Jarosław Juszkiewicz, głos nawigacji Google’a

Głos jego żony, Kasi, też znacie

Jarosław Juszkiewicz

– Kiedyś w supermarkecie postanowiłem zrobić test rozpoznawalności i powiedziałem: „Kieruj się na południe”. I pół kolejki się obejrzało! – mówi lektor.

Rozmowę opublikowaliśmy w piątek rano, a już po południu okazało się, że głos Jarosława Juszkiewicza wraca do Google Maps – przynajmniej do czasu, aż głos automatu nie zostanie ulepszony. – Biorąc pod uwagę opinie użytkowników, postanowiliśmy na razie przywrócić poprzedni, znany wszystkim głos – powiedziała nam Ela Różalska z biura prasowego Google’a.

Czy przypadkiem nie złapałam cię w samochodzie?

Tak, właśnie wracam od fryzjera. Marzyłem o tej wizycie od wielu tygodni.

Pani fryzjerka przywitała cię słowami: „Jechałam z panem na urlop w zeszłym roku”?

Nie, powiedziała: „Panie Jarku, zapuścił pan wąsy! Ostrzygę pana tak, żeby pasowało”. Ale oczywiście miałem wiele takich sytuacji, w których byłem rozpoznawany.

Ale bardziej ze względu na radio czy dlatego, że przez wiele lat byłeś głosem Google Maps?

Jedno i drugie. W radiu pracuję od 1991 roku i często zdarzały mi się takie sytuacje, bo prowadziłem bardzo popularny program, który nazywał się Lista Przebojów Radia Katowice. Na przykład gdy załatwiałem coś w banku, słyszałem na koniec: „Ja pana znam, pan jest Jarkiem z Listy”. Potem zająłem się programami misyjnymi, i one, powiedzmy sobie szczerze, nie mają tak dużej słuchalności.

Sporo ludzi kojarzy mnie jednak z Planetarium Śląskim, w którym jestem współautorem 13 seansów.

Ale rzeczywiście, jakoś od 2014 czy 2015 roku przypadkowe osoby zaczęły mnie pytać: „Czy pan przypadkiem nie jest głosem nawigacji?”.

I co?

Potwierdzałem. Dopiero wtedy się zorientowałem, że to duża sprawa. Pamiętam, jak do mojego programu komputerowego w Radiu Katowice przychodzili goście. Jak zwykle przed wejściem do studia trochę rozmawialiśmy i czasem mój kolega rzucał: „Nie wiem, czy państwo wiecie, ale Jarek jest głosem nawigacji Google’a”. W tym momencie goście zawsze się ożywiali i robili sobie ze mną zdjęcia.

No bo co innego mieć w telefonie tylko głos, a co innego zdobyć do niego zdjęcie.

Jak zobaczyłem, że 99,7 procent komentarzy pod moim pożegnalnym filmikiem na YouTube jest pozytywnych, nasunęła mi się refleksja, że chyba byłem dla niektórych czymś więcej niż tylko głosem w smartfonie. Uświadomiłem sobie, że byłem towarzyszem podróży, gdy jechali sami. Kimś, z kim mogli w dziwny sposób, ale jednak porozmawiać. I być może dlatego tak emocjonalnie zareagowali na wiadomość, że już głosem nawigacji Google’a nie będę. Bo się do mnie przyzwyczaili. Byłem osobą, która zawsze na nich w samochodzie czeka.

Tobie też się włączyły emocje?

Wiedziałem, że dzień, w którym zniknę z Google’a, nadejdzie. Niedawno nawet kolega napisał do mnie: „Chyba zostaniesz zastąpiony” i wysłał mi twitta, który był fejkiem: „Tomasz Hajto nowym głosem Google’a”. Zabolało mnie to. „Piłkarz ma mnie zastąpić? No do diabła”.

