Czuchnowski czekał 5 lat z opisaniem w „Gazecie Wyborczej” zeznań nt. Koteckiej

„Każdy ma prawo do dylematów moralnych”

Wojciech Czuchnowski

Dziennikarze skrytykowali to, że Wojciech Czuchnowski z „Gazety Wyborczej” (Agora), zeznania byłego gangstera dotyczące Patrycji Koteckiej opisał dopiero pięć lat po otrzymaniu ich. – To był mój wybór. Zostawiłem ten protokół dla siebie, przez lata wahając się, czy należy to nagłaśniać. Każdy ma prawo do dylematów moralnych – komentuje Czuchnowski dla portalu Wirtualnemedia.pl.

„Gazeta Wyborcza” opublikowała w środę tekst Wojciecha Czuchnowskiego „Niebezpieczne związki Patrycji Koteckiej. Niejasna przeszłość żony Ziobry”. Dziennikarz opisał dotyczące Koteckiej zeznania byłego gangstera Piotra K. Czuchnowskiemu nie udało się zweryfikować, czy podane przez K. informacje są prawdziwe.

W odpowiedzi Kotecka opublikowała oświadczenie, w którym zaprzeczyła wszystkiemu, o czym pisze Wojciech Czuchnowski i zapowiedziała kroki prawne względem autora i redakcji. – „Gazeta Wyborcza” powołuje się na konfabulanta, który już nie raz wprowadzał w błąd prokuraturę. motywowana politycznie „Gazeta Wyborcza” próbuje desperacko wykorzystać Piotra K., by wpłynąć na opinię publiczną w związku z nadchodzącymi wyborami – czytamy w oświadczeniu.

Znalazł się w nim fragment, który przykuł uwagę komentujących dziennikarzy. – Autor artykułu, zwracając się do mnie przed publikacją, przyznał w korespondencji SMS-owej: „Mam te akta od 5 lat. Nie chciałem o tym pisać, ale teraz nie mam wyjścia”. W związku z powyższym widać, że „Gazeta Wyborcza” nie traktowała tych materiałów poważnie – stwierdziła Patrycja Kotecka.

Dziennikarze pytają: skąd pięcioletnia zwłoka?

Dziennikarze podjęli temat przetrzymywania materiałów przez pięć lat przez Wojciecha Czuchnowskiego i rzekomego przymusu opublikowania ich właśnie teraz. – Serio @czuchnowski miałeś te akta 5 lat i napisałeś teraz? Dlaczego nie masz wyjścia? W redakcji kazano Ci napisać? – zapytał dziennikarz „Do Rzeczy” Wojciech Wybranowski. – Dziennikarz GW pisze do Patrycji Koteckiej: „Mam te akta od 5 lat. Nie chciałem o tym pisać, ale teraz nie mam wyjścia”. Dziennikarze bez granic. Żenady – skomentowała Kamila Baranowska z tej samej redakcji.

– Beka, że Gazeta Wyborcza bierze sobie za źródło Zbigniewa Stonogę i niejakiego gangusa „Brodę”. XDD. Mówiłem o tym w moich vlogach blisko 2 miesiące temu – dodał Marcin Rola z wRealu.tv.

Serio @czuchnowski miałeś te akta 5 lat i napisałeś teraz? Napisaleś do Koteckiej: ” Mam te akta od 5 lat. Nie chciałem o tym pisać, ale teraz nie mam wyjścia”. Dlaczego nie masz wyjścia? W redakcji kazano Ci napisać tak jak w swoim czasie paszkwil o @LatkowskiS ?

— Wojciech Wybranowski (@wybranowski) February 26, 2020

– „Mam te akta od 5 lat. Nie chciałem o tym pisać, ale teraz nie mam wyjścia”? – zapytał Wojciecha Czuchnowskiego Cezary Gmyz z TVP. – Czytam na Wirtualnychmediach jak Czuchnowski weryfikował swój tekst i jestem zszokowany poziomem intelektualnym i warsztatem pracowników wyborczej. Czuchnowski przez kilka tygodni ustalił, że Patrycja Korecka studiowała dziennikarstwo i mieszkała na Wilanowie. Całej reszty już nie – skomentował Łukasz Jankowski z Radia Wnet. – Jednym ze źródeł Czuchnowskiego jest detektyw Jerzy Godlewski. Facet, który po zatrzymaniu (był podejrzany o przemoc i usiłowanie gwałtu) opowiadał, że po zatrzymaniu: „wstrzyknięto mu truciznę i zarażono gronkowcem złocistym.” (10.03. 2011 rok. Onet- Szumowski) – podsumował Wybranowski.

Czuchnowski: zwłokę biorę na siebie

W rozmowie z portalem Wirtualnemedia.pl Wojciech Czuchnowski podkreśla, że od 30 lat pracuje w różnych mediach i zawarł w tym czasie wiele bliższych i dalszych znajomości z dziennikarzami oraz osobami publicznymi, którzy dzisiaj są po drugiej stronie barykady dzielącej Polskę. – Znałem też, jako dziennikarkę, Patrycję Kotecką. Znałem i lubiłem. Gdy zdecydowała się zamienić dziennikarstwo na służbę partii, przyjąłem to ubolewaniem. Nie potrafiłem zrozumieć jej wyborów, próbowałem usprawiedliwiać, broniłem jej w rozmowach ze znajomymi. Potem pogodziłem się z tym, że poszła taką a nie inną drogą, ze wszystkimi jej konsekwencjami – komentuje dziennikarz „Gazety Wyborczej”.

