Nauczycielom krytykowanym za lekcje prowadzone w paśmie „Szkoła z TVP” powinno być zapewnione większe wsparcie przed występami na wizji. To nie jest profesjonalnie zorganizowana kampania tylko pospolite ruszenie – komentują dla Wirtualnemedoa.pl eksperci z branży edukacji i nauki. – Poniżanie i dyskredytowanie nauczycieli, którzy realizując swoją misję zdecydowali się zaangażować w projekt edukacyjny, którego celem jest zapewnienie ciągłości nauczania świadczy o niedostrzeganiu powagi sytuacji i wyzwań, które stoją przed naszym społeczeństwem w tej trudnej chwili – odpowiada na krytykę Telewizja Polska.
Projekt „Szkoła z TVP” rozpoczął się w poniedziałek, 29 marca. To wspólna inicjatywa Telewizji Polskiej i Ministerstwa Edukacji Narodowej, skierowana do uczniów szkół podstawowych. Sponsorem projektu jest Fundacja PGNiG.
„Szkoła z TVP” nadawana jest w czterech kanałach: TVP Sport, TVP Rozrywka, TVP Historia, TVP3. Pasmo skierowane jest do uczniów klas 1-8 szkół podstawowych, a lekcje realizowane są zgodnie z obowiązującą podstawą programową i wytycznymi ministerstwa. Lekcje zbierają bardzo niepochlebne recenzje, w ostatnich dniach wielu internautów żartowało z pomyłek niektórych nauczycieli.
Sadura: „Nieznośna lekkość hejtu”
Dr Przemysław Sadura jest socjologiem i publicystą, wykładowcą w Instytucie Socjologii i na Wydziale Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego. Po burzy, jaka przetoczyła się przez media społecznościowe po lekcjach w TVP, napisał: „Wstrząsnęły mną programy edukacyjne TVP, ale jeszcze bardziej fala hejtu, która się rozlała po necie. Mało tam było komentarzy w stylu „tak się kończy oszczędzanie na działaniach edukacyjnych”. Potępianie poszczególnych osób jest łatwiejsze niż zajmowanie się strukturami bezosobowymi”.
Portalowi Wirtualnemedia.pl Sadura mówi, że lekcje edukacyjne TVP są po prostu źle przygotowane na każdym etapie produkcji. – To nie jest profesjonalnie zorganizowana kampania tylko pospolite ruszenie. Nie można odmówić dobrej woli poszczególnym występującym, ale dobrymi intencjami piekło jest wybrukowane. MEN w epoce PiS uważa, że można w kilka miesięcy skutecznie (i bezkosztowo) zreformować cały system edukacyjny, a TVP – że w kilkanaście dni da się przygotować system zdalnego nauczania. Wypuszczenie takich nieprzygotowanych propozycji to przejaw arogancja władzy i braku szacunku do pracy nauczycieli, nadzoru pedagogicznego, warsztatu pracy w mediach, ale też brak odpowiedzialności (choćby za wiedzę uczniów i uczennic). Takie programy powinny opierać się na dobrym castingu, profesjonalnie przygotowanych scenariuszach, consultingu merytorycznym, dobrej scenografii itd. – stwierdza.
Podkreśla przy tym, że krytykę programu zdalnej edukacji i odpowiedzialnych za nie instytucji (TVP, MEN) należy odróżnić od krytyki osób, które wystąpiły w tych programach. – Wstrząsnęła mną „nieznośna lekkość”, z jaką hejtowano nauczycieli, którzy wzięli udział w programach. W mediach społecznościowych brakowało mi komentarzy w stylu „tak się kończy oszczędzanie na działaniach edukacyjnych”. Więcej było ataków na poszczególne osoby, które wzięły udział w tym eksperymencie. To jest łatwiejsze niż zajmowanie się strukturami bezosobowymi. Tymi ostatnimi nie są też uogólnienia w rodzaju „taka jest polska szkoła” – drugi popularny w sieci rodzaj reakcji – które bardziej podtrzymują stereotyp niż wnoszą coś do dyskusji – ocenia Sadura.