Byłem pewien, że coś się wydarzy już od momentu, gdy pojawił się polski asystent Google’a. Zapowiadano wtedy, że w mapach Google’a będą nowe punkty nawigacyjne, np. „za kościołem skręć w lewo”. Pomyślałem, że pewnie niedługo mnie wymienią na automat. No i wymienili.

Smutno ci?

Napisałem nawet na Facebooku żartem, że czuję się jak robotnik w XIX wieku zastąpiony przez maszynę. Ale tak na poważnie, to jestem entuzjastą nowych technologii, wiem, że to naturalny bieg rzeczy. Przez chwilę zrobiło mi się smutno, a potem pomyślałem: „Nie będę już mówił w samochodach: „kieruj się na południe”, i ludzi nie będzie to zaskakiwać”.

Dlaczego przywołałeś akurat zdanie „kieruj się na południe”?

Bo do niego najczęściej odwoływali się znajomi, którzy do mnie dzwonili. „A skąd ja mam wiedzieć, gdzie jest południe?” – pytali. Dlatego wymyśliłem, że zanim zostanę zapomniany, co się przecież pewnie wydarzy, jestem wam winien wytłumaczenie, jak rozpoznawać kierunki świata – zawarłem je w moim pożegnalnym filmiku. Jest ono najprostsze, jakie znam. Choć zarazem najmniej dokładne – słońce wschodzi i zachodzi o różnych porach roku w różnych miejscach horyzontu. Jednak znalezienie Gwiazdy Polarnej jest w tym filmie określone bardzo dokładnie.

Bardzo mi się ten twój pożegnalny film podoba!

Poszedłem do mojej córki, która jako jedyna w domu ma zdolności plastyczne, i mówię: „Ala, poproszę cię o parę rysunków”. Zgodziła się, ale mówi: „Błagam cię, tylko nie zdradzaj, że to ja jestem autorką”. A dzisiaj rano, gdy zobaczyła, że film ma na YouTube ponad 800 tysięcy wyświetleń, zaczęła coś przebąkiwać o prawach autorskich.

Wiesz, że ten wynik jest dla mnie szokujący? Możesz być dziennikarzem przez wiele lat i cieszyć się umiarkowaną popularnością, aż tu nagle przestajesz być głosem nawigacji Google’a i znajdujesz się w świetle reflektorów.

Taki przykład: poświęciłem trochę czasu na zrozumienie tego, jak działa fizyka kwantowa, przynajmniej częściowo, i zrobiłem o niej 10 audycji. Powstały z nich podcasty, które mają po 160, 200 wyświetleń. I nagle nagrywam filmik, przyznam, że prosto od serca, i ma on prawie milion.

Może ludzie chcieli cię wreszcie zobaczyć? Ja chciałam.

Może.

Powiedziałeś, że nagrałeś pożegnalny filmik prosto od serca.

Praca jest ważną częścią mojego życia. Z żoną pracujemy wspólnie i w radiu, i w naszym studiu nagrań. Kaśka jest głosem programu antywirusowego. Musiałaś słyszeć, jak mówi: „Baza wirusów programu Avast została zaktualizowana”.

Jednak jej popisowy numer to Roomba – jest głosem odkurzacza o tej nazwie. Po latach o tym zapomnieliśmy i kupiliśmy sobie ten odkurzacz. Wracam do domu, żony nie ma, a Roomba stoi na środku mieszkania i miga czerwonym światełkiem. Po chwili słyszę komunikat: „Opróżnij pojemnik na śmieci”. Poczułem się nieswojo, bo Kaśki przecież w domu nie było.

Często ludzie ci mówią: „Całkiem inaczej sobie pana wyobrażałem”?

Nigdy mi się to nie przytrafiło. Ale przyznam ci się, że kiedyś w kolejce w supermarkecie postanowiłem zrobić test rozpoznawalności i nagle powiedziałem: „Kieruj się na południe”. I pół kolejki się obejrzało! Pomyślałem wtedy, że coś jest na rzeczy.

