Kancelaria Prezydenta Andrzeja Dudy dała dziennikarzom kilka godzin na złożenie wniosków akredytacyjnych na obsługę medialną wizyty w Stanach Zjednoczonych. Dziennikarze m.in. Onetu, „Faktu” i „Dziennika Gazety Prawnej” skarżą się, że termin był za krótki i nie poinformowano ich bezpośrednio o takiej możliwości.
W czwartek na stronie internetowej Kancelarii Prezydenta pojawił się komunikat o możliwości wypełniania formularza akredytacyjnego na obsługę medialną wizyty Andrzeja Dudy w USA do godz. 15.30 tego samego dnia. Komunikat kancelarii w tej sprawie ukazał się w serwisie PAP o godz. 13.32. W piątek na Twitterze krótki termin na składanie wniosków skrytykował Bartosz Węglarczyk. Kierowana przez niego redakcja Onetu nie zdążyła akredytować się w wyznaczonym czasie.
Kancelaria Prezydenta wrzuciła wczoraj na PAP komunikat o tym, że redakcje mogą zgłaszać chęć wyjazdu z PAD do USA. Czas na zgłoszenie: 1 godz. 58 min.
Nie zdążyliśmy. Ale jestem spokojny, że ci co mają pojechać, zdążyli.
Tak wygląda praca biura prasowego prezydenta RP #media
— Bartosz Węglarczyk (@bweglarczyk) June 19, 2020
W rozmowie z „Presserwisem” Węglarczyk podkreśla, że jeżeli kancelaria miała mało czasu na zebranie wniosków od dziennikarzy, to powinna poinformować o tym redakcje telefonicznie. – Pamiętam nadzwyczajne sytuacje, kiedy urzędnicy np. z godziny na godzinę decydowali o jakimś wyjeździe zagranicznym, ale wtedy Kancelaria Premiera czy Prezydenta dzwoniła po redakcjach – mówi Węglarczyk i dodaje: – Onet chciał pojechać z prezydentem Dudą do Waszyngtonu, ale najwyraźniej kancelarii na tym nie zależało. To dla mnie zupełnie nowa sytuacja, nie jestem przyzwyczajony do takiej współpracy z biurami prasowymi instytucji państwowych.
Prezydent osobno, dziennikarze osobno
Marcin Kędryna, szef biura prasowego w Kancelarii Prezydenta, wyjaśnia, że w związku z pandemią koronawirusa w USA obowiązuje proklamacja prezydencka zakazująca swobodnego przyjazdu (m.in. bez wizy) do tego kraju osób, które nie są obywatelami amerykańskimi i przebywały na terenie kilku z wyszczególnionych państw. Polska jest na tej liście. – Departament Stanu musiał przygotować warunkowe odstępstwa od tej dyrektywy. Mieliśmy ograniczony czas, aby załatwić wszelkie procedury w tej wyjątkowej sytuacji. Udało nam się namówić LOT wysyłający samoloty z cargo po obywateli Polski, którzy utknęli w USA. Dziennikarze polecą właśnie takim lotem, który jest biletowany – mówi Kędryna. Jak ustaliliśmy, za bilet w obie strony dla jednej osoby redakcje muszą wyłożyć ok. 7 tys. zł. Prezydent poleci więc jednym samolotem, a dziennikarze drugim. Wylot w środę 24 czerwca.
Kędryna podkreśla, że to redakcje najpierw pytały w kancelarii, czy będzie możliwy przelot do USA. Jak zapewnia, wiadomość z informacją o otwarciu procesu akredytacyjnego znalazła się nie tylko w depeszy PAP, ale też wysłano mailing do wszystkich osób, które są zarejestrowane na liście wysyłkowej Kancelarii Prezydenta. – Link był aktywny dłużej, niż zapowiadaliśmy. Wniosek można było składać przez 3,5 godziny, do godz. 17 – twierdzi Kędryna.
