Medialny spektakl związany z podpisaniem ustawy o mediach publicznych trwał przeszło tydzień. Finał zaskoczył większość dziennikarzy, polityków i ludzi mediów. Publicyści w większości nie przewidzieli, że prezydent ustawę podpisze, a Jacek Kurski odejdzie ze stanowiska. – Najgorsze w tym wszystkim jest to, że Kurskiego odwołano w piątek wieczorem, przez cały weekend trwała wojna buldogów pod dywanem i nikt nie wie, co będzie w poniedziałek – mówią nam anonimowo dziennikarze TVP. Janusz Daszczyński, były szef Telewizji Polskiej, prywatnie od dawna znajomy Jacka Kurskiego nie pozostawia złudzeń: – On nie odejdzie ani szybko, ani łatwo. Za bardzo kocha władzę. A już na pewno nie odejdzie z dnia na dzień.
W piątek, 6 marca – w ostatnim możliwym terminie – prezydent miał podjąć decyzję w sprawie ustawy o rekompensacie dla mediów publicznych, przyznającej TVP, Polskiemu Radiu i ośrodkom regionalnym maksymalnie 1,95 mld środków z tytułu zwolnienia wybranych grup społecznych z płacenia abonamentu. Dyskusja na ten temat trwała od dobrych kilku tygodni, a wielu publicystów podkreślało, że właściwie nie ma dla prezydenta dobrego wyjścia z tej sytuacji – zarówno pod względem wizerunkowym, jak i politycznym.
Sprawy nie ułatwiał gest posłanki Joanny Lichockiej (również członkini Komisji Kultury oraz Rady Mediów Narodowych) – opozycja używała go jako argumentu – pokazać go miała jako „środkowy palec chorym na raka”. Większość medialnych głosów komentowała, że prezydent ustawę zawetuje lub odeśle do Trybunału Konstytucyjnego. W kuluarach tajemnicą nie było, że Andrzej Duda chciał głowy Jacka Kurskiego (podejmował już próbę jego odwołania kilkukrotnie). Za każdym razem w obronie prezesa Telewizji Polskiej stawał prezes PiS Jarosław Kaczyński, co dawało mu bezwzględną ochronę.
Nie było również tajemnicą, że za szefem TVP nie przepada zarówno premier Mateusz Morawiecki, jak i szef Rady Mediów Narodowych Krzysztof Czabański. Odwołania Kurskiego chciałaby także Joanna Lichocka, co przy głosie Juliusza Brauna w Radzie Mediów Narodowych dawałoby już potrzebną większość. Do tej pory nie było jednak „politycznej woli” odwołania (jak zwykli mówić politycy Zjednoczonej Prawicy w odpowiedzi na pytania, dlaczego do tej pory nie zajęli się projektem danej ustawy – ten argument notorycznie powtarzał się w przypadku zmiany finansowania mediów publicznych, czyli właściwie clue problemu braku pieniędzy dla TVP i Polskiego Radia).
Dlaczego publicyści do ostatniej chwili byli zaskoczeni? Jak się dowiedzieliśmy, ponieważ do ostatniego momentu rzeczywiście mówiono o wecie. To, że prezydent nie odpuszcza i nie ma takiego zamiaru okazało się w piątek po południu – kiedy Jacek Kurski był zmuszony „oddać się do dyspozycji prezydenta” – miał już wiedzieć, że jego głowa zostanie poświęcona. Około godziny 16 w kręgach Zjednoczonej Prawicy było już wiadomo, że wystąpi w „Gościu Wiadomości”, ale do ostatnich godzin próbował wywrzeć presję na prezydencie. Jednocześnie chciał dać mu do zrozumienia, że 2 mld złotych dla mediów publicznych są ważniejsze niż on sam, mówiąc, że „bardziej od samego siebie kocha Telewizję Polską i Polskę”.