Nie posypały się pretensje? Ja używałam kiedyś nawigacji z głosem Krzysztofa Hołowczyca. Gdy z nim rozmawiałam, powiedziałam, że parę razy wyprowadził mnie w pole. Przyznał wtedy, że dostawał takie sygnały.

Wiesz, że ja też z nim jeździłem przez wiele lat i też parę razy byłem na niego wściekły? Rozumiałem więc tych, którzy dzwonili do mnie z pretensjami, że ich wyprowadziłem w pole. Kiedyś kolega, który nawigowany moim głosem dotarł na jakieś totalne zad*pie, wysłał mi SMS-a: „Kieruj się do du*y. Dziękuję ci Juszkiewicz”.

Inny znajomy zadzwonił do mnie i mówi: „Słuchaj, jestem w Kielcach, nie wiesz, gdzie tu jest urząd miejski?”. Człowieku, a skąd ja mam to wiedzieć?

Zdarzało się, że prowadziłeś sam siebie?

Na przykład na Rodos. Dziwnie się z tym czułem. W końcu zacząłem jeździć z nawigacją Google’a z wyłączonym głosem, bo zdarzały mi się sprzeczki z żoną. Mój głos w nawigacji mówił: „Skręć w lewo”, a ja skręcałem w prawo. I Kaśka się wściekała, że się nie mogę zdecydować.

Podobnie było, jak wracaliśmy od znajomych z grilla. Prowadziła żona. Ja znałem skrót, więc mówię do Kaśki: „Skręć w lewo”. A w nawigacji mój trzeźwy głos mówi: „Skręć w prawo”.

Przez pewien czas uwielbiałem robić sobie jaja z kierowców Ubera. Przyjeżdżamy pod dom, a ja mówię: „Miejsce docelowe jest po lewej stronie”. Kierowca zwykle wtedy patrzył a to na telefon, a to na mnie, i nie wiedział, co się dzieje. Innym razem mój głos w nawigacji mówi: „Skręć w lewo”. „Niech pan nie skręca, to jest idiota, on nie wie, dokąd jechać” – rzuciłem do kierowcy. A ten, nawet nie patrząc na mnie, odparł: „Ja wiem, kogo wiozę”.

Widzę, że masz do tego dystans.

Gdybym przywiązywał się do każdej roboty lektorskiej, tobym zwariował. Czasami zlecenia są zabawne, np. „Dzień dobry, jestem świnką, w tym chlewiku jest mi dobrze, ponieważ mam paszę firmy takiej a takiej”. Po jakimś czasie opanowujesz głupawkę i nagrywasz. Ale Kaśka dostała kiedyś takie zlecenie: „Właśnie dowiedziałeś się, że masz raka jelita grubego. W tym wideo powiemy, jakie są działania terapeutyczne”. Masz świadomość, kto to będzie oglądał. Trudno jest opanować emocje.

Są w Polsce cztery duże firmy sprzedające defibrylatory. Kaśka czytała reklamę jednej z nich, ja innej. Mamy świadomość, że jeśli ja czy Kasia dostaniemy ataku serca na przykład w supermarkecie, i zacznie się akcja ratunkowa, to z 50-procentowym prawdopodobieństwem z defibrylatora rozlegnie się głos któregoś z nas. Dlatego nagranie dla map Google’a było dla mnie promyczkiem szczęścia. Chociaż teraz się zastanawiam, że pewnie zdarzały się sytuacje, że jakieś auto wbiło się w drzewo, pasażerowie nie żyli, a w tle słychać było mój głos.

Martwi cię to?

Staram się nie przejmować rzeczami, na które nie mam wpływu. Tak samo jak nie mam wpływu, że mapy Google’a wymieniły mnie na bezduszną maszynę.

Nie lubisz jej?

Ale nie dlatego, że zostałem na nią wymieniony. Gdy słyszysz syntezator mowy, czujesz sztuczność. Te systemy, choć są coraz doskonalsze, nigdy nie będą w stu procentach jak mowa człowieka. Zawsze będziesz słyszeć różnicę.

