W środę Wojciech Czuchnowski z „Gazety Wyborczej” wysłał wiceministrowi sprawiedliwości Marcinowi Warchołowi zdjęcie wyroku z własnym zakreśleniami, a w czwartek ta fotografia została zamieszczona w tekście Wojciecha Biedronia na wPolityce.pl. Warchoł przeprosił za to Czuchnowskiego, jako odpowiedzialnych wskazuje swoich współpracowników. – Dokument fruwa od trzech dni w obiegu. Można się było o niego potknąć – przekonuje Biedroń.
Zdjęcie przesłane przez Wojciecha Czuchnowskiego przedstawia wyrok Sądu Najwyższego z 2005 roku stwierdzający, że decyzje sądu dyscyplinarnego nie są ostateczne i mogą być weryfikowane przez sądy powszechne. Sprawa została w czwartek opisana przez dziennikarza na pierwszej stronie „Gazety Wyborczej”.
Natomiast w środę Czuchnowski wysłał maila z pytaniami wiceministrowi sprawiedliwości Marcinowi Warchołowi, dołączając zdjęcie wyroku z własnymi zakreśleniami. W czwartek ta fotografia (tak samo wyglądająca, z identycznymi zakreśleniami) znalazła się w artykule Wojciecha Biedronia na wPolityce.pl polemizującym z tekstem „Gazety Wyborczej”. – Wiemy, kto wydał wyrok, którym chwalą się ‘GW’ i Łączewski! To Iwulski, który skazywał opozycjonistów w stanie wojennym! – czytamy w tekście Biedronia.
Jak to się stało, że dziennikarz wPolityce.pl dostał to zdjęcie? Marcin Warchoł powiedział Onetowi, że przekazał je współpracownikom z resortu sprawiedliwości, żeby sprawdzili autentyczność tego wyroku. – Nie wiem, jak do tego doszło. Mam żal do współpracowników, że tak się stało. Nie mieli upoważnienia, by przekazywać moją korespondencję z dziennikarzem komukolwiek, to była sprawa prywatna. Odbyłem z nimi stanowczą rozmowę i mam nadzieję, że taka sytuacja nigdy się nie powtórzy – stwierdził. Warchoł zaznaczył, że przeprosił Wojciecha Czuchnowskiego za tę sytuację.
Zupełnie inaczej skomentował to Wojciech Biedroń. – Wystarczyło, by autorka tekstu (artykułu na Onecie – przyp.) się ze mną skontaktowała i wszystko byłoby jasne. Dokument fruwa od trzech dni w obiegu. Można się było o niego potknąć – napisał na Twitterze.
– Tak wygląda zdjęcie dokumentu, który zdaniem red.Biedronia „fruwa od trzech dni”. To zdjęcie sam zrobiłem i wysłałem WCZORAJ po południu do min.Warchoła.Dzisiaj publikuje je Biedroń. Zgadzają się podkreślenia i cienie na kartce…Biedroń, nie kłam dziadu! – skomentował to Wojciech Czuchnowski. – Wrzuciłeś materiał bez informacji,że sprawozdawcą był Iwulski. Dlaczego to zataiłeś? Nie pasowało do koncepcji? Co jest ważniejsze? Pierwsza storna wyroku, czy fakt o co w wyroku chodzi i kto go wydał? Myślałeś, że przestanę pisać? My was też możemy rozliczać z informatorów – odpowiedział mu dziennikarz wPolityce.pl.
– Człowieku, przez głupotę i niechlujstwo wsypałeś swoich informatorów. Ten wyrok jest w ogólnodostępnej bazie lex i z niej a nie ze „znaczonej” kopii mogłeś skorzystać. Nie odwracaj więc kota dupą i zamilcz. Już nic nie wymyślaj. Dla mnie koniec tej żenującej dyskusji – stwierdził Czuchnowski.
Wrzuciłeś materiał bez informacji,że sprawozdawcą był Iwulski.Dlaczego to zataiłeś?Nie pasowało do koncepcji? Co jest ważniejsze?Pierwsza storna wyroku,czy fakt o co w wyroku chodzi i kto go wydał? Myślałeś, że przestanę pisać? My was też możemy rozliczać z informatorów.
— Wojciech Biedroń (@WBiedron) January 2, 2020
W sierpniu ub.r. „Gazeta Wyborcza” ujawniła, że Emilia S., która wspólnie m.in. z byłym wiceministrem sprawiedliwości Łukaszem Piebiakiem oczerniała w internecie sędziów, w połowie 2018 roku dostarczyła Wojciechowi Biedroniowi materiały dotyczące wypadku samochodowego spowodowanego przez sędzią. Od zleceniodawców kobieta chciała otrzymywać pieniądze „na drobiazgi dla dziennikarzy”, którym „warto podziękować”. – Jako dziennikarz, który zajmuje się tematyką śledczą, pracuję z różnymi źródłami i informatorami, podobnie jak inni dziennikarze. Każdą informację dokładnie weryfikuję – zapewnił Biedroń.
Według badania Gemius/PBI we wrześniu ub.r. wPolityce.pl zanotowało 1,33 mln realnych użytkowników i 30,67 mln odsłon.