Nasz rozmówca zaznacza, że jego zdaniem indywidualizowanie krytyki niczemu nie służy. – Każdemu może zdarzyć się lapsus językowy, merytoryczna wpadka lub przecenienie własnej wiedzy. W MEN i TVP nawet nie zauważą, że taka krytyka dotyczy ich odpowiedzialności za sytuację. Za to każdy niezbyt pewny siebie lub niedoświadczony w pracy zdalnej nauczyciel (tych jest większość) zastanowi się dwa razy zanim nagra dla swoich uczniów mini-wykład lub zrobi lekcje on-line. A nuż ktoś nagra, puści w obieg… Jeśli po obejrzeniu materiału edukacyjnego żądamy głów, to niech to będą głowy szefów MEN i TVP, a nie szeregowych nauczycieli – mówi nam.
Staroń: „Za dwa miliardy złotych powinna być tam J.K. Rowling”
Z kolei Przemysław Staroń – Nauczyciel Roku 2018, wykładowca, psycholog, kulturoznawca, religioznawca i filozof – podkreśla, że jest zwolennikiem dwóch zasad. – Zasada pierwsza: pozwól sobie na wielorakie czytanie rzeczywistości tak bardzo, jak się da – interesuj się naprawdę różnymi sprawami i przyglądaj się odmiennym punktom widzenia. I zasada druga: masz w życiu ograniczony czas, jeżeli będziesz go przeznaczał na sprawy, które na to nie zasługują – to tracisz ten czas bezpowrotnie. W kontekście lekcji emitowanych przez TVP powiem krótko: niech każdy trzyma się tych dwóch zasad. Jeżeli ktoś chciałby zapoznać się z różnymi kanałami przekazywania wiedzy – bardzo proszę, można oglądać. Zawsze to lepsze – w pewnych sytuacjach – niż nic. Co to znaczy w pewnych sytuacjach? Jeśli dziecko nie ma możliwości uczestniczenia w innych kanałach przekazu wiedzy, podawanej w sposób nowoczesny i rzetelny, bo nie ma książek, ma problemy z netem, pewnie, niech korzysta z TVP. Natomiast naprawdę: proszę pamiętać, są miliard razy fajniejsze źródła wiedzy i czasami wcale nie są niedostępne, jakby się na pierwszy rzut oka zdawało. Pomijam już fakt, że w obecnej sytuacji powinno się w ogóle porzucić wszystkie anachronizmy systemowe, ale to jest temat na inną rozmowę – analizuje.
Staroń podkreśla, że do rzeczywistości „stara się podchodzić fenomenologicznie”, czyli stara się opisywać to, co dostrzega. – No więc widzę studio i widzę nauczycieli, którzy w nim prowadzą zajęcia. Niestety szybko pojawiają się emocje, bo jeżeli chodzi o sposób przekazu i meritum przekazywanej tam wiedzy – boli mnie to bardzo. Żeby wszystko było jasne: nauczyciele prowadzący te lekcje mają cechy, które niektórym mogą się naprawdę podobać. Ton głosu. Mimika. Gestykulacja. Innych mogą jednak razić. Zbyt dużą zmienną jest tutaj mimo wszystko gust, więc to zostawiam. Ale popatrzmy na coś bardzo obiektywnego. Metodyka. Na pewno na plus trzeba zapisać, że nauczyciele na ekranie nie prowadzą lekcji za pomocą suchego wykładu, lecz używają jakichkolwiek pomocy. Tylko że to są pomoce, które atrakcyjne były dwie dekady temu. Myślę, że za dwa miliardy złotych przeznaczone na TVP (rocznie) powinna być tam J.K. Rowling czytająca na żywo rękopis pierwszej części „Harry’ego Pottera”. A tak serio: milion by wystarczył na zrobienie tam laboratorium multimedialnego z hologramami przedstawiającymi bryły geometryczne czy dzieła sztuki – stwierdza.
Nasz rozmówca podkreśla, że nie ocenia nauczycieli prowadzących lekcje w TVP jako osób. – Natomiast trzeba zauważyć, że oglądając te programy, mam głęboką świadomość, jak bardzo rozwarstwiona jest Polska – nie tylko w sferze edukacji, lecz chyba w każdej. Jeśli ludzie korzystający z mediów publicznych myślą, że tak wygląda świat, to ja tylko mogę załamać ręce. Myślę, że to powinno mocno dawać nam do myślenia, jak wielkie pranie mózgu serwują obecnie media publiczne. No i w końcu pojawia się kwestia błędów popełnianych przez prowadzących Szkoły z TVP. Błądzić można, to jest część życia, ale trwać w tych błędach i powtarzać je „x razy”, a potem emitować to na wizji, bez żadnej kontroli – to jest dramat. I do nie dotyczy jednej lekcji. Gdybym miał ocenić te lekcje, postawiłbym jedynkę, ale nie nauczycielom, tylko MEN-owi i TVP razem wziętym.