Prezes PiS Jarosław Kaczyński miał już zdecydować, że media publiczne muszą dostać finansowanie, na co miał naciskać nie tylko Andrzej Duda, ale także premier Mateusz Morawiecki i przewodniczący Rady Mediów Narodowych Krzysztof Czabański. Stąd błyskawiczna decyzja o zarządzeniu głosowania korespondencyjnego w sprawie odwołania Jacka Kurskiego jeszcze przed konferencją Andrzeja Dudy (o czym poinformowaliśmy jako pierwsi) i niemal natychmiastowa decyzja członków RMN (podczas konferencji Czabański podał, że za odwołaniem było czterech członków). Przed północą „za” była cała RMN.
Do tego przekaz o słuszności przekazania 1,95 mld zł na media publiczne miał uwiarygodnić Witold Kołodziejski, przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Nie pierwszy raz podkreślił, że te pieniądze „nie pójdą tylko na Telewizję Polską”, ale także na ośrodki regionalne, które bez tych środków po prostu nie przetrwają.
Ryszard Terlecki, wicemarszałek Sejmu podsumowuje odwołanie prezesa Kurskiego stwierdzeniem: – W sporze o finansowanie mediów publicznych moralnym zwycięzcą jest Jacek Kurski. Postąpił honorowo, a TVP zostawia w formie o niebo lepszej niż ją zastał. Najlepszą recenzją jego sukcesu były ataki wrogów dobrej zmiany. A odwołała go Korespondencyjna Rada Mediów – pisze na Twitterze. Dodaje potem tłumacząc: – Wyjaśniam: Rada Mediów Narodowych popiera dobrą zmianę, a decyzje w sprawie prezesa TVP podejmuje analizując sytuację zewnętrzną. Korespondencyjne jest głosowanie, a nie cała Rada.
Co na temat politycznych rozgrywek, które przybrały formę medialnego spektaklu mają do powiedzenia publicyści? Zapytaliśmy o to Joannę Miziołek z „Wprost”, Wojciecha Szackiego z „Polityki Insight”, Marcina Makowskiego z „Do Rzeczy” oraz WP, a także Tomasza Walczaka z „Super Expressu”.
Czterej smutni panowie ogłaszają zmiany personalne
Początek tygodnia. Michał Wróblewski z WP pisze w tekście „Wybory prezydenckie. NEWS WP: Andrzej Duda stawia ultimatum szefowi Rady Mediów Narodowych”: „Ważą się losy prezydenckiego weta ws. ustawy o rekompensacie dla mediów publicznych (TVP i Polskiego Radia). Z Pałacu Prezydenckiego płyną zaskakujące informacje w tej sprawie. Andrzej Duda – słyszymy z jego otoczenia – chciałby odwołania prezesa TVP Jacka Kurskiego, ale taki scenariusz nie wchodzi w grę dla Jarosława Kaczyńskiego. Prezes PiS ma stać murem za szefem telewizji publicznej”. Nie wierzy mu większość publicystów. Sam nie chce dzisiaj komentować swojego tekstu. Robert Feluś, wicenaczelny WP również stroni od komentarzy i mówi nam tylko: – Cieszę się, że WP ma tak dobrze poinformowanych dziennikarzy.
Joanna Miziołek z „Wprost” przyznaje, że ultimatum, jakie Andrzej Duda miał postawić Jarosławowi Kaczyńskiemu rzeczywiście wskazywało, że jednak będzie skłaniać się ku wetu prezydenckiemu niż ku temu, że Jacek Kurski przestanie być prezesem TVP. – Myślałam, że Jarosław Kaczyński będzie na tyle lojalny wobec Jacka Kurskiego, że będzie chciał go pozostawić na stanowisku. Ile było już takich prób i zabiegów ze strony Andrzeja Dudy, ale i Krzysztofa Czabańskiego, aby usunąć prezesa ze stanowiska? – przypomina.
– To było zaskakujące. Z drugiej strony – kiedy Kurski opublikował list do prezydenta – było już jasne, że szykuje się, aby ostatecznie odejść ze stanowiska. Pytaniem pozostaje, jak duży to ma wpływ na poczucie niezależności prezydenta. W tej rozgrywce, w ten sposób nie pokazał niezależności, tylko wygrał rozgrywkę personalną. Dla szerszej publiczności zmiany personalne na stanowisku szefa telewizji nie będą jasne. Za to opozycja ma argument, że 2 mld złotych poszły TVP, czyli na jak oni to mówią – na media rządowe i rządową propagandę. Andrzej Duda zaproponował potem 2 mld 700 mln zł na zdrowie. Zatem dobrze rozegrał to PR-owo, ale jeśli chodzi o piątkową konferencję – była dramatyczna – mówi portalowi Wirtualnemedia.pl Joanna Miziołek.