Czuchnowski przekonuje, że Patrycja Kotecka jako żona ministra sprawiedliwości korzysta dzisiaj z możliwości, jakie daje jej pozycja męża. – Trudno się pisze o dawnych znajomych. Na protokół przesłuchania Piotra K., który zarzuca Koteckiej kontakty z mafią, natknąłem się w 2014 r. przeglądając akta zupełnie innej sprawy. Zostawiłem ten protokół dla siebie, przez lata wahając się, czy należy to nagłaśniać. Zwłokę biorę na siebie. Każdy ma prawo do dylematów moralnych – tłumaczy.

– O publikacji zadecydowały dwa czynniki: informacje o aktywności Koteckiej, próbującej sterować mediami za pomocą reklam państwowego ubezpieczyciela oraz to, że zarzuty mafijnych kontaktów pod jej adresem regularnie powracały. Pierwszy raz napisał o nich w 2007 r. Super Express, potem w wywiadzie rzece z 2008 r. mówił o tym b. szef MSWiA, Janusz Kaczmarek. A pod koniec 2019 r. w sieci pojawiły się wypowiedzi Piotra K. oraz informacje, że protokoły z jego zeznań wkrótce będą upublicznione. Dopiero wtedy uznałem, że nie można sprawy ukrywać – informuje nas Wojciech Czuchnowski.

„Opory z powodu dawnej znajomości”

Nasz rozmówca mówi, że przed opublikowaniem środowego tekstu Patrycja Kotecka miała „wyjątkowe możliwości ustosunkowania się do sprawy”. – Napisałem jej, że ma dużo czasu na odpowiedzi. Zaproponowałem też, że mogę jej udostępnić kopię protokołu przesłuchania Piotra K. tak, by się do niego ustosunkowała. Nie skorzystała z tych możliwości. Zamiast tego, zaraz po zadaniu przeze mnie serii szczegółowych pytań, w prorządowych mediach ukazał się cykl tekstów o tym, że „idzie mafijny atak” na Ziobrę i jego żonę. Nie zareagowaliśmy i spokojnie kontynuowaliśmy weryfikację zeznań oraz innych wątków z przeszłości żony Zbigniewa Ziobry. Wiele z nich odpadło w wyniku sprawdzenia, ale wiele się potwierdziło. Rozumiem, że Patrycja Kotecka, broniąc się pomija wszystkie te szczegóły i subtelności.

Dalej Wojciech Czuchnowski przyznaje, że 2 stycznia -zwracając się w sprawie zeznań Piotra K. do Patrycji Koteckiej – rzeczywiście napisał, że ma dotyczące jej akta od 5 lat. – Pisałem: „Nie chciałem o tym pisać, ale teraz nie ma wyjścia, bo sprawa wypłynie i wypływa”. Jak widać, nie pisałem, że „nie mam wyjścia” (jak podaje Kotecka) ale, że „nie MA wyjścia”. To istotna różnica, wskazująca na obiektywne okoliczności, czyli rozpowszechnianie w sieci wypowiedzi świadka – komentuje dziennikarz.

Dodaje, że nie jest prawdą, iż „Gazeta Wyborcza” nie traktowała wcześniej tych materiałów poważnie. – Od początku miałem świadomość, że sprawa jest poważna, m.in. dlatego, że o dziwnych znajomościach Patrycji Koteckiej od lat mówiło się w środowisku. Dlaczego nic nie pisałem? To był mój własny wybór. Napisałem do Koteckiej: „wcześniej nie chciałem [o tym pisać] z powodu naszej znajomości i tego, że mam opory. Teraz te rzeczy zaczynają krążyć, więc nie mam czy [coś] się gdzieś ukaże, czy nie”. Dlaczego miałem opory? Dawna znajomość to jeden z powodów. Inny jest taki, że po prostu wierzę, że ludzie mogą się zmieniać. W mediach mamy przykłady dziennikarzy nawet po karnych wyrokach, którzy potem weszli na uczciwą drogę. Niestety teraz dochodzę do wniosku, że nie jest to przypadek p. Koteckiej.

Czuchnowski dodaje, że czytelnikom należy się od niego wyjaśnienie: – Wykonałem swój dziennikarski obowiązek najlepiej jak było to możliwe. Na pewno zrobiliśmy znacznie więcej niż Mariusz Kamiński, który w 2011 r., nie miał oporów z rozpowszechnianiem informacji z zeznań Piotra K. Nawet takich, których ten świadek nie złożył. Naszą rzetelność ocenią czytelnicy a być może też sąd – kończy dziennikarz.

Według danych ZKDP w całym ub.r. średnia sprzedaż ogółem „Gazety Wyborczej” wynosiła 85 873 egz., o 9,2 proc. mniej niż rok wcześniej. W grudniu ub.r. portal Wyborcza.pl zanotował 7,6 mln użytkowników i 69,08 mln odsłon oraz 8 minut i 29 sekund średniego czasu korzystania przez odwiedzającego (według badania Gemius/PBI).