Rożek: „Nie hejtujmy, tych nauczycieli tam nie powinno być”
– Krytykując osoby, prowadzące te lekcje, trzeba pamiętać, że one nie miały żadnych prób kamerowych, zostały „wrzucone” w środek telewizyjnego studia, pełnego świateł kamer – i ktoś kazał im czuć się naturalnie, jak na lekcji. Tymczasem to jest niemożliwe, choćby dlatego, że nie każdy czuje się naturalnie przed kamerą – komentuje w rozmowie z portalem Wirtualnemedia.pl dr Tomasz Rożek, dziennikarz naukowy, fizyk, popularyzator nauki. Rożek był gospodarzem „Sondy 2”, w radiowej Trójce jest współgospodarzem audycji „Pytania z Kosmosu”. Prowadzi także na YouTube własny kanał, o nazwie „Nauka. To lubię”.
– Nauczycielom w studio brak interakcji z dziećmi z klasy, a to naprawdę bardzo ważny czynnik przy prowadzeniu lekcji. Hejterskie naśmiewanie się z osób, które bez przygotowania musiały stanąć przed kamerą, jest po prostu słabe. Łatwo jest siedząc sobie w domu, przed ekranem, komentować i wymądrzać się. Ja od lat prowadzę programy, pracuje z kamerą, i wiem, jak to jest trudne, szczególnie kiedy nie ma się odpowiedniego przygotowania.
Rożek zastanawia się, dlaczego nikt nauczycielom na wizji nie pomaga podczas pracy na planie. – Dlaczego nie ma kierownika planu, kogoś, kto to ustawi, kto będzie nad tym wszystkim czuwał? Czemu dano im tak liche pomoce naukowe? Przecież z pierwszej lepszej szkoły można by przynieść lepsze. Co to jest, żeby nauczycielowi opowiadającemu o średnicy dać do ręki pomoc naukową w postaci taśmy? Nic lepszego nie było? No ale faktem jest, że tych nauczycieli tam nie powinno być – nie w takich warunkach. Pytanie tylko, czy miały wybór.
Nasz rozmówca podkreśla, że ocenianie nauczycieli z pozycji widza, siedzącego w cieple i bezpieczeństwie, mija się z celem. – Naprawdę chciałbym zobaczyć tych hejtujących w studiu telewizyjnym, przed pięcioma kamerami, oświetlonych mocnym światłem – i bez żadnej pomocy. Ciekawe, czy zdołaliby wydusić z siebie choćby słowo, nie mówiąc o składnym, normalnym prowadzeniu zajęć. Te rzeczy trzeba ćwiczyć, nic samo nie przychodzi. Luz przed kamerą, składne prowadzenie akcji na ekranie – to zawsze jest wynikiem prób i ciężkiej pracy. Wiele lat życia spędziłem na popularyzowaniu edukacji w telewizji i na innych kanałach i wiem jedno: to nie jest łatwe. Przekaz tych lekcji nie jest dobry, ale to nie jest wina tych nauczycieli. To pokazuje, jak bardzo mamy zapóźniony system edukacji. Jest sytuacja kryzysowa i nagle się okazuje, że nie potrafimy udźwignąć systemu, dzięki któremu dziecko może uczestniczyć w lekcji na przyzwoitym poziomie. I na koniec: nie przyjmuję tłumaczenia, że nie było czasu na szkolenie, było wystarczająco czasu. Jak się sadza za sterami samolotu kogoś, kto nie jest pilotem, to nie ma co się dziwić, że dochodzi do katastrofy – kończy Tomasz Rożek.
Zawadzka: Nauczyciel bez umiejętności pracy w studio
Dorota Zawadzka to psycholog rozwojowa, ambasadorka akcji społecznych dla dzieci, gospodyni kilku programów telewizyjnych („Superniania”, „I ty możesz mieć Superdziecko”, „Świat według dziecka”, „Familijny Informator Kulturalny”). W rozmowie z portalem Wirtualnemedia.pl przypomina, że pomysł, by TVP uruchomiła programy edukacyjne poddała telewizji już na początku kwarantanny.
– Jestem z pokolenia, które wychowywało i edukowało się na zajęciach NURT (Nauczycielski Uniwersytet Radiowo Telewizyjny), oglądało „Zrób to Sam”, „Dookoła Świata”, „Eurekę”, „Kwant” czy „Sondę”. Do dziś te programy, mimo, że z minionej epoki i robione techniką, o której – byłam przekonana – dawno już zapomniano, są fascynujące dzięki energii i osobowościom prowadzących. Dzisiejsza technika telewizyjna, ogromne możliwości finansowe, dostęp do nieprzebranych źródeł powinien znacznie ułatwić, o ile nie zapewnić, sukces edukacji prowadzonej tą drogą. Okazuje się, że nie do końca – komentuje Zawadzka.
Lekcje emitowane w TVP Zawadzka ocenia jako „nudne, na żenującym poziomie prowadzone w formule: tablica, biurko i tradycyjny nauczyciel”. – Niestety: to nauczyciel przestraszony kamerą, bez umiejętności pracy w studio, czasem mam wrażenie, że pozbawiony motywacji, któremu resztki wiedzy odebrał szok spowodowany nowym wyzwaniem. Rozumiem oczywiście sprawę telewizyjnego debiutu, wiem, że trudno mówić do obiektywu zamiast do ludzi. Ale to można i trzeba było poćwiczyć i należało nauczycieli nauczyć lub wybrać takich, którzy to „coś” po prostu mają. Minęły trzy dni „telewizyjnej edukacji”. Obejrzałam niemal całą ofertę na VoD. Na palcach obu rąk mogę policzyć dobrze przeprowadzone zajęcia. Mam na myśli lekcje, w których nie ma błędów, jest energia, motywacja, zaangażowanie – analizuje.
Nasza rozmówczyni mówi, iż ma wrażenie, że ogląda na ekranie przypadkowe osoby „z różnych działów telewizyjnej biurokratury”. – Nie chce mi się wierzyć, że nie udało się znaleźć nauczycieli z pasją i wiedzą i pomysłami. W sieci jest bez liku nauczycieli i pasjonatów edukacji, którzy mając swoje kanały na YouTube robią to od dawna. Dlaczego nie sięgnięto po nich? W większości przypadków nauczyciele na tych lekcjach nie radzą sobie przed kamerą, udają naturalność, zdają się nie mieć radości z tego co i dla kogo robią. Wiele błędów merytorycznych, wieje nudą. Kilkoro popełnia także błędy językowe („ludzią”, „kobietą” – zamiast „kobietom”, „czysta” zamiast „trzysta”), zmiękczenia, zdrobnienia – fatalnie to brzmi. Wieje nudą i zajęcia mają kiepskie tempo. Przecież to nie są programy na żywo, to można zmontować przeciąć, poprawić. Nie uda się w ten sposób przytrzymać uczniów przed tv – ocenia.
Dorota Zawadzka zwraca też uwagę, że prowadzący, często stoją tyłem do uczniów, pisząc po tablicy. – Źle ich wówczas słychać, nie ma kontaktu wzrokowego i nagminnie czytają z kartek, tak jakby pierwszy raz o tym opowiadali, mówiąc w tempie być może odpowiednim na lekcji, ale fatalnym w TV. Brakuje wykorzystania archiwów i materiałów filmowych, fatalna technika, światło, kadr, kiepski dźwięk – to jest po prostu brzydkie. W tzw. „obrazku”. Podsumowując: dobrze, że podjęto próbę. Póki co nieudaną, ale podjęto. Generalnie jednak – nie polecam. Nie tak to powinno wyglądać. Wyrzucone pieniądze i stracony czas. Wszystkich.
TVP: Niedostrzeganie powagi sytuacji i wyzwań
W środę Telewizja Polska wydała oświadczenie w sprawie nieprzychylnych tekstów w mediach i komentarzy po uruchomieniu akcji „Szkoła z TVP”.
– Poniżanie i dyskredytowanie nauczycieli, którzy realizując swoją misję zdecydowali się zaangażować w projekt edukacyjny, którego celem jest zapewnienie ciągłości nauczania świadczy o niedostrzeganiu powagi sytuacji i wyzwań, które stoją przed naszym społeczeństwem w tej trudnej chwili – czytamy w komunikacie.