Według niej przemówienie prezydenta było przeciągane, a samo spotkanie sprawiało wrażenie, jakby pojawili się „czterej smutni panowie, którzy ogłaszają decyzje personalne”. – Na sam koniec Czabański ogłosił, że złożył wniosek o odwołanie Jacka Kurskiego, to stwierdzenie padło mimochodem. Prezydent powiedział jedynie o „resecie”, ale nie wytłumaczył, dlaczego w telewizji publicznej miałoby do tego dojść. Nie wytłumaczył, dlaczego nie podobał mu się Jacek Kurski. Jako dziennikarze wiemy dlaczego, natomiast nie wybrzmiało to w przekazie dla zwykłych ludzi. Ta konferencja była bardzo niedopracowana – ocenia.
„Nocna zmiana” z Nowogrodzkiej
Tomasz Walczak z „Super Expressu” zwraca uwagę, że „Jacek Kurski, jak to ma w zwyczaju, złożył się na ołtarzu większej niż on sprawy”.
– Musiał odejść, by Andrzej Duda mógł w kampanii pokazać się jako sprawczy polityk, który potrafi postawić się PiS, a nawet być od niego niezależny. Nie jest, moim zdaniem, przypadkiem, że cały ten dramat władzy odbywa się w środku walki wyborczej. Wziąwszy pod uwagę, że prezydencka batalia będzie plebiscytem na to, kto jest za PiS, a kto przeciwko niemu. W interesie prezydenta jest to, by nie być postrzeganym wyłącznie jako bezwolne przedłużenie Nowogrodzkiej. Przygody z mediami publicznymi – krytykowanymi nawet przez twardych PiS-owców – były tu doskonałą okazją, by to osiągnąć. Cele kampanii zbiegły się tu, jak można sądzić, z wewnętrznymi tarciami w PiS, koterie dostrzegły szansę, by pożenić budowanie Andrzeja Dudy z wewnętrznymi porachunkami. W innych okolicznościach przyrody „nocna zmiana” na Nowogrodzkiej nie miałaby szans na realizację – ocenia Walczak.
Do ostatniej chwili weto było na stole
Wojciech Szacki z Polityki Insight i „Polityki” stwierdza, że „jakkolwiek śmiesznie to brzmi, ale nie mylił się, kiedy przewidywał weto prezydenta”.
– Wszyscy komentatorzy, którzy myśleli, że będzie weto, też się nie mylili. Rzeczywiście do ostatniej chwili weto było na stole. Dało się zauważyć, że istniały dwie teorie: ta o wielkiej ustawce między Pałacem a PiS-em oraz druga – o konflikcie między PiS-em a prezydentem. Po kilku odbytych rozmowach, po tym, jak się zachowano – uważam, że ten konflikt był realny. Prezydent naprawdę był przygotowany na weto. Gdyby nie interwencja Jarosława Kaczyńskiego, który zmusił do dymisji Jacka Kurskiego, prezydent zablokowałby ustawę. Według moich rozmówców z PiS, byłby to dla niego koniec marzeń o reelekcji. Konflikt między prezydentem a jego zapleczem byłby niszczący dla kampanii – mówi w rozmowie z nami.
Dodaje, że nie wie, co by zrobiła TVP w sytuacji weta z kampanią prezydenta. – Przypuszczam, że Jacek Kurski znalazłby sposób, aby prezydenta upokorzyć. Podobnie, jak ośmieszył go w ostatnim wywiadzie w „Gościu Wiadomości”. Ziobryści i PiS odwróciliby się od Dudy, co nie znaczy, że wystawiliby innego kandydata. Chociaż takie plotki też krążyły – przypomina.