„Organizacyjny żart”
Oprócz Onetu spóźniły też m.in. „Dziennik Gazeta Prawna” i „Fakt”. – Nie złożyliśmy wniosku o akredytację w wymaganym terminie, jeśli w ogóle można to nazwać terminem. To raczej jakiś organizacyjny żart. Mało zabawny – ocenia redaktor naczelny „DGP” Krzysztof Jedlak. Jak dodaje, jego redakcja dostaje wiele zaproszeń do udziału w wydarzeniach, w których uczestniczy prezydent. – W czwartek kancelaria poinformowała nas bezpośrednio, że w piątek media będą mogły wysłuchać pana prezydenta w Pińczowie. Cóż, najwyraźniej wizyta w USA nie ma tej samej rangi – komentuje Jedlak.
Tomasz Kozłowski, szef działu politycznego w „Fakcie”, zgłosił się do kancelarii w czwartek, ale już po terminie. – Otrzymałem odpowiedź, że „lista została już wysłana do Stanów, a Amerykanie nie przyjmują zmian”. Wielka szkoda, bo wizyta jest w bardzo ważnym i gorącym okresie. Dziennik „Fakt”, czyli gazeta, po którą codziennie sięga kilkaset tysięcy Polaków, powinna relacjonować ją z bliska – uważa Kozłowski. Dziennikarz wspomina, że np. przy okazji wylotu prezydenta do jednostki wojskowej na Sycylię, w grudniu ub.r., organizujące wówczas wyjazd Biuro Bezpieczeństwa Narodowego samo zgłosiło się do redakcji z zaproszeniem.
Amerykanie zastrzegli brak zmian na liście
Szef prezydenckiego biura prasowego informuje, że na ostatecznej liście osób, które polecą do USA, znalazło się 19 osób z takich redakcji, jak TVN, Polsat, Radio Zet, TVP, „Sieci”, „Gazeta Polska”, PAP oraz IAR. – Wniosek wypełniło więcej osób, ale na liście nie znaleźli się ci, którzy nie mają ważnej wizy dziennikarskiej lub ich redakcje zrezygnowały z wyjazdu ze względu na koszty – podkreśla Kędryna. Jak dodaje, jednym z warunków postawionych przez stronę amerykańską był brak możliwości wprowadzania zmian na liście. Na spotkanie w Białym Domu będą mogli też wejść korespondenci polskich mediów w USA, którzy zdążyli wypełnić wniosek akredytacyjny. – Nie miałem problemu z akredytacją. Od momentu, kiedy pojawiła się zapowiedź wizyty, śledziłem uważnie, czy pojawia się wniosek akredytacyjny – informuje Paweł Żuchowski, korespondent RMF FM w Waszyngtonie.
O akredytację nie ubiegały się m.in. Wirtualna Polska, „Gazeta Wyborcza” i „Rzeczpospolita”. – Mamy na miejscu korespondentkę Aleksandrę Słabisz, będziemy też w stałym kontakcie z dyplomatami – zapewnia Jerzy Haszczyński, szef działu zagranicznego „Rz”.
Bartosz Wieliński, wicenaczelny i szef działu zagranicznego „GW”, tłumaczy, że od kilku lat redakcja nie jest zapraszana i nie akredytuje się na wyjazdy prezydenta, premiera czy ministra spraw zagranicznych. – Przy okazji wizyty Andrzeja Dudy w Berlinie zostałem skreślony z listy i dopiero po interwencji redakcji zdecydowano się mnie przywrócić. Później nie zostałem też przyjęty na wizytę w Niemczech premier Beaty Szydło i od tamtej pory nie zabiegamy o takie wyjazdy – mówi Wieliński. Podkreśla, że „GW” w USA ma korespondenta Macieja Czarneckiego oraz źródła w polskiej i amerykańskiej dyplomacji. – Relacjonowanie wizyty nie polega tylko na ustawieniu kamery. Będziemy opisywać wszystko to, czego politycy nie upublicznią. Dlatego nie uważam, aby brak naszego dziennikarza na pokładzie samolotu do USA cokolwiek zmieniał – dodaje Wieliński.