Zdarzało ci się podrywać kobiety „na głos”?

Powiem tak: bycie lektorem w wielu sytuacjach pomaga. Gdy załatwiam jakąś sprawę przez telefon, mogę poczarować.

Lubię swój głos. Choć bawi mnie, jak bardzo się zmieniał. Moich nagrań sprzed 15-20 lat nie da się słuchać. Miałem głos o wiele wyższy, chwilami denerwujący.

A wiesz, że na YouTube pojawił się już zestaw moich komunikatów z nawigacji? Można je sobie wgrać na telefon.

Konkurencja Google’a się do ciebie jeszcze nie odezwała?

Otrzymałem kilka propozycji, ale za wcześnie, by mówić o konkretach. Przede wszystkim można mnie słuchać w Radiu Katowice, gdzie z przyjemnością prowadzę audycje naukowe i historyczne. Nadal jestem związany z Planetarium Śląskim – mam wytatuowanego na ramieniu Małego Księcia.

Czy bycie głosem nawigacji uratowało cię kiedyś od mandatu?

Kiedyś w Katowicach zatrzymano mnie za przekroczenie prędkości. Rzuciłem do policjanta, że jestem głosem map Google’a, ale udał, że nie słyszy. Chyba mi po prostu nie uwierzył. Innym razem na zakopiance otarłem się o odebranie prawa jazdy. „Tak mi głupio, zwłaszcza że jestem głosem map Google’a” – zagadnąłem do policjanta. Nic nie odpowiedział, ale w radiowozie pokazał mnie palcem koleżance i zaczęli się śmiać. Ale mandat dostałem niski. „Niech się pan kieruje na południe” – poradził mi policjant na pożegnanie.

Jakim jesteś kierowcą? Masz dobrą orientację w terenie?

Prawo jazdy zrobiłem w wieku 32 lat, ale uważam się za dobrego kierowcę. Nie miałem żadnego wypadku. Zresztą zaufała mi marszałek Krystyna Bochenek – przez rok woziłem ją, gdy pracowała w Senacie. Była to epoka przednawigacyjna, więc musiałem uczyć się tras na pamięć. Trzeba ci wiedzieć, że marszałek Bochenek była osobą impulsywną i nie znosiła sytuacji, gdy kierowca nie wiedział, gdzie ma jechać. Ja orientację mam niezłą. Nawet na jednym z rajdów dla dziennikarzy pilotowałem kierowcę tak, że zdobyliśmy drugie miejsce. A nie miałem jeszcze wtedy prawa jazdy.

Jak w ogóle zostałeś głosem map Google’a

Próbki głosu rozesłałem do wielu studiów na świecie. To było w 2007 roku. Długo nie działo się nic, aż nieoczekiwanie dostałem zaproszenie do castingu na głos nawigacji Google’a. Nie do końca wiedziałem, o co chodzi, ale wysłałem próbkę, której sobie zażyczyli. Po jakimś czasie dostałem listy komend od firmy robiącej dla nich nagrania lokalizacji. Nagrałem je. Pamiętam, że miałem wtedy straszny katar i brzmiałem nosowo, ale wysłałem. Przyszedł przelew. Kupiłem nowego smartfona, włączyłem aplikację Google Maps i usłyszałem swój głos. To był 2011 rok.

A resztę już znasz.

Jarosław Juszkiewicz. Dziennikarz Polskiego Radia Katowice i właściciel studia nagrań Polish Voices.

Angelika Swoboda. Dziennikarka Weekend.Gazeta.pl. Zaczynała jako reporterka kryminalna w „Gazecie Wyborczej”, pracowała też w „Super Expressie” i „Fakcie”. Pasjonatka słoni, mądrych ludzi, z którymi rozmawia też w podcaście „Miłość i Swoboda”, kawy i klasycznych samochodów.