Los TVP zawisł na jednym podpisie prezydenta
Marcin Makowski z „Do Rzeczy” oraz Wirtualnej Polski stwierdza, że dla TVP „te miliardy złotych i sukcesywnie przekazywanie kolejnych pieniędzy oznacza możliwość przeżycia”.
– Ludzie z kręgu Telewizji Polskiej, ze stanowisk dyrektorskich z którymi rozmawiałem mówili, że to nie jest tylko kwestia czy będą „Wiadomości”. Te pieniądze nie są przeznaczane na jeden program informacyjny, a również na popularne seriale, dokumenty czy na Polskie Radio. Dla nich to było „być albo nie być”. Wiele formatów musiałoby zostać anulowanych, nie byłoby możliwości ich sfinansowania. Los TVP zawisł na jednym podpisie prezydenta – miał moc sprawczą w kwestii zapewnienia kontynuacji statusu, jaki dzisiaj mają media publiczne lub ich regresu. Można dyskutować czy to dobry model, że państwo dokłada tak duże środki. To kosmiczna suma, ponad 6 milionów złotych dziennie w perspektywie roku. Nie jest to na pewno dobry model, jeżeli jest konieczny to znaczy, że finansowo się nie spina. To była walka o przyszłość TVP. Pytaniem pozostaje czy uda się zmienić format programów informacyjnych – tego na razie nie jesteśmy w stanie ocenić – komentuje dla portalu Wirtualnemedia.pl.
Jak Makowski ocenia piątkową konferencję? Według niego prezydent bardzo się starał, aby udowodnić, że TVP to także regionalne ośrodki, które mają misję do wykonania w każdym województwie. – Chciał nawiązać do funkcji informacyjnej mediów, unikał nawiązywania do kontrowersyjnych tematów, propagandowego statusu TVP, o jakim mówi wielu odbiorców i komentatorów życia politycznego. To była dziwna konferencja – trwała zdecydowanie za długo, poruszono na niej zbyt wiele wątków. Wszystko sprawiało wrażenie, że prezydent chciał rozmiękczyć ostateczną decyzję, którą miał ogłosić. Ostatecznie zrobił to po 20-30 minutach przemówienia. Wiemy, że polityczne gierki toczyły się bardzo długo, właściwie do ostatniej chwili nie było wiadomo czy będzie weto. Chociaż urzędnicy Kancelarii Prezydenta twierdzą, że prezydent nie zażądał dymisji Jacka Kurskiego, to dziennikarze polityczni doskonale wiedzą, że zakulisowo takie rozgrywki były. Nie bez powodu doszło do odwołania Kurskiego i podpisania ustawy. Gdyby tego odwołania nie było, to bardzo prawdopodobne, że prezydent zawetowałby ustawę. Dla niego to była walka o pewien status w polityce, w jakimś sensie również rozgrywka personalna – podkreśla.
W TVP nastąpi złagodzenie kursu
Kto wzmocnił się w związku z odwołaniem Jacka Kurskiego ze stanowiska prezesa TVP? Joanna Miziołek mówi nam, że wygraną jest nie tylko frakcja Krzysztofa Czabańskiego, ale też przy okazji – posłanki Lichockiej, która od lat chciała odwołania Jacka Kurskiego. – Myślę, że raczej ludzie Kurskiego póki co nie będą mieli powrotu na Woronicza. Po wyborach może się okazać, że będzie kolejna zmiana warty i wtedy pojawi się Kurski. Na razie nastąpi raczej odizolowanie jego ludzi. Pytaniem pozostaje, czy prezydentowi był potrzebny chaos w mediach publicznych – pracownicy mediów publicznych będą się go teraz bać – komentuje dziennikarka „Wprost”.
Zaznacza, że nie jest tajemnicą, że „Wiadomości” prezydentowi nie podobały się od dawna, a zachowanie Jacka Kurskiego w „Gościu Wiadomości” w rozmowie z Danutą Holecką było bardzo uszczypliwe.
