Dyrektor TVP Sport Marek Szkolnikowski rozmawiał z ponad 100 pracownikami stacji o obniżce ich wynagrodzeń o 30-50 proc. TVP chce też renegocjować umowy dotyczące transmisji sportowych. – Negocjujemy przesunięcie opłat w przypadku przełożenia rozgrywek i niepłacenie, jeśli zawody się nie odbędą – opisuje.
– Odbyłem ponad sto rozmów indywidualnych z pracownikami na temat obniżki wynagrodzeń na poziomie między 30 a 50 procent – poinformował Marek Szkolnikowski, dyrektor TVP Sport. Zaznaczył natomiast, że nie nastąpiły żadne zwolnienia.
Spytany przez Wirtualnemedia.pl Szkolnikowski nie chciał powiedzieć, jakie efekty przyniosły te rozmowy i czy dotyczyły wszystkich pracowników stacji. – Wszystko, co miałem przekazania, jest w wywiadzie – stwierdził.
W TVP Sport, tak samo jak w pozostałych stacjach sportowych, w związku z zawieszeniem rozgrywek w połowie marca w związku z koronawirusem, nie ma żadnych bieżących transmisji. Stacja wprowadziła do ramówki wiele powtórek, pokazuje też kultowy serial animowany o piłce nożnej „Kapitan Tsubasa”. Natomiast od prawie dwóch tygodni od rana do popołudnia w TVP Sport emitowane są lekcje w ramach projektu „Szkoła z TVP”. Ponadto dziennikarze stacji zaczęli przygotowywać wieczorny cykl „#gramydalej”.
– Od 14 kwietnia rozpoczniemy także „Mundial na bis”, w którym od poniedziałku do piątku pokażemy dwa mecze mistrzostw, a w weekendy trzy. Wiemy, że ludzie tego oczekują, ponieważ sami nas o to prosili – zapowiedział Marek Szkolnikowski.
W połowie marca, tuż po zawieszeniu rozgrywek, Szkolnikowski zdecydował, że wszyscy współpracownicy stacji niemający stałych umów dostaną specjalne kontrakty. – Jesteśmy jedną wielką rodziną, nikt nie zostanie bez środków do życia – zapewnił.
TVP nie chce płacić za odwołane transmisje
TVP Sport szuka oszczędności nie tylko we własnym zespole. – Poza tym kontaktujemy się ze wszystkimi kontrahentami, federacjami i ligami, z którymi mamy podpisane umowy. Negocjujemy przesunięcie opłat w przypadku przełożenia rozgrywek i niepłacenie, jeśli zawody się nie odbędą – opisał Szkolnikowski.
Dodał, że udało odwołać się rezerwacje lotów i hoteli związane z obsługą piłkarskiego Euro 2020, które tak samo jak igrzyska olimpijskie w Tokio, zostało przełożone o rok. – Moim zadaniem jest dbanie o budżet TVP Sport. Są to pieniądze publiczne, więc robimy wszystko, by zminimalizować straty. W najlepszym przypadku sprawimy, że ich nie będzie – stwierdził.
Stacja nie zamierza pokazywać mało atrakcyjnych rozgrywek, których nie zawieszono wskutek epidemii, np. białoruskiej ligi piłkarskiej. – Jaki mamy interes w transmitowaniu ligi białoruskiej czy innych wydarzeń o niskiej randze, które jeszcze się odbywają? Jesteśmy kanałem premium, pokazujemy to, co najistotniejsze w świecie sportu – podkreślił szef TVP Sport.
Zaznaczył, że w obecnej sytuacji kanał nie zamierza też przygotowywać porannego programu informacyjno-publicystycznego. Zwrócił uwagę, że emitowany od 19 marca „Poranek z Polsatem Sport” notuje bardzo niską oglądalność. – Program poranny o tematyce sportowej w tej chwili nie ma sensu. Człowiek budzi się rano i pierwszą rzeczą, którą robi, to szuka informacji o stanie pandemii. Ludzie chcą dowiedzieć się, ile jest ofiar śmiertelnych, ile zakażeń oraz co się dzieje na świecie. Wyniki telewizji informacyjnych poszybowały w górę – zauważył.
