenie głównej sprawy. Ja nie będę się odwoływał – mówi Gierszewski „Presserwisowi”. – Prokuratura działała tak, żeby jak najmniej zaszkodzić funkcjonariuszom. Stwierdziła, że zniszczono zdobyte informacje, ale protokoły są niedokładne, więc na 100 procent nie można powiedzieć, co zniszczono. To uchybienia lekkiej i średniej wagi, według mnie nie przeszli do clou tego, co się działo i dlatego podjęli takie działania. Według mnie ta sprawa nie jest do końca wyjaśniona – dodaje.

Zdaniem Gierszewskiego przyjęto tezę, że to on kontaktował się z osobą objętą inwigilacją, więc policja chciała stworzyć siatkę połączeń. – Kiedy zaczęły im wychodzić dziwne nazwiska, zapalili się, że może im wyjść wielka afera. Te połączenia wynikały z mojej pracy. W końcu zauważyli, że tak się nie dzieje i zaprzestali dalszych działań – mówi dziennikarz.

„Byłem poszkodowany w tej sprawie, jako inwigilowany dziennikarz. Kilka godzin zeznawałem w tej sprawie na policji. I co? I nic, sprawa umorzona. Można dziennikarzy nielegalnie podsłuchiwać, a winnych brak” – napisał Jacek Nizinkiewicz na Twitterze.

Byłem poszkodowany w tej sprawie, jako inwigilowany dziennikarz. Kilka godzin zeznawałem w tej sprawie na policji. I co? I nic, sprawa umorzona. Można dziennikarzy nielegalnie podsłuchiwać, a winnych brak. https://t.co/gyMmxh4Cqn

— Jacek Nizinkiewicz (@JNizinkiewicz) July 8, 2020

Dominika Bychawska-Siniarska z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka mówi, że jej organizacja nie zajmowała się tą sprawą. – Ale jeśli ktoś wniesie zażalenie na postanowienie, spróbujemy wskazać opinię przyjaciela sądu. Te sprawy są szalenie istotne. Teoretycznie jeśli osoba operacyjna zauważy, że chodzi o dziennikarza, powinna zapomnieć o takim materiale ze względu na tajemnicę dziennikarską. Ale wiadomo, że widziała billingi albo usłyszała rozmowę. Ciężko mówić o tym, by nagle zapomniał o informacjach i uszanował w pełni tę tajemnicę – zaznacza.