– Pytanie też o Marzenę Paczuską, która była bardzo marginalizowana przez Jacka Kurskiego. Póki co, nie będzie zdecydowanych ruchów personalnych, ale nastąpi pewnie złagodzenie tonu „Wiadomości”. Możliwe, że w informacjach będzie więcej prezydenta i premiera. To było symboliczne – na konferencji stali ramię w ramię – jak sami uważali, byli marginalizowani w TVP. Myślę, że będzie mniej „ostrego kursu” i mniej Zbigniewa Ziobro, który miał polityczny układ z Kurskim, aby to jego częściej pokazywać w TVP – tłumaczy nam Joanna Miziołek. – Bardzo ciekawe, co stanie się z Jackiem Kurskim – wszyscy się już śmieją, że dostanie stanowisko w spółce Skarbu Państwa – podsumowuje.
Kadrowe roszady na Woronicza
Tomasz Walczak na pytanie, co dalej będzie się dziać w TVP objaśnia, że jak przy okazji każdej zmiany personalnej w spółkach Skarbu Państwa, zacznie się nowe rozdanie kadrowe. – TVP to jednak specyficzna firma, w której trzeba uwzględnić interesy wielu frakcji, by każda czuła się przez PiS-owską propagandę dopieszczona. Zresztą dotychczasowe personalne przetasowanie na Woronicza kończyły się zwykle kadrowymi roszadami, a nie czystkami. Tak pewnie będzie i tym razem. Zasadniczych zmian trudno się spodziewać. Oczywiście, wydaje się, że większe wpływy uzyska teraz obóz Mateusza Morawieckiego – niedoreprezentowany dotychczas. Obecność premiera na konferencji prezydenta jest jasnym sygnałem, że on w to nowe rozdanie zamierza się włączyć. I najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że mówimy przecież nie o partyjnej jaczejce i jej wewnętrznych rozgrywkach, ale o publicznych mediach, które stały się przedłużeniem partii matki – kończy Walczak.
Wojciech Szacki dodaje, że zarząd Telewizji Polskiej ma odzwierciedlać układ sił. – Poprzednio Lech Jaworski miał równoważyć układ sił i decyzje Kurskiego (w styczniu dziennikarz informował, że prawdopodobnie to on wejdzie do zarządu TVP – przyp.red.). Jeśli znika Kurski, to Jaworski przestaje być potrzebny – twardogłowi z PiS-u nie wyobrażaliby sobie, aby wszedł do zarządu. Jeszcze niedawno był przecież w PO – uważa.
Czy na Woronicza należy spodziewać się zmian? – Spodziewam się, że do wyborów prezydenckich nic się nie zmieni. Kurski będzie byłym prezesem, cieszącym się ze swojej odprawy. Później nie sądzę, aby stała się mu krzywda. Jarosław Kaczyński ma wobec niego duży dług wdzięczności. Myślę, że zapewni mu odpowiednie dla jego kompetencji stanowisko w ramach Zjednoczonej Prawicy. Nie stanie się mu krzywda. Nie sądzę, aby wrócił na stanowisko z którego został usunięty, ale nie martwmy się o jego przyszłość – podkreśla.
Kurski był charyzmatycznym liderem
Marcin Makowski objaśnia, że jeśli w polityce nie wiadomo – kto jest sprawcą danej sytuacji – należy zapytać, na czyją korzyść działa. – Rozpatrujemy tę sytuację korzyściami: na pewno jest korzystna dla prezydenta. Mimo wszystko przez długi czas był raczej skąpo pokazywany w „Wiadomościach”, choć ostatnio to się zmieniło. Również premier Morawiecki nie bez powodu był na tej konferencji – wiemy, że był wycinany z programów informacyjnych TVP. Jarosław Gowin i jego środowisko Porozumienia też niechętnie patrzyli na styl programów informacyjnych, jaki prezentowano w TVP. Te stronnictwa wzmacniają się wraz z usunięciem Jacka Kurskiego – stwierdza.
