Agora nie ujawnia danych osobowych ani ile dokładnie osób jest na kwarantannie, tłumacząc, że dane o stanie zdrowia pracowników to dane wrażliwe. Nie odpowiada też na nasze pytanie, czy to ten zakażony dziennikarz opóźnił start Radia Nowy Świat, którego pracownicy pracują teraz z domów. Wiadomo natomiast, że był na pogrzebie Jerzego Pilcha. Okazało się, że kilka osób tam będących zostało zakażonych. Czy zawiadomił wszystkich, z którymi miał kontakt o potencjalnym zakażeniu i czy Agora wdrożyła jakieś specjalne zasady?
– W ostatnich dniach jeden z pracowników po uzyskaniu informacji, że miał kontakt z chorą osobą, poddał się badaniu. Po otrzymaniu wyników sam niezwłocznie poinformował o nich odpowiednie służby oraz spółkę – odpowiada dyrektor ds. komunikacji korporacyjnej w Agorze Nina Graboś. – Agora zareagowała zgodnie z wdrożonymi procedurami, m.in. organizując dezynfekcję budynku, informując o tym zdarzeniu zespół oraz identyfikując osoby mające kontakt z chorym – zapewniła.
„Koledzy po piórze” w szpitalu
O sprawie zrobiło się głośno, kiedy po pogrzebie Pilcha 4 czerwca w Kielcach pisarz Zygmunt Miłoszewski poinformował na Facebooku, że zetknął się z osobą zakażoną i w czwartek trafił na kwarantannę. Jak podkreślił, wie o dwóch „kolegach po piórze”, którzy znaleźli się w szpitalu.
Według Wirtualnej Polski zarażonych jest co najmniej pięć osób. Jedna z zakażonych dowiedziała się o wyniku testu 17 czerwca. Jak w czwartek rano podał „Onet” wśród obecnych na pogrzebie Pilcha byli m.in. redaktor naczelny „Polityki” Jerzy Baczyński, naczelny Znaku Jerzy Illg i dziennikarz sportowy Stefan Szczepłek. „Polityka” w czwartek poinformowała „Presserwis”, że „jeden z członków kolegium redakcyjnego” przeszedł test i czeka na jego wynik.
Wirtualna Polska podała także, że w czasie pogrzebu Pilcha w kościele w Kielcach krzesła ustawione były blisko siebie. Jego uczestnicy mieli na twarzach maseczki ochronne, ale nie zachowywali bezpiecznej odległości, na cmentarzu maseczki zdjęto.
Jak nieoficjalnie ustalił „Presserwis”, na domową kwarantannę trafiła także osoba z kierownictwa „Gazety Wyborczej”. Była ona jedną z dziesięciu osób obecnych na gali Supermiasta organizowanej przez „GW”. Z powodu pandemii wydarzenie 16 czerwca zostało zorganizowane w wynajętym studiu w Warszawie. Prowadzącymi byli aktor Maciej Stuhr i szefowa poznańskiego oddziału „Wyborczej” Paula Skalnicka-Kirpsza. Jan Malawski, agent Macieja Stuhra, powiedział „Presserwisowi”, że nie ma informacji od swojego klienta, aby ten przebywał na kwarantannie. Skalnicka-Kirpsza odesłała nas z pytaniami do biura prasowego Agory.
Digital Knowledge Village, w którego studio zorganizowano galę, przysłało nam oświadczenie: „Zarówno ekipa realizatorów eventu cyfrowego, jak i przedstawiciele naszego Klienta – »Gazety Wyborczej« przestrzegali reżimu sanitarnego” – napisała dyrektor zarządzająca studia Monika Nowacka-Sahin. Podkreśliła, że gala odbywała się w studiu o powierzchni 330 mkw., dzięki czemu w tak dużej przestrzeni zachowany został dystans pomiędzy osobami.
Niewiele osób przychodzi do redakcji „GW”
17 czerwca Digital Knowledge Village otrzymało informację z Agory, że jedna z osób obecnych podczas gali może być potencjalnie zarażona. Studio zostało odkażone, a realizatorzy transmisji przebywają obecnie w domach. Redakcja „GW” twierdzi, że na razie nikt inny z szefostwa nie trafił na kwarantannę. – Od dłuższego czasu staramy się pracować zdalnie. Do redakcji przychodzi niewiele osób. Każdy nosi maseczkę, obowiązuje dezynfekcja rąk, przy wejściach jest mierzona temperatura – zaznacza wicenaczelny „Gazety Wyborczej” Roman Imielski. – Nasza firma jest bardzo ostrożna, jeśli chodzi o bezpieczeństwo związane z koronawirusem. Wszyscy mamy wyraźnie przekazane przez pracodawcę, żeby nie przychodzić do redakcji, jeżeli ktoś nie ma jakiejś naprawdę ważnej sprawy – mówi Wojciech Orliński, przewodniczący NSZZ „Solidarność” w Agorze.
Czy w sytuacji, kiedy zakażenie COVID-19 dotyczy dziennikarza, wydawca nie powinien ujawnić jego danych osobowych w trosce o bezpieczeństwo wszystkich, z którymi mógł mieć kontakt? – Istotną kwestią jest, czy dziennikarz lub dziennikarze zarazili się koronawirusem w trakcie pełnienia obowiązków służbowych. Ważne też, od kogo się zarazili i kogo mogli zarazić. Dlatego dobrze by było, aby ich nazwiska były podane, bo przecież mogli nieświadomie spotykać się z innymi dziennikarzami czy rozmówcami – uważa medioznawca Maciej Myśliwiec. Ale zaznacza: – Czy inne redakcje nie informują o konkretnych nazwiskach, bo nie widzą w tym newsa, czy jest to raczej kwestia dbania o bezpieczeństwo zakażonych w aspekcie zawodowym? Bo może gdy ci dziennikarze przejdą kwarantannę i wyzdrowieją, to inni mogą się bać z nimi pracować lub spotykać się.