Według niego, patrząc na doniesienia z zagranicy, niektóre rozgrywki sportowe (np. piłkarska liga niemiecka i hiszpańska) mogą zostać wznowione w maju bez publiczności na stadionach, natomiast mecze z publicznością są raczej wykluczone do lipca.
– Na chwilę schodzimy na dalszy plan, ale jak świat wróci do normalnego funkcjonowania, znowu staniemy na pierwszym froncie i będziemy pokazywać wszystko to, co najważniejsze dla Polaków. Po pandemii głód sportu będzie ogromny i wiem, że nasze transmisje będą oglądane z wypiekami na twarzy – prognozuje Marek Szkolnikowski.
Co u innych nadawców sportowych?
Telewizja Polsat i Eleven Sports na razie nie odpowiedziały na nasze pytanie, czy w ich zespołach sportowych wprowadzono obniżki wynagrodzeń lub redukcje zatrudnienia w związku z zawieszeniem rozgrywek.
Natomiast Piotr Kaniowski, rzecznik prasowy Platformy Canal+, przekazał nam, że firma nie komentuje publiczne swoich kwestii pracowniczych.
W 2018 r. Telewizja Polska osiągnęła wzrost przychodów o 24 proc. do 2,2 mld zł, głównie dzięki 359 mln zł więcej z abonamentu rtv. Wzrosły też wpływy nadawcy z reklam, sponsoringu, sprzedaży programów i licencji. Zatrudnienie w firmie wynosiło prawie 2,7 tys. etatów.
Dyrektorzy i ich zastępcy w Telewizji Polskiej zarabiali średnio 21,8 tys. zł miesięcznie brutto, doradcy zarządu – 20,8 tys. zł, dziennikarze motywacyjni – 7,5 tys. zł, a ci honoraryjni – 12,2 tys. zł. Członkowie zarządu Jacek Kurski i Maciej Stanecki zainkasowali łącznie 811,8 tys. zł.
TVP i Polskie Radio z pomocą rządową
W 2017 roku Telewizja Polska i Polskie Radio otrzymały 1,677 mld zł środków publicznych, a w 2018 roku – 741,5 mln zł. Za podzielenie tych środków odpowiadała Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, większość przyznała Telewizji Polskiej. I tak w 2018 roku TVP dostała 385,5 mln zł, Polskie Radio – 186,3 mln zł, a 17 rozgłośni regionalnych Polskiego Radia – 169,7 mln zł.
Według danych UOKiK-u w 2017 roku środki przyznane mediom publicznym stanowiły 5,5 proc. łącznej kwoty 30,57 mld zł pomocy publicznej, a w 2018 roku – 3,4 proc. z 21,75 mld zł. Środki publiczne uzyskane przez TVP i Polskie Radio to przede wszystkim wpływy z abonamentu radiowo-telewizyjnego, które są klasyfikowane jako środki publiczne.
W 2018 roku wyniosły 741,5 mln zł, a abonament opłacało jedynie 994,6 tys. osób i firm. Do tego doszła pierwsza rekompensata z tytułu wpływów nieuzyskanych z abonamentu radiowo-telewizyjnego. Przyznano ją, w wysokości 960 mln zł, na przełomie 2017 i 2018 roku w ramach nowelizacji ustawy budżetowej, z tej kwoty TVP przydzielono 860 mln zł, Polskiemu Radiu – 62,2 mln zł, a działającym jako osobne spółki 17 rozgłośniom regionalnym Polskiego Radia – 57,8 mln zł.
W tym roku media publiczne dostaną od rządu prawie 2 mld zł.