Dalej kontynuuje: – Jeżeli p.o. prezesa byłaby Joanna Lichocka, Marzena Paczuska lub Mateusz Matyszkowicz – ktokolwiek by to nie był – nie będzie to osoba tak wpływowa, silna i charyzmatyczna jak Jacek Kurski. Na pewno będzie zależna od innych grup, które będą się chciały rozgościć na Woronicza. Zastanawiam się, czy to nie oznacza odroczenia powrotu Jacka Kurskiego. Wyobrażam sobie, że może zostać wybrany ponownie – w konkursie lub w innej formie – hipotetycznie mógłby wrócić po wygranych wyborach prezydenckich. Przez lata budował swoją pozycję – daleko poza obszar polityki. Wielokrotnie widzieliśmy jak chciano go zwolnić z TVP. Jeszcze bym go nie skreślał, to chyba najwybitniejsza osoba na tym stanowisku w historii Telewizji Polskiej. Pytaniem jest, czy w dobrym kierunku wykorzystywał swoją ambicję. Moim zdaniem nie. Nie zmienia to faktu, że ma bardzo silne karty i stworzył w telewizji własne środowisko. Jego ludzie mogą domagać się jego powrotu lub przyjścia właściwej osoby, która go zastąpi. Czeka nas bardzo ciekawa rozgrywka, tocząca się daleko poza mediami – prognozuje Marcin Makowski.
„Kurski szybko nie odejdzie”
W mediach rozpoczęły się spekulacje, kiedy dokładnie Kurski odejdzie z Woronicza. – Wie pan, ja nie bardzo wierzę, że on szybko to zrobi – mówi portalowi Wirtualnemedia.pl Janusz Daszczyński, były prezes TVP.
Janusz Daszczyński zna Kurskiego od bardzo dawna, jeszcze z Gdańska. – Nie mogę powiedzieć, żeby to była super dobra znajomość, ale nie unikamy się i jesteśmy po imieniu – precyzuje. Jest ostatnim prezesem przed Kurskim – został odwołany ze stanowiska w styczniu 2016 roku, bezpośrednio po nim na fotelu prezesa zasiadł Jacek Kurski. – Właściwie mój fotel był jeszcze ciepły, bo zmieniliśmy się na nim 8 stycznia, w dzień po tym, jak została podjęta decyzja polityczna o tej zmianie.
Zdaniem Daszczyńskiego Kurskiemu nie można wierzyć w dwie rzeczy: że odchodzi z telewizji, bo bardziej od niej kocha Polskę, a także w to, że odejdzie z niej szybko. – Znam go od lat, wiem, że bycie prezesem TVP to był dla niego szczyt marzeń. Kiedy mówi, że „odchodzi, bo bardziej od telewizji kocha Polskę” – to wydaje mi się, że mija się z prawdą, bo jednak chyba bardziej kocha siebie i władzę.
Janusz Daszczyński uważa, że Jacek Kurski nie pożegna się szybko z TVP. – Nie sądzę, żeby odszedł nagle, nie zachowując sobie wpływów w ukochanej telewizji. Formalnie oczywiście zostanie pozbawiony władzy, ale nieformalnie może być inaczej. Jednym ze scenariuszy, który jest prawdopodobny, jest moim zdaniem ten, że szef Rady Mediów Narodowych ogłosi w poniedziałek, iż Kurski zostaje odwołany w głosowaniu, ale do czasu ogłoszenia konkursu na nowego prezesa i wyłonienia go będzie sprawował funkcję i nadal szefował. Podkreślam, że to tylko przypuszczenia. Ale taki konkurs może być rozstrzygnięty choćby i w maju, po prezydenckich wyborach. Jak będzie – zobaczymy – podkreśla Daszczyński.
Matyszkowicz zapewnia kontynuację, Jaworski niewiadomą
Dziennikarze, z którymi rozmawiamy, podkreślają, że dominującym uczuciem na Woronicza i na placu Powstańców (tam mieści się TAI) jest niepewność. – Decyzję o odwołaniu prezesa podano w piątek wieczorem, zostawiając cały weekend na przypuszczenia, domysły i – co tu dużo kryć – walkę buldogów pod dywanem. Nie wiemy, kto i jakimi metodami walczy, ale wiemy, że stawką są nasze stanowiska. Jeśli – jak się mówi – prezesem (albo pełniącym obowiązki) zostanie Mateusz Matyszkowicz, TAI nie powinna tego odczuć. Jeśli jednak więcej do powiedzenia będzie miała Marzena Paczuska, jeszcze w tym tygodniu możemy spodziewać się zwolnień lub rzucania papierami przez dziennikarzy, publicystów a nawet członków kierownictwa – słyszymy nieoficjalnie.