Publiczny nadawca zaznacza, że pedagodzy, na co dzień uczący dzieci w szkołach publicznych, gdy poświęcają się i angażują w przedsięwzięcia służące dobru ogółu – stają się obiektem drwin i ataków. – Jeszcze kilka miesięcy temu te same media, które wspierały nauczycieli w walce o lepsze wynagrodzenia, dziś na podstawie jednostkowych pomyłek próbują stygmatyzują ich. Zachowanie to świadczy o niedojrzałości przedstawicieli mediów komercyjnych oraz o braku solidarności ze społeczeństwem – stwierdza.
Oświadczenie nawiązuje do krytycznych tekstów w „Gazecie Wyborczej”. W jednym z nich przytoczono list, który dr Karol Dudek-Różycki, przewodniczący Polskiego Stowarzyszenia Nauczycieli Przyrodniczych i pracownik Wydziału Chemii UJ, wysłał do ministra edukacji Dariusza Piontkowskiego w sprawie lekcji na antenie. Zaapelował w nim o większy nadzór nad realizatorami programu, zwrócił też uwagę, że „Szkoła z TVP” jest „przesycona błędami”. – Pani nauczycielka w telewizji rysowała wzory strukturalne wodorotlenków, które są związkami jonowymi. Nauczyciele oraz recenzenci od lat zwracają uwagę, że nie rysujemy wzorów strukturalnych związków jonowych, gdyż jest to zwyczajnie błędne. Taki sposób nauczania w tak wczesnym etapie zakorzeni błędne wzorce oraz błędną wiedzę – mówił dr Dudek-Różycki „Gazecie Wyborczej”.
„Szkoła z TVP” jest emitowana w kanałach TVP od poniedziałku do piątku, w dwóch blokach programowych: porannym – rozpoczynającym się zawsze od godz. 8.00 i powtórzeniowym – od godz. 12.30. Dodatkowo wszystkie wyemitowane na antenie lekcje będą dostępne na vod.tvp.pl w specjalnie przygotowanych serwisach, dedykowanych każdej klasie oraz na stronie szkolaztvp.pl. Telewizja Polska nieoficjalnie informuje, że we wspólnym projekcie przygotowywanym z MEN, odpowiada wyłącznie za jego stronę techniczną.
TVP i Polskie Radio w dwa lata dostały 2,4 mld zł pomocy publicznej
W 2017 roku Telewizja Polska i Polskie Radio otrzymały 1,677 mld zł środków publicznych, a w 2018 roku – 741,5 mln zł. Za podzielenie tych środków odpowiadała Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, większość przyznała Telewizji Polskiej. I tak w 2018 roku TVP dostała 385,5 mln zł, Polskie Radio – 186,3 mln zł, a 17 rozgłośni regionalnych Polskiego Radia – 169,7 mln zł.
Według danych UOKiK-u w 2017 roku środki przyznane mediom publicznym stanowiły 5,5 proc. łącznej kwoty 30,57 mld zł pomocy publicznej, a w 2018 roku – 3,4 proc. z 21,75 mld zł. Środki publiczne uzyskane przez TVP i Polskie Radio to przede wszystkim wpływy z abonamentu radiowo-telewizyjnego, które są klasyfikowane jako środki publiczne.
W 2018 roku wyniosły 741,5 mln zł, a abonament opłacało jedynie 994,6 tys. osób i firm. Do tego doszła pierwsza rekompensata z tytułu wpływów nieuzyskanych z abonamentu radiowo-telewizyjnego. Przyznano ją, w wysokości 960 mln zł, na przełomie 2017 i 2018 roku w ramach nowelizacji ustawy budżetowej, z tej kwoty TVP przydzielono 860 mln zł, Polskiemu Radiu – 62,2 mln zł, a działającym jako osobne spółki 17 rozgłośniom regionalnym Polskiego Radia – 57,8 mln zł.
W tym roku media publiczne dostaną od rządu prawie 2 mld zł.
Z danych Nielsen Audience Measurement, opracowanych przez portal Wirtualnemedia.pl w całym 2019 roku wiceliderem rynku telewizyjnego była TVP1, której udział zmniejszył się o 0,51 proc. do 9,68 proc. Czwartą lokatę w zestawieniu (pierwszy był Polsat, a trzeci TVN) zajęła TVP2 – ta stacja miała 8,34 proc. udziału w rynku, co stanowi wzrost o 2,21 proc.
Łącznie daje to niemal połowę (dokładnie 18,02 proc. udziałów) Telewizji Polskiej z 36,32 proc., jakie posiada tzw. wielka czwórka w rynku oglądalności.