Na razie jednak – jak podkreślają nasi rozmówcy – nikt nie podejmuje żadnych kadrowych decyzji, wszyscy czekają na to, co przyniesie poniedziałek. I co ogłosi Krzysztof Czabański.
Nasi rozmówcy podkreślają, że jednym z rozwiązań ma być też wprowadzenie do zarządu kolejnego członka, o którym mówiło się już w styczniu: Lecha Jaworskiego. – Niektórzy w firmie mówią, że to on miałby zostać nowym prezesem. Jest człowiekiem Jarosława Gowina, nie wiadomo, czym mogłoby się to skończyć – słyszymy w TAI.
TVP i Polskie Radio w dwa lata dostały 2,4 mld zł pomocy publicznej
W 2018 r. Telewizja Polska osiągnęła wzrost przychodów o 24 proc. do 2,2 mld zł, głównie dzięki 359 mln zł więcej z abonamentu rtv. Wzrosły też wpływy nadawcy z reklam, sponsoringu, sprzedaży programów i licencji. Zatrudnienie w firmie wynosiło prawie 2,7 tys. etatów.
Dyrektorzy i ich zastępcy w Telewizji Polskiej zarabiali średnio 21,8 tys. zł miesięcznie brutto, doradcy zarządu – 20,8 tys. zł, dziennikarze motywacyjni – 7,5 tys. zł, a ci honoraryjni – 12,2 tys. zł. Członkowie zarządu Jacek Kurski i Maciej Stanecki zainkasowali łącznie 811,8 tys. zł.
W 2017 roku Telewizja Polska i Polskie Radio otrzymały 1,677 mld zł środków publicznych, a w 2018 roku – 741,5 mln zł. Za podzielenie tych środków odpowiadała Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, większość przyznała Telewizji Polskiej. I tak w 2018 roku TVP dostała 385,5 mln zł, Polskie Radio – 186,3 mln zł, a 17 rozgłośni regionalnych Polskiego Radia – 169,7 mln zł.
Według danych UOKiK-u w 2017 roku środki przyznane mediom publicznym stanowiły 5,5 proc. łącznej kwoty 30,57 mld zł pomocy publicznej, a w 2018 roku – 3,4 proc. z 21,75 mld zł. Środki publiczne uzyskane przez TVP i Polskie Radio to przede wszystkim wpływy z abonamentu radiowo-telewizyjnego, które są klasyfikowane jako środki publiczne.
W 2018 roku wyniosły 741,5 mln zł, a abonament opłacało jedynie 994,6 tys. osób i firm. Do tego doszła pierwsza rekompensata z tytułu wpływów nieuzyskanych z abonamentu radiowo-telewizyjnego. Przyznano ją, w wysokości 960 mln zł, na przełomie 2017 i 2018 roku w ramach nowelizacji ustawy budżetowej, z tej kwoty TVP przydzielono 860 mln zł, Polskiemu Radiu – 62,2 mln zł, a działającym jako osobne spółki 17 rozgłośniom regionalnym Polskiego Radia – 57,8 mln zł.
Z danych Nielsen Audience Measurement, opracowanych przez portal Wirtualnemedia.pl w całym 2019 roku wiceliderem rynku telewizyjnego była TVP1, której udział zmniejszył się o 0,51 proc. do 9,68 proc. Czwartą lokatę w zestawieniu (pierwszy był Polsat, a trzeci TVN) zajęła TVP2 – ta stacja miała 8,34 proc. udziału w rynku, co stanowi wzrost o 2,21 proc.
Łącznie daje to niemal połowę (dokładnie 18,02 proc. udziałów) Telewizji Polskiej z 36,32 proc., jakie posiada tzw. wielka czwórka w rynku oglądalności.
W 2016 roku – gdy Kurski obejmował stanowisko prezesa TVP – dwa największe kanały publicznego nadawcy miały 19,4 proc. udziału w rynku. Jedynka miała 11,10 proc. udziału w rynku, a TVP2 – 8,32